Kraj

Gdula: Prawie jak innowacyjność

Może należy płacić firmom farmaceutycznym za badania, a nie za gotowe leki? Coś trzeba zrobić z marnotrawieniem przez nie publicznych środków.

W poniedziałek indyjski Sąd Najwyższy oddalił wniosek o patent nowej wersji leku Glivec stworzonego przez szwajcarski koncern farmaceutyczny Novartis. Zatwierdzenie wniosku na długie dwadzieścia lat zapewniłoby Novartisowi duże zyski na szybko rozwijającym się w Indiach rynku leków. Miesięczna terapia oparta na Glivecu to koszt 2600 dolarów. Odmowa rejestracji to z kolei zgoda na produkcję i sprzedaż generycznych odpowiedników leku, które są wielokrotnie tańsze, bo miesiąc leczenia nimi kosztuje tylko 175 dolarów.

Nic dziwnego, że indyjska prasa ogłosiła tryumf i cieszy się, że do nowoczesnych terapii dostęp będzie miało więcej ludzi, którzy o leczeniu specyfikiem Novartisu mogliby tylko pomarzyć. Oczywiście koncern skomentował wyrok zgodnie z obowiązującą formułą używaną przez firmy farmaceutyczne, gdy bronią swoich interesów: odmowa uznania patentu to ograniczanie środków na badania i zagrożenie dla innowacyjności.

Wyrok sądu jest o tyle ciekawy, że stanowi gotową ripostę na narzekania Novartisu. Glivec nie został opatentowany, ponieważ uznano, że zaproponowana innowacja jest nieznaczna (poprawa wchłanialności) i nie stanowi przesłanek do uznania, że mamy do czynienia z nowym lekiem. Sąd nie użył tu wybiegu, żeby rozdać lek biednym, ale podważył rozumienie innowacyjności przez koncerny farmaceutyczne. Próba opatentowania Glivecu jest bowiem bardzo typowa.

Główna aktywność badawcza koncernów polega dziś nie na wynajdywaniu nowych leków, ale na przedłużaniu patentów leków już istniejących. Wprowadza się na przykład małe zmiany w sposobie działania leku albo poszukuje się nowych chorób, w których lek można stosować, tworząc tzw. me-too drugs. W 2006 na 93 nowe leki zatwierdzone przez amerykańską Food and Drug Administration, aż 73 były lekami typu me-too.

Oczywiście takie rozumienie innowacyjności pozwala łatwo generować koncernom zyski. A ścigać jest się o co, bo wydatki na leki rosną i stanowią coraz ważniejszą część budżetu przeznaczanego przez społeczeństwa na zdrowie. Na przykład między 1960 a 1980 w USA wydatki na leki były względnie stabilne, a od 1980 do 2000 się potroiły. Żądza zysku nie tłumaczy jednak wszystkiego bo ważne są też warunki, w jakich zysk ten się tworzy.

Oprócz prawa patentowego, które mają po swojej stronie koncerny, są też i ograniczenia związane z obowiązkiem przeprowadzania badań klinicznych. Opisała je w swojej świetnej książce When Experiments Travel Adriana Petryna. Każdy lek musi być drobiazgowo przebadany na wyselekcjonowanych ochotnikach, i to w sytuacji, gdy większość ludzi w bogatych społeczeństwach nie chce brać udziału w testach, ale korzystać z już sprawdzonych terapii.

Dlatego właśnie eksperymenty podróżują po świecie do miejsc, gdzie ludzie godzą się na badanie, bo inaczej trudno byłoby im uzyskać dostęp do diagnostyki i leczenia.

Tak było w przypadku Polski przed wejściem do UE, a dziś jest w Kazachstanie i na Białorusi. Ta moralnie dwuznaczna sytuacja nadal jest jednak kosztowna i czasochłonna. Koncerny, celując w odnawianie patentów, postępują więc bardzo racjonalnie w ramach istniejących warunków – i jednocześnie marnują publiczne pieniądze (płatnik leków jest zazwyczaj publiczny), nie dokonując ważnych odkryć mogących być przełomem w medycynie.

Dlatego tak ważna jest zmiana sposobu finansowania badań nad lekami. Jeden z pomysłów polega na decyzji o płaceniu firmom farmaceutycznym nie za gotowe leki, ale za badania. W zamian zlikwidowano by jednak patenty. W ten sposób ceny leków zbliżyłyby się do cen generyków, czyli zmniejszyłyby się o blisko 70 procent. Innym pomysłem jest powrót badań nad lekami na uniwersytety. Ta koncepcja ma tę zaletę, że istniałaby większa społeczna kontrola nad kierunkami badań i większy nacisk położono by na przykład na poszukiwanie leków na choroby popularne w krajach tropikalnych, które nie są na liście priorytetów koncernów farmaceutycznych, skoncentrowanych na schorzeniach społeczeństw bogatych. Jeszcze inna propozycja zakłada stworzenie dużych publicznych regionalnych firm farmaceutycznych, na przykład na poziomie europejskim, w których można byłoby połączyć poszukiwanie autentycznych innowacji z kontrolą kosztów przeznaczanych na badania.

W sumie nieważne, które z rozwiązań zostałoby wybrane. Każde byłoby lepsze niż kapitalistyczne marnotrawstwo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Autor szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij