„Dzieci nie powinny być ofiarami politycznych rozgrywek dorosłych. Ich zdrowie i życie powinny być chronione szczególnie. Liczymy, że nasz list dotrze do sumień matek i ojców, którzy są rodzicami, a jednocześnie odpowiadają za ważne decyzje w naszym kraju” – piszą Rodziny bez Granic.
Jak wasze dzieci, ta mała dziewczynka ubrana jest w pajacyk. Ten jest już sztywny od brudu. Jak wasze córeczki, kiedy miały półtora roku, stoi jeszcze niepewnie. To ten wiek, kiedy dzieci zaczynają naśladować zwierzątka, uciekać z chichotem, przeglądać książeczki z głośnym „u”. Mówimy wtedy, że są słodkie, nosimy je na biodrze i mimo zmęczenia jesteśmy szczęśliwe. Nie myśleć o tej dziewczynce można tylko wtedy, kiedy omija się zdjęcie wzrokiem. Jedno spojrzenie na nią wystarczy, żebyście zobaczyły w niej figlarność, prostotę spojrzeń waszych dzieci.
I jedno spojrzenie wystarczy, żeby nie zgodzić się na ich śmierć w lesie. Musicie zrobić wszystko, co w waszej mocy, żeby jeszcze dziś dostały ciepłe mleko i lekarstwa. Jeśli politycy nie potrafią ich zobaczyć, to my im pomóżmy, przypomnijmy im, że też mają dzieci i wnuki. Przypomnijmy, że nasi przodkowie też nieraz musieli uciekać i ktoś im wtedy pomógł. Pokażmy, że żadne polityczne podziały nie są ważne, jeśli mówimy o oddechu, o błysku oka, o cieple ciała konkretnego dziecka. Trzeba natychmiast wpuścić organizacje humanitarne do strefy stanu wyjątkowego i zaprzestać wywózek uchodźców do lasu.
Jako matki, jako rodziny, jako ludzie zwracamy się ponad politycznymi podziałami do matek, rodzin i osób, które mają wpływ na decyzje dotyczące granicy wschodniej. Wszyscy doskonale wiemy, jak pomóc choremu, głodnemu, zziębniętemu, przestraszonemu dziecku. Nie możemy pozwolić na to, żeby w naszym kraju dzieci były wywożone na śmierć do lasu. Wykonajcie dziś, zaraz jeden telefon do kogoś, kogo znacie, a kto może sprawić, że te dzieci nie umrą. To bardzo proste: od wielu godzin nie dostały nic do jedzenia, trzeba działać natychmiast.
**
„Rodziny bez Granic” to grupa facebookowa zrzeszająca ludzi, którym nie jest obojętny los ofiar kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej, a w szczególności los przebywających tam dzieci. Początkowo była to grupa rodziców, a wszystko zaczęło się od facebookowej grupy Piotra i Laury, którzy napisali: „Nie możemy już wytrzymać bezczynności”. Grupa jest otwarta i zrzesza ludzi z całej Polski, którzy chcą wyrazić swój sprzeciw wobec sytuacji na granicy. Nie trzeba być rodzicem, aby stać się jej członkiem/członkinią. Po czterech dniach od założenia do grupy dołączyło prawie trzy tysiące osób i tworzą się liczne inicjatywy lokalne, m.in. we Wrocławiu, Olsztynie, Krakowie, Szczecinie.
Pierwszą inicjatywą grupy jest rodzinny protest pod siedzibami Straży Granicznej w całej Polsce, który rozpoczął się 1 października. Polega on na tym, że podczas codziennych, popołudniowych „dyżurów” dzieci wraz z rodzicami rysują kredą na chodnikach rysunki i hasła sprzeciwiające się wydarzeniom na granicy. Jedną z inspiracji jest znaleziony w lesie rysunek domu namalowany przez dziewczynkę, która wraz z rodziną przekroczyła granicę i zniknęła. Nikt nie wie, gdzie teraz się znajduje. Pytanie to jedno z najczęściej pisanych kolorową kredą haseł pod budynkiem Straży Granicznej w alei Niepodległości w Warszawie.