Kraj

Granicyzacji ciąg dalszy. Szmydt zdradził, nas zabetonują

Donald Tusk swoją sobotnią wizytą pod płotem jednym susem wskoczył na wyżyny tego, co z Wojciechem Siegieniem nazywamy polityką granicyzacji.

Obecność Tuska przy granicypo wiele osób wyobrażało sobie inaczej. Zwłaszcza branża turystyczna liczyła na jakieś pozytywne gesty – owszem, można odwiedzić wojsko przy płocie i powiedzieć parę okrągłych zdań o obronności, ale można też pod okiem kamer zjeść obiad w miejscowej restauracji, odwiedzić jakieś koło gospodyń wiejskich, skorzystać z lokalnej atrakcji turystycznej. Innymi słowy: wysłać sygnał, że Krynki, Białowieża czy Hajnówka to bezpieczne miejsca, w których toczy się normalne życie i które można odwiedzić także w innym celu niż straszenie wojną hybrydową.

Trzeba rozminować granicę

czytaj także

Trzeba rozminować granicę

Wojciech Siegień

Obecny polski premier, dokładnie tak jak rok temu Kaczyński, Morawiecki i Błaszczak, wybrał się na ustawkę na tle wojskowych dekoracji, żeby powiedzieć parę słów o narastającym zagrożeniu i o tym, jak jego rząd sobie z nimi dzielnie radzi i jakie śmiałe decyzje podejmuje. Lokalnie dziennikarze dopiero w nocy dostali informację o porannej wizycie premiera. Najwyraźniej w ten sposób starano się obniżyć frekwencję. Nic straconego, bo spotkanie z prasą polegało na odczytaniu oświadczenia bez możliwości zadawania pytań.

Wpływy obcych państw to nie mrzonka

Moment tej wizyty nie był przypadkowy. Tusk przyjechał na granicę krótko po gigantycznym skandalu szpiegowskim, który wstrząsnął Polską. Zaraz po majówce okazało się, że po azyl polityczny do Białorusi udał się sędzia WSA Tomasz Szmydt, jeden z bohaterów afery hejterskiej w sądownictwie, dla wielu pewnie lepiej znany jako były mąż „Małej Emi”. Wyjazd Szmydta, który prawdopodobnie już wcześniej pracował z białoruskimi, a może i z rosyjskimi służbami, i jego propagandowa ofensywa w służbie autorytarnych reżimów państw agresorów, wywołały silne emocje w społeczeństwie, a na szczytach władzy serię pilnych narad.

„Płatni zdrajcy, pachołki Rosji”. A co dalej?

Sprawa odwróconego sędziego udowodniła, że wpływy obcych państw nie są wcale mrzonką, a sięgają wysokich rangą funkcjonariuszy. To zaś rodzi nieufność już nie tylko wobec polityków, którzy regularnie obrzucają się oskarżeniami o pracę na rzecz wrogich służb, ale wobec struktur państwa, które mogą być przeżarte obcą agenturą. Jednocześnie historia Szmydta dobitnie pokazała to, czego wiele osób się obawiało – polski kontrwywiad kuleje, skoro przegapił jego wyjazd. A może w ogóle nasze służby go nie rozpracowywały.

Naprawa tej sytuacji wymaga czasu i sporych nakładów organizacyjnych. By odbudować wzajemne zaufanie, trzeba przede wszystkim zwolnić służby ze służby w logice politycznej polaryzacji. Rozminowywanie wewnętrznych zagrożeń i barier to trudny i długotrwały proces. Tymczasem sprawa Szmydta wymaga odpowiedzi tu i teraz. Żeby obniżyć poziom lęku, trzeba pilnie minować.

Z miłości do Putina. Słowak przybył do Rosji na dmuchanym kole

Umoszczony w wygodnych populistycznych kapciach po poprzednikach Tusk zjawia się więc pod płotem, w imieniu narodu wypowiada słowa wsparcia dla armii i zapowiada budowę fortyfikacji na wschodniej granicy. Kowal ukradł, Cygana powiesili. Zwerbowany pewnie w jakiejś warszawskiej kawiarni Szmydt wyjechał do Białorusi przez Turcję, więc dorzućmy zasieków na granicy, na pewno będziemy bezpieczniejsi.

Tusk tego sam nie wymyślił

Premierem kieruje zbiorowa wyobraźnia, która gdzieś w swoich głębokich odmętach tworzy perwersyjne związki przyczynowo-skutkowe. Ujawnia je chociażby niedawny artykuł z „Business Insidera”, napisany w formie zagadnień i odpowiedzi, których celem było wyjaśnienie, kim jest Szmydt i czym się zajmował. Jedno z pytań brzmi: „Czy Tomasz Szmydt był zainteresowany Wschodem?” Odpowiedź: „Nie ma pewności, czy Tomasz Szmydt od dawna interesował się Wschodem. Tu informacje są sprzeczne. Pewne jest, że urodził się niedaleko wschodniej granicy, bo w Białymstoku”.

Guilty as charged, jak to mówią w Stanach. To dokładnie jak rozmowa z policją na skrzyżowaniu w Dubiczach Cerkiewnych, która po raz kilkusetny chce zajrzeć do bagażnika, jako podstawę prawną podając fakt, że mieszkasz niedaleko granicy. Bo jeśli tak wypadło, że mieszkasz we wschodniej Polsce, to już jesteś podejrzany. Już nie tylko o przemyt ludzi, ale i o kontakty z wywiadem rosyjsko-białoruskim. A skoro wschodnia Polska jest podejrzana, to właśnie tam należy bronić się przed wrogimi wpływami.

Popieram zniesienie bariery na granicy z Białorusią

Słuchając wypowiedzi Tuska, nie da się uniknąć wrażenia déjà vu. Niemal rok temu, w ramach preludium do kampanii wyborczej, rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił sobie ściankę z płotu granicznego i wojskowego sprzętu, strasząc zagrożeniem i od razu obiecując środki zaradcze. Tusk mówi dokładnie to samo: wojna hybrydowa postępuje, cokolwiek to znaczy. Szczelność granicy – czyli złoty cielec granicyzacji, którym można wyjaśnić wszelkie wątpliwe prawnie i moralnie praktyki – ponad wszystko.

Czas budować fortyfikacje

To słowo, podane bez żadnego kontekstu, jest szczególnie niepokojące dla nas na Podlasiu. Deklaracja Tuska zbiega się nie tylko z aferą wokół ucieczki sędziego Szmydta do Białorusi, ale i z przenikającymi do medialnego mainstreamu postulatami dotyczącymi minowania granicy i budowania umocnień inżynieryjnych, wysuwanych przez wojskowych i komentatorów typu Marcina Wyrwała z Onetu. W sejmie spotykały się zespoły ekspercie, które na ten temat dyskutowały, portal Defence24 w marcu tego roku opublikował wywiad z generałem Bogusławem Bębenkiem, który mówi, że czas na budowanie umocnień wzdłuż granicy się dramatycznie kurczy i że należy przygotować rozwiązania prawne, które pozwolą je zbudować. W odróżnieniu od Tuska Bębenek nie ogranicza się do enigmatycznego frazesu o fortyfikacjach i mówi o konieczności wywłaszczania.

(Nie)zatrzymanie ukraińskich dziennikarzy, czyli granicyzacja w działaniu

Słowa premiera dają więc pole do rozbudowanych domysłów na temat tego, czym te fortyfikacje będą, ile miejsca zajmą, na czyich gruntach i w jakim trybie powstaną. Co z ludźmi, którzy mieszkają we wsiach i miasteczkach położonych przy granicy? Czy w ramach zwiększania potencjału obronnego państwa zostaną wysiedleni? A co z obszarami przyrodniczymi przylegającymi do granicy, takimi jak Puszcza Białowieska czy Augustowska? Czy trzeba będzie ciąć gęsty las, który sam w sobie stanowi barierę dla działań militarnych, żeby zbudować fortyfikacje?

Warto by zadać sobie także pytanie o to, kto lobbuje za takim rozwiązaniem. Kolejne miliardy wlewane w „uszczelnianie” granicy to zarobek konkretnych firm i środowisk, które niewątpliwie dostrzegają biznesowe korzyści w granicyzacji. Bo zgodnie ze zbadaną w innych częściach świata logiką, o której zresztą otwarcie mówią chociażby środowiska trumpistowskie – płot to za mało. Ponieważ pełnej szczelności granicy nie da się uzyskać, pozostaje jej ciągłe uszczelnianie, napędzające coraz to nowe „inwestycje”.

Na granicy polsko-białoruskiej ta logika już się rozgościła. Nieprzerwane rozwiązywanie kryzysu, który cały czas narasta, oznacza namnażanie związanych z tym wydatków i coraz większe przywileje służb, co dla systemu jest atrakcyjniejsze niż realne rozwiązania. Deklaracja Tuska o nieograniczonych środkach i rozwiązaniach prawnych, które mają dawać swobodę działania służbom, pokazuje, że obecny premier doskonale rozumie polityczne zyski z granicyzacji i zamierza je wyciskać jak cytrynę.

Co ciekawe, Tusk mówił o fortyfikacjach na wschodniej granicy, chociaż Polska graniczy z Rosją na północnej. Równie dobrze swoją szczelnościową krucjatę Tusk mógł zacząć od wizyty na Kaszubach, by ogłosić budowę murów w pasie nadmorskim. A potem pojechać na Warmię i Mazury. Premier nie wytłumaczył także, czy fortyfikacje powstaną także na granicy z Ukrainą – bo skoro wschodnia granica, to w końcu nie tylko Białoruś. Ale wygląda na to, że polsko-białoruska granica z płotem – z którym jedyny problem obecnej ekipy rządzącej polega na tym, że jest fuszerką, bo nieszczelny – stała się miejscem, w którym lokowane są wszelkie sensy w masowej polskiej wyobraźni, przypisywane „wschodniej granicy”.

A co będzie z nami?

Obecny rząd, podobnie jak komentatorzy postulujący minowanie i budowanie linii obrony wzdłuż granicy, zapominają, że granica państwa to nie tylko kreska na mapie, pociągnięta wśród pustkowia. To realne miejsce, gdzie mieszkają i pracują prawdziwi ludzie, obywatele Polski. Tusk nie chce z nami rozmawiać, podobnie jak nie rozmawiał poprzedni Morawiecki czy Kaczyński. A słysząc o trosce narodu i rządu o służby, chcielibyśmy zapytać, jakie prawne rozwiązania będą chronić nas? A może takie rozwiązania nie będą już potrzebne? Nie będzie już przekraczania uprawnień przez służby, bo będą one nieograniczone w imię szczelności? Od kilku lat w sytuacjach problematycznych, do których dochodzi między mieszkańcami terenów przygranicznych i policją, strażą graniczną i wojskiem, jesteśmy od razu na straconej pozycji. Nie ma instancji, do której możemy się odwołać, bo system z całych sił chroni swoich. Żandarmeria wojskowa nie znajduje więc uchybień, rzecznicy prasowi unikają odpowiedzi na pytania, prokuratorzy w odpowiedzi na skargi podkładają gotowce, uzasadniając policyjne ekscesy faktem znajdowania się „niedaleko od granicy”. A w razie czego zawsze można powiedzieć, że to ściśle tajne.

Polowanie na ludzi. Hanna Machińska o polityce migracyjnej rządu

Nie wspominam już nawet o migrantach i ich losie. Dla Tuska coraz więcej przejść granicznych – chociaż nie przywołuje danych – to problem. Dla mieszkańców przylegających do granicy wsi pojawiający się tu i ówdzie ludzie o innym kolorze skóry już dawno problemem nie są. Nakręcany przez propagandę strach się wyczerpał, zapał do zgłaszania straży granicznej osłabł. Doświadczenie pokazało, że te działania nie przynoszą żadnych skutków. Za to rozrastanie się bez żadnego trybu przygranicznych koszar staje się obciążaniem. Do mieszkańców, nawet tych, którzy początkowo uwierzyli w zbawcze skutki budowy płotu, który miał sprawić, że wszystko będzie jak dawniej, zaczyna docierać, że uszczelnianie granicy jest formą opresji nie tylko wobec obcych, ale także wobec nich samych. Ci, którzy byli murem za mundurem, odkrywają, że sami zostali zamknięci za murem z jednej strony i kordonami policji z drugiej, w sytuacji ciągłej inwigilacji i kontroli, która odziera z prawa do prywatności i sieje nieustanny lęk przed coraz to nowymi zagrożeniami.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

W sprawie granicy nikt z nas tutaj nie miał złudzeń co do rządu Tuska. Ale sam Tusk, który składa deklaracje w imieniu narodu i jego mozaikowy gabinet powinni pamiętać, że do władzy wyniosły ich głosy środowisk obywatelskich. Ludzi, którzy po latach autorytarnych praktyk, szczególnie tych, które przy granicy z Białorusią przybrały monstrualną formę, są stęsknione dialogu i chcą być traktowane po partnersku.

Ostentacyjna kontynuacja praktyk Zjednoczonej Prawicy, które obywatelskim dialogiem gardzą, nie zapewni Tuskowi, Hołowni i Lewicy głosów wyborców PiS-u. Tusk ma rację, że przytłaczająca większość społeczeństwa poprze „uszczelnianie granicy” – w przekonaniu, że zatrzyma to globalne procesy migracyjne i że w jakiś pokrętny sposób chroni ich przed rosyjskimi dywersjami i rosyjską czy łukaszenkowską agenturą, która już dawno jest w Polsce. Jednak naiwnie byłoby zakładać, że przejęcie przez rząd koalicji „15 października” populistyczno-autorytarnej agendy po poprzednikach skończy się na sprawach granicy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij