Znajomość polskiej historii nie pozwala na samozadowolenie w kwestii naszej narodowej gościnności wobec przybyszy z innych państw. Prawda jest bowiem taka, że to nie my przyjmowaliśmy uchodźców – to nas przyjmowano.
Atakując w lutym 2022 roku Ukrainę, Putin uzmysłowił wszystkim, a zwłaszcza jej najbliższym sąsiadom, że kończy się okres względnego bezpieczeństwa i w miarę normalnych, przewidywalnych relacji z Rosją. Wszechobecne przekonanie o potędze armii rosyjskiej kazało wątpić w możliwość podjęcia skutecznej obrony przez siły ukraińskie. Kolejne wieści na temat ich bohaterskiej i nieustępliwej postawy napawały z jednej strony nadzieją, z drugiej podziwem, jakim zaczął ich darzyć cały demokratyczny świat.
Dlatego z satysfakcją, ale również z pewnym poczuciem narodowej dumy należało przyjmować fakt wszechstronnej pomocy, jaką polskie władze, a zwłaszcza społeczeństwo, udzielało ukraińskim uchodźczyniom i uchodźcom, zapewniając im bezpieczne schronienie i w miarę normalne życie. Do tej szlachetności skłaniało Polaków nie tylko przekonanie o konieczności wspierania ofiary napaści, ale również postrzeganie walki Ukrainy jako tej, która może przysłużyć się również bezpieczeństwu naszego kraju.
Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom. Raport z badań socjologicznych
czytaj także
Przyjmowanie w 2022 roku milionów uciekinierów ze Wschodu było tak naprawdę najpoważniejszym w historii Polski sprawdzianem ogólnonarodowej szlachetności, bezinteresowności i ofiarności w stosunku do ludzi, którym być może nigdy nie będzie dane odwdzięczyć się w sposób wymierny. Zdaliśmy go na piątkę, jakby przypominając sobie, że sami jesteśmy narodem emigrantów, który w przeszłości niejednokrotnie szukał lepszych warunków bytowych czy bezpieczeństwa, wyciągając rękę po pomoc do innych.
Wielka Emigracja – jak Francja przyjmowała Polaków po powstaniu listopadowym
Po upadku powstania listopadowego, w ramach tzw. Wielkiej Emigracji, na Zachód, głównie do Francji, udało się kilkanaście tysięcy Polaków. Wielu z nich nie angażowało się w działania insurekcyjne i mogli czuć się nad Wisłą zupełnie bezpiecznie. Wybrali jednak exodus, licząc zapewne na większą swobodę oraz wyższy poziom życia. Władze francuskie zapewniły części z nich bezpłatne bytowanie oraz niewielkie zasiłki finansowe, chociaż z politycznego punktu widzenia ta gościnność była dla Paryża dużym kłopotem z uwagi na protesty potężnych państw zaborczych, z którymi lipcowy rząd francuski, powstały po rewolucji 1830 roku, za wszelką cenę chciał uniknąć nieporozumień.
Liczba polskich uchodźców we Francji, którym zapewniono wsparcie pieniężne, była niewiele niższa od liczby, którą w ramach relokacji europejskiej miała kilka lat temu przyjąć Polska, co spotkało się z histerycznym protestem, rozgrywanym na użytek ksenofobicznego elektoratu partii prawicowych.
Granica nie do przejścia. W Słubicach narasta frustracja [reportaż]
czytaj także
Przyjmowanie polskich emigrantów przez państwa zachodnie trwało praktycznie nieprzerwanie przez cały XIX wiek. Pod koniec stulecia, w erze rozwijającego się kapitalizmu, nastąpił masowy exodus biednych mieszkańców Galicji i Kongresówki do obu Ameryk oraz bogatszych państw sąsiednich, jak Niemcy czy Czechy. Na Górnym Śląsku i Śląsku Cieszyńskim gospodarze zapewniali przybyszom godziwe jak na tamte czasy warunki życia, nie przewidując zapewne, że ich gościnność może w przyszłości okazać się źródłem poważnych kłopotów. Obecność znacznej liczby polskich robotników na tych terenach stała się dla władz nowopowstałej Rzeczpospolitej jednym z argumentów za nawoływaniem do przyłączenia ich do terytorium naszego kraju.
