Planem Tuska jest zapewne wystartowanie razem z Hołownią, a być może i PSL. Taki blok mógłby pokonać PiS i jako koalicja z największym poparciem zgarnąć bonus podprogowych głosów Lewicy dobitej wcześniej oskarżeniami o współpracę z Kaczyńskim. Problem w tym, że Hołownia aż tak naiwny nie jest i wie, że może bardzo wiele stracić – pisze w komentarzu Galopujący Major.
Nie trzeba wybitnych zdolności analitycznych, aby stwierdzić, że „efekt Tuska” już dawno się skończył. A być może nawet nie zaczął. W momencie pandemii, zamieszania z Polskim Ładem, Pegasusem i w czasie drożyzny partia Tuska dalej nie może przeskoczyć PiS-u. Jak podaje najnowszy sondaż IBRIS, strata wynosi 10 punktów procentowych. PO ma więc nad sobą sufit, którego przebić nie może. Skoro więc atakowanie PiS nie pomaga, jedynym rozwiązaniem jest atakowanie innych partii opozycyjnych.
czytaj także
Propagandowe uderzenie idzie z dwóch stron. Pierwsze to ataki Tuska wymierzone w Lewicę. Wiadomo, możliwość rządów PO z ideową Lewicą byłaby dla niego koszmarem. W ramach rozmów koalicyjnych musiałby bowiem Donald Tusk wprowadzać w życie jakieś częściowe postulaty progresywne, a to z kolei mogłoby się nie podobać neoliberalnemu betonowi jego partii. I jego betonowym wyborcom. Wystarczy przyjrzeć się histerii libków, że od 15 tysięcy złotych pensji muszą zapłacić kilka stów więcej podatków. Dlatego Tusk chce Lewicę utopić pod progiem, kłamiąc o jej kolaboracji z PiS-em. Chociaż jego najbliżsi koledzy to byli ministrowie rządu Kaczyńskiego, jak Sikorski czy Giertych, a sama PO ma całe tabuny byłych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Usłużną rolę odgrywa łażący po mediach Leszek Miller, któremu koalicja, w skład której wchodziła PO i SLD, dała przecież swego czasu miejsce na listach w wyborach do Europarlamentu. A zatem zrobiło PO z Millera milionera.
Tusku, możesz potrzebować Lewicy w przyszłym Sejmie. Lewico, to nie Tusk jest twoim problemem
czytaj także
Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, to utopienie Lewicy pod progiem teoretycznie byłoby korzystne dla PiS jako partii z największym poparciem. Tak bowiem działa przeliczanie mandatów. Podprogowe głosy proporcjonalnie dystrybuowane są na partie, które próg wyborczy pokonały. Dlatego planem Tuska jest zapewne wystartowanie razem z Hołownią, a być może i PSL. Wówczas taki blok mógłby pokonać PiS i jako koalicja z największym poparciem zgarnąć bonus podprogowych głosów Lewicy. Powstałby rząd prawicy z ludzką twarzą.
Problem w tym, że Hołownia aż tak naiwny nie jest i wie, że może bardzo wiele stracić. Przede wszystkim atut trzeciej drogi, na której zbudowany jest cały zamysł polityczny Polski 2050. Jednocząc się na wspólnej liście z PO, Hołownia tylko potwierdzi, że nie jest żadną trzecią drogą, ale libkową wydmuszką, i że od początku był mistyfikacją. Niezależność to dla niego być albo nie być.
Zaatakować Szymona Hołowni wprost Donald Tusk nie może. W końcu to ponoć przyszły koalicjant. Więc bardziej lub mniej brudną robotę odwalają Karnowscy liberalnych mediów. Hołownia staje się nieodpowiedzialnym gówniarzem, kościołkowym chłopczykiem czy po prostu PiS-owskim ulubieńcem, bo coś tam o nim powiedziała TVP. Kto nie z Mieciem, tego zmieciem. A to przecież dopiero początek. Później pójdą obiektywne reportaże o Hołowni i jego współpracownikach, na koniec gwiazdy TVN w świetle kamer się pewnie rzucą do gardła. Lewica przerabiała to po wielokroć.
Tym bardziej cieszyć powinien pomysł wspólnej „Konferencji dla Polski”, na której Hołownia z Lewicą i PSL będą omawiać kwestie programowe.
To bardzo sprytne posunięcie. Nie tylko wytrąca ono z ręki PO obłudny sztandar zjednoczenia, którym Tusk potrząsa niczym elektrycznym pastuchem, aby zagonić wszystkich do własnej zagrody. Pokazuje też, że opozycja może być czymś więcej niż tylko anty-PiS-em. Wyraźnie mówi to zwłaszcza tym, którzy nie chcą żadnego powrotu III RP.
Tusk: Nie zgadzam się na samounicestwienie [Sierakowski rozmawia z Tuskiem i Applebaum]
czytaj także
Mało tego, sondażowo Hołownia z PSL i Lewicą mają większe poparcie niż PO, więc czy komuś się to podoba, czy nie, to na tej Konferencji będzie się wypowiadała opozycyjna demokratyczna większość. Nie dziwne, że PO się od razu zdystansowała, a w peowskich mediach podniósł się jazgot.
Pomysł, aby po sześciu latach opozycja wreszcie powiedziała wyborcom coś więcej niż osiem gwiazdek, nie mieści się Platformie w głowie i nie przystaje do jej wizji polityki. A już pomysł, że można o tym mówić bez pytania PO o zdanie, jest niemal świętokradztwem. Dlatego spór na opozycji będzie się wzmagał. I jeśli tylko Hołownia, Lewica i PSL mają w sobie trochę instynktu przetrwania, to powinni podpisać wspólne minimum programowe bez Platformy Obywatelskiej, zagospodarowując ten elektorat, który nie chce zarówno rządów PiS, jak i