Kraj

Jak w „Znachorze”. Czy Hołownia ustawi zwaśnione obozy do wspólnej fotografii?

Szymon Hołownia ogłosił koniec odgradzania się Sejmu od obywateli w sensie przenośnym i dosłownym, czyli demontaż barierek. Sejm X kadencji ma się nie zajmować sam sobą, nie interesami tych, co w nim siedzą, ale odpowiadać na potrzeby ludzi. Na początek – praworządność i drożyzna.

Słuchając orędzia marszałka Szymona Hołowni, widziałam oczami wyobraźni ostatnią scenę Znachora – czyli wielkie pojednanie wszystkich społecznych grup i klas. Po wszystkich mrożących krew w żyłach perypetiach dwa wesela łączące klasę średnią z ludem i arystokracją, wspólne grupowe zdjęcie na ganku karczmy. Orędzie korespondowało z poniedziałkowym przemówieniem marszałka, które zakończył, cytując Mickiewicza: „Wiwat sejm, wiwat senat, wiwat wszystkie stany!”. Nowy marszałek zamierza trzymać się tej drogi: polityki miłości, afirmacji i pojednania.

Sejm X kadencji: nie ma barierek, pracownicy sejmu już nie obawiają się oglądać Polsatu

Pojednanie bez wątpienia jest nam potrzebne. Zostało też obiecane w kampanii. Polityka miłości okazała się skuteczna: obóz demokratyczny stał się wyraźnie silniejszy, kiedy jego liderzy przestali kopać się po kostkach. Ale i ogólny nastrój społeczny poprawiał się, kiedy ludzie słyszeli: rozliczymy tych, co popełnili przestępstwa, ale nie ich wyborców. Potrzebujemy zgody – powtarzali więc politycy, a Trzecia Droga hasło „dość kłótni, do przodu” wzięła sobie na sztandar. Okazało się to skuteczniejsze niż tożsamościowe „serce mam po lewej” Lewicy.

Zmęczenie politycznymi awanturami wychodziło w badaniach socjologicznych i było wszechogarniające do tego stopnia, że umiejętność dochodzenia do kompromisu ceniona była najwyżej przez wszystkie siedem grup społecznych. Wybory to potwierdziły. PiS, który w jątrzeniu i nienawiści przesadził, w czasie kampanii ani na moment nie zaprzestając szczucia, pomówień, gróźb, a przede wszystkim straszenia wyborców – przegiął. Łuk pękł.

Co ciekawe, PiS idzie w zaparte. Nie spuszcza z tonu, nie próbuje rozpędzonych emocji hamować, ale tak samo jak wcześniej pomawia, obraża, straszy, w każdej wypowiedzi powtarza bzdury o „niemieckich kłamstwach Tuska” i rzekomym zagrożeniu suwerenności przez Unię Europejską. Zachowuje się, jakby zamierzał ludzi wyprowadzać na ulice.

Senator PiS Marek Pęk wprost zapowiedział, że wyborcy jego partii wyjdą z domów, by bronić IPN i CBA. Jakoś nie widzę szans na masowe demonstracje popierające te instytucje. Ale pamiętajmy, że mowa nienawiści przynosi tragiczne skutki: z rąk zamachowca zginął Paweł Adamowicz, a Donald Tusk i Agnieszka Holland otrzymywali groźby. Niepotrzebny tłum – wystarczy jeden człowiek, który weźmie te hasła na poważnie i uzna, że czas działać.

Dlatego Szymon Hołownia, korzystając z prawa do orędzia, które transmitowane jest przez wszystkie stacje telewizyjne – więc i widzowie TVP, których gorycz porażki jest bezustannie podsycana przez własnych komentatorów i polityków, mogli je usłyszeć – ogłosił, że teraz będzie normalnie. Wyjaśnił, na czym ta normalność ma polegać.