Wojenne losy Polaków – uchodźcy w Iranie, na Bliskim Wschodzie i na Zachodzie
Okres międzywojenny niewiele zmienił w tym zakresie. II Rzeczpospolita należała do najbiedniejszych państw Europy, z praktycznie nieistniejącą ochroną socjalną, co w burzliwych czasach, nawiedzonych przez niezwykle bolesny, światowy kryzys gospodarczy, skazywało uboższe, najczęściej bezrobotne grupy społeczne na skrajną nędzę.
Polenaktion: jak Polska zareagowała na uchodźców z III Rzeszy
czytaj także
Nadzieją dla wielu była emigracja zarobkowa do bogatszych państw zachodnich, które w związku z tym – mając własne kłopoty gospodarcze – zaostrzyły restrykcje wjazdowe. Nigdy jednak nie zatrzasnęły całkowicie drzwi przed ludźmi szukającymi lepszych warunków życia dla siebie i swoich rodzin, do czego nawołuje dziś polska prawica. Dodajmy, że wielu cywilnych uchodźców – głównie kobiet i dzieci – którym udało się wraz z armią Andersa wydostać ze stalinowskiego piekła, otrzymało schronienie w muzułmańskim Iranie i innych krajach Bliskiego Wschodu. Część rozproszyła się później po państwach zachodnich oraz Australii i Nowej Zelandii.
Emigracja w PRL – ucieczka przed represjami czy za (lepszym) chlebem?
W okresie powojennym Polacy nie wyzbyli się emigracyjnego genu, choć władze komunistyczne usiłowały go stłamsić, prowadząc bardzo restrykcyjną politykę paszportową. Gdy w latach 80. została ona zliberalizowana, mieliśmy do czynienia z emigracyjną eksplozją, przy czym nasi rodacy, wykorzystując społeczne konflikty związane z wprowadzeniem stanu wojennego, chętnie odziewali się wówczas w togę politycznie represjonowanych, co pozwalało na ubieganie się o materialną pomoc i pobyt w obozach dla uchodźców do czasu rozlokowania w krajach docelowych, takich jak Australia, Nowa Zelandia, Kanada czy RPA.
Nienawiść na Titanicu. Polska, Ukraina i samobójcza iluzja podziału
czytaj także
Wbrew deklarowanym, politycznym przyczynom wyjazdu z kraju, byli to w większości typowi emigranci ekonomiczni. Kilkunastu moim znajomym, którzy wyjechali w tamtym czasie za „żelazną kurtynę”, udało się zdobyć status uchodźców politycznych, choć żaden nie był zaangażowany w działalność dającą podstawy do jego otrzymania. Zachodni urzędnicy, którzy decydowali o ich statusie, zapewne doskonale zdawali sobie sprawę z tej mistyfikacji, ale nie chcieli zdesperowanych emigrantów znad Wisły pozbawiać szans na lepsze życie.
Żydzi w Polsce – antysemityzm i narodowy radykalizm
W polskich środowiskach narodowych panuje przekonanie o naszej niezwykłej gościnności w stosunku do ludności żydowskiej, która znalazła w Polsce wręcz idealne warunki do życia i rozwoju kulturalnego oraz religijnego. To prawda, że przybywający od XIII wieku na nasze ziemie wyznawcy religii mojżeszowej znaleźli schronienie jako społeczność pod specjalną „opieką panującego”. Nowi przybysze byli mile widziani głównie przez książąt i władców piastowskich z uwagi na swoje umiejętności w dziedzinie finansów i handlu, na czym w ówczesnej, wyłącznie rolniczej Polsce mało kto się znał.
czytaj także
Powstanie różnych instytucji samorządu żydowskiego w Polsce przedrozbiorowej wpisywało się wielowiekową tendencję ustrojową, u źródeł której leżała chęć maksymalnego osłabienia władzy centralnej (monarchicznej) i nadawania szerokich uprawnień lokalnym instytucjom szlacheckim. Przy takim modelu organizacji państwa te autonomiczne uprawnienia różnych grup ludności były po prostu koniecznością.
Jednak kiedy tylko na przełomie XV i XVI wieku w polskich miastach zaczęły pojawiać się rodzime ośrodki rzemieślniczo-handlowe, zaczęto wydawać przepisy uderzające w niechrześcijańskich konkurentów. Powszechne były zakazy osiedlania się, wykonywania wyszczególnionych zawodów czy obowiązek zamieszkiwania w wybranych częściach miasta (gettach). Konstytucja majowa nadawała pewne uprawnienia ludności żydowskiej, ale już w 1809 roku władze Księstwa Warszawskiego wprowadziły dla niej istotne ograniczenia, które zniósł dopiero w 1862 roku Aleksander Wielopolski.
Pojawienie się pod koniec XIX wieku ruchu narodowego rozpoczęło okres umacniania się w naszym społeczeństwie postaw antysemickich. Nawoływanie do ekonomicznego bojkotu Żydów było obecne od początku istnienia polskiego nacjonalizmu, który walcząc o władzę w II Rzeczpospolitej, znaczenie zradykalizował swój przekaz. Domagano się stosowania zasady numerus clausus na studiach wyższych czy wprowadzenia getta ławkowego, co na niektórych uczelniach zdołano zrealizować.
czytaj także
II wojna światowa i Holocaust to czasy, o które spierają się zwolennicy dwóch narracji. Ta konserwatywno-narodowa widzi w Polakach ofiarnych obrońców mordowanej przez hitlerowców ludności żydowskiej, za co przychodziło im zapłacić najwyższą cenę, jak w przypadku rodziny Ulmów. Naukowcy emigracyjni oraz ci krajowi, którzy nie wpisują się w prawicowy nurt polityki historycznej, dostrzegają mniej chlubne postawy naszego społeczeństwa, takie jak obojętność na tragiczny los Żydów, szmalcownictwo czy wręcz pomocnictwo w ich eksterminacji, czego najbardziej dobitnym przykładem była masakra w Jedwabnem. Dla tej części uczonych powojenne pogromy ludności żydowskiej, z kieleckim na czele, były logiczną konsekwencją kształtowanych od dłuższego czasu antysemickich postaw, z trudem tłumionych przez władze komunistyczne.
Stały odpływ z Polski w połączeniu z nagonką roku 1968 sprawił, że dziś w Polsce żyje mniej niż 2 tys. osób, które w dalszym ciągu kultywują tradycje żydowskie i około 10 tys. przyznających się do żydowskiego pochodzenia.
Wielonarodowość Rzeczypospolitej jako przymusowe współistnienie
Również wielonarodowość Polski szlacheckiej nie jest dowodem szczególnej gościnności. Inne grupy etniczne oraz narodowościowe przejmowaliśmy z reguły wraz z zamieszkanymi przez nie terytoriami i – o czym świadczą wydarzenia na ziemiach ruskich w XVII wieku – nie wszystkie były taką formą „gościnności” szczególnie usatysfakcjonowane.
Wsłuchując się w argumenty przeciwników migracji do Polski czy pomocy udzielanej Ukraińcom, można odnieść wrażenie, że nie tylko są oni przekonani o braku moralnych zobowiązań wynikających z emigranckich skłonności naszych rodaków, ale również lekceważą potrzebę istnienia pozytywnego wizerunku naszego kraju i społeczeństwa w oczach innych narodów i ich przywódców. A to wszystko dzieje się w kraju, który za swoją ksenofobię, megalomanię i samouwielbienie zapłacił pod koniec XVIII wieku utratą państwowości, którą w XX wieku udało się dwukrotnie odzyskać – i to dzięki pomocy innych.
czytaj także
W całym XX wieku nasz niezamożny kraj nie miał wielu okazji do przyjmowania imigrantów i uchodźców. Pewnym wyjątkiem jest ugoszczenie na tzw. ziemiach odzyskanych kilkunastu tysięcy migrantów z Grecji pod koniec lat 40., ale można się w tym dopatrywać motywacji politycznych, gdyż grupę tą tworzyły środowiska związane z partyzantką komunistyczną, która przegrała wojnę domową. Część po kilku latach wróciła do swojej ojczyzny. Do tego dochodzi trudna do oszacowania imigracja czeczeńska w latach 90., związana z wojną na Kaukazie. Przez Polskę przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy uchodźców, ale dla większości był to tylko przystanek w drodze na zachód Europy. Następną okazję do okazania gościnności, empatii i człowieczeństwa mieliśmy dopiero w roku 2022 i, jak już wspomniałem, nasze społeczeństwo wykazało się wówczas wielką ofiarnością.
Ksenofobia jako sprawdzone paliwo polityczne – Polska skaże się na osamotnienie?
Jednak w miarę przedłużania się wojny w Ukrainie i wobec obecności milionów Ukrainek i Ukraińców w Polsce uaktywniają się prawicowe środowiska, dla których ksenofobia, narodowy egoizm oraz rozdrapywanie historycznych ran to naturalne paliwo do zdobywania politycznego poparcia. Stąd w nieformalnym, szeptanym obiegu informacji zaczynają pojawiać się wieści o niezwykłym uprzywilejowaniu ukraińskich uchodźców poprzez oferowanie im takich życiowych udogodnień, o jakich przeciętny Polak może tylko pomarzyć. Te rewelacje korespondują z opisywanymi przykładami ukraińskiej niewdzięczności czy wręcz arogancji, u źródeł której miałoby leżeć przekonanie, że taki komfort im się w Polsce po prostu należy.
Historia histerii. Wystraszyć Polaków jest łatwo, prawica robi to skuteczniej
czytaj także
Rodzima prawica znów stara się w naszym społeczeństwie rozbudzić – trzeba przyznać, że z dużym powodzeniem – ksenofobię, nacjonalizm, awanturnictwo i roszczeniowość względem innych, a więc te cechy, o które demokratyczny świat posądzał nas od dawna. Jednak animatorzy takich postaw nie przejmują się opinią „lewackich” elit europejskich ani tym, że organizowanie antyukraińskich, nienawistnych hucp może nas pozbawić sympatii i przyjaźni jedynego narodu, któremu do tej pory wytrwale pomagaliśmy i który ma za co odczuwać w stosunku do Polaków wdzięczność. Narodu, który postawą, jaką zajmuje wobec rosyjskiej agresji, będzie tylko zyskiwał sympatię i znaczenie na naszym kontynencie, wobec czego rozbudzane przez prawicę narodowościowe fobie sprowadzą nas do roli, w jakiej znaleźliśmy się już pod koniec XVIII wieku, czyli zacofanego, egoistycznego skansenu, któremu nie warto i nie opłaca się pomagać.
Ukraińcy od dawna byli głównym straszakiem polskiej polityki historycznej
czytaj także
Obecność w europejskich strukturach może ochronić nas przed samotnością podobną do tej z okresu zaborów, ale jak długo rodzima prawica może tolerować sytuację, w której „brukselskie elity” czy też „eurokołchoz” pouczają i przywołują do porządku „patriotyczne” środowiska polityczne? Istnieje bardzo poważne ryzyko, że potęgowana dziś w społeczeństwie ksenofobiczna, antyukraińska fobia za kilka lat skończy się dla nas zupełnym osamotnieniem. Tym bardziej że do innych naszych sąsiadów „polscy patrioci” odnoszą się niewiele lepiej.
**
Dr Robert Herzyk – historyk, doktor nauk społecznych, autor pracy doktorskiej na temat relacji lewicy niepodległościowej i Kościoła Rzymskokatolickiego w okresie międzywojennym, nauczyciel.