Donald Tusk jest dziś potężny jak nigdy dotąd. Kaczyński podnosi rękawicę i staje do starcia tytanów polskiej polityki ostatnich dwudziestu lat. Oczyszcza przedpole z wiceministrów i staje samotrzeć z premierem Morawieckim i Joachimem Brudzińskim.
W 1994 roku Teresa Torańska zapytała Jarosława Kaczyńskiego o to, kim chciałby być. Ministrem sprawiedliwości? Premierem? Prezydentem? „Emerytowanym zbawcą narodu” – odparł. Teraz, niemal dziesięć lat po przekroczeniu wieku emerytalnego, zdaje się sięgać po swoje marzenie.
Na progu kampanii wyborczej Kaczyński wstał z sejmowej ławy i odrzucił płaszcz „szarego posła”, odsłaniając oblicze wodza. Aby nie było wątpliwości co do jego rangi, wszyscy pozostali wicepremierzy podali się do dymisji: Jacek Sasin, Piotr Gliński, Mariusz Błaszczak i Henryk Kowalczyk. Ruch ten można interpretować dwojako: jako próbę przykrycia porażki albo realizację własnego snu.
Kampania wyborcza się sypie
Nie działa obietnica 800 plus, czternastej emerytury ani jałmużny dla nauczycieli. Unia Europejska wcale nie chce relokować do Polski uchodźców, więc pomysł referendum spalił na panewce. Nie działa gorliwa obrona JP2, wyśmiewanie osób trans, a odgrzewany pomysł atakowania społeczności LGBT+ już (prawie) nikogo nie rusza. Emocje związane z komisją ds. badania wpływów rosyjskich doprowadziły do masowego protestu 4 czerwca. Tusk jest potężny jak nigdy dotąd.
Kaczyński podnosi więc rękawicę i staje do starcia tytanów polskiej polityki ostatnich dwudziestu lat. Oczyszcza przedpole z wiceministrów i staje samotrzeć z premierem Morawieckim i Joachimem Brudzińskim. Ten ostatni obejmuje kierowanie kampanią w miejsce europosła Tomasza Poręby.
Latami liczyłem, że opozycja się porozumie. Na co mam jeszcze czekać?
czytaj także
Co będzie motywem przewodnim kampanii? Gdybyśmy wierzyli, że słowa Andrzeja Dudy mają jakiekolwiek znaczenie, moglibyśmy domniemywać, że będzie to bezpieczeństwo. „Decyzja o powrocie do rządu na urząd wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego jest decyzją z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa absolutnie trafna i potrzebna” – mówił prezydent, wręczając prezesowi wicepremierowską tekę.
Dymisje tylko na życzenie i ku chwale Kaczyńskiego
Dymisje wicepremierów sugerują karniaka: nie sprawdzili się, napsuli, więc koniec ze stanowiskami i wiążącymi się z nimi uposażeniami. Ale przecież wszyscy oni trwali na stanowiskach raczej pomimo swoich decyzji niż dzięki nim.
Henryk Kowalczyk zachował wicepremierostwo, mimo że w kwietniu, po skandalu z ukraińskim zbożem i protestami rolników, utracił tekę ministra rolnictwa.
Mariusz Błaszczak nie stracił funkcji po tym, jak nie zauważył rosyjskiej rakiety, która spadła w okolicach Bydgoszczy. Ani z powodu zgłoszenia przez NIK wątpliwości co do finansowania podkomisji Macierewicza do sprawy zbadania katastrofy pod Smoleńskiem, nad czym nadzór sprawował właśnie minister obrony narodowej.
czytaj także
Piotr Gliński nie stracił zaufania Jarosława Kaczyńskiego, kiedy okazało się, że publiczne pieniądze trafiły do organizacji związanych z politykami PiS.
Wreszcie Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, utrzymywał pozycję, choć wsławił się nieudanymi wyborami kopertowymi w 2020 roku, które kosztowały 70 mln i po których w tajemniczych okolicznościach zniknęło 26 mln pakietów wyborczych, a Poczta Polska wciąż nie doczekała się zwrotu 14 mln za tamtą imprezę. Nie stracił Sasin stanowiska za wadliwe maseczki sprowadzone z Chin samolotem, na tle którego dumnie się fotografował. Do dymisji nie doprowadziło też ujawnienie problemów z oświadczeniem majątkowym jego i jego żony.
Kaczyński realizuje swoje marzenia
Jaka jest więc logika ostatnich dymisji? Wywołanie trzęsienia ziemi, by wszyscy pamiętali, kto rzeczywiście rządzi. I że nie zasługi, a wola prezesa jest tu najważniejsza.
Teraz wicepremier jest tylko jeden. Ponad prezydentem, premierem i już nie w roli szarej eminencji, ale sięgający po laur „Naczelnika Państwa” vel „Emerytowanego Zbawcy Narodu” – autokraty stojącego na czele suwerennego państwa, który poprowadzi nas, gdzie zechce, i zasłuży na kryptę na Wawelu. A od czego nas wybawi? To się okaże.
Balon rośnie, że aż strach. Czy starszy pan podtrzymywany pod łokcie przez premiera i szefa kampanii, utrzyma sznurek, czy może okaże się, że emerytura od 65. roku życia ma jednak jakiś sens?
Tymczasem Donald Tusk jak gdyby nigdy nic prasuje spodnie w kancik, szykując się na wyjazd do Jeleniej Góry i Wrocławia.