Marszałek zaczął od przypomnienia frekwencji i idącego za nią silnego mandatu społecznego dla nowego Sejmu i zobowiązaniu polityków wobec wyborców. Słusznie, bo przez ostatnie osiem lat PiS robił wszystko, byśmy zapomnieli, że demokracja to rządy większości przy poszanowaniu praw mniejszości. Ogłosił koniec odgradzania się Sejmu od obywateli w sensie przenośnym i dosłownym, czyli demontaż barierek. Sejm X kadencji ma nie zajmować się sam sobą, nie interesami tych, co w nim siedzą, ale odpowiadać na potrzeby ludzi. Na początek zajmie się praworządnością i drożyzną.

Dobre połączenie: kwestie praworządności są zrozumiałe mniej, za to drożyzna powszechnie, przedstawione razem pokazują, że polityka jest dla wszystkich i o wszystkim.

Wyjaśnił też kwestię wicemarszałków, podkreślając, że fotele wicemarszałka dla każdego klubu to nowość i ma służyć budowaniu porozumienia, a za nieobsadzone przez PiS stanowisko odpowiada on sam, bo nie chce przedstawić kandydatki, która cieszyłaby się poparciem sejmowej większości, upierając się przy kandydaturze skompromitowanej już zupełnie Elżbiety Witek.

W piątek Szymon Hołownia spotkał się z prezydentem Dudą i szefową jego kancelarii Grażyną Ignaczak-Bandych. Był z nim Jacek Cichocki, szef sejmowej kancelarii.

Marszałek przedstawił się w nowej roli i zaapelował o przyspieszenie prac nad stworzeniem rządu, który będzie miał szanse otrzymać wotum zaufania – dla dobra obywateli, których problemy nie mogą czekać. Prezydent obiecał, że będzie przestrzegał konstytucyjnych terminów i rząd koalicyjny z premierem Tuskiem powstanie w drugim kroku, kiedy rząd Mateusza Morawieckiego nie otrzyma wotum zaufania. Prezydent przypomniał też o swoim projekcie ustawy o działaniach władzy państwowej w sytuacji zagrożenia zewnętrznego.

Najbliższe tygodnie będą więc jałowe albo wręcz destrukcyjne dla ogółu, bo posłużą zakładaniu kolejnych instytucjonalnych pułapek na przyszły rząd Donalda Tuska przez prawicę populistyczną.

Marszałek Hołownia wie i z pełną odpowiedzialnością w orędziu stwierdził, że osiągnięcie porozumienia nie będzie proste, że będą spory i problemy. Sama nie wiem, czy da się rozbroić zdeterminowanych do awantury posłów zasiadających po prawej stronie sejmowej mównicy i ucywilizować debatę. Nawet przy dobrej woli, poczuciu humoru, umiejętnościach retorycznych i polemicznych, błyskotliwości nowego marszałka.

Fajnokonserwatyzm Trzeciej Drogi może być groźniejszy niż ten pisowski

Obawiam się, że będziemy świadkami ciągłych prób trollowania obrad, obstrukcji, intryg i podstępów – PiS jest w tym wyjątkowo dobry.

Ale i stronie demokratycznej może być trudno zdjąć „populistyczne rękawice” przywdziane na czas kampanii wyborczej. Jednak wybór Hołowni, konserwatysty, ale demokraty na marszałka świadczy o tym, że strona demokratyczna nie zdążyła się zapomnieć w populizmie, stopić z nim, że użyła populistycznych chwytów, owszem, ale teraz chce debatę na powrót ucywilizować.

Zanim jednak uda się całe towarzystwo ustawić na ganku karczmy do wspólnej fotografii, zobaczymy hrabinę Czyńską, która czepia się nieparyskiego akcentu swojej synowej, intrygi zazdrosnego kolegi po fachu chirurga, który właśnie odzyskał pamięć, złość pracowników, którzy teraz mają się uśmiechać koło hrabiów, a potem wrócić do chat krytych strzechą i wykładanych gliną.

Do zgody powszechnej jeszcze daleko, ale Szymon Hołownia robi wszystko, by przynajmniej nikt nie podpalił karczmy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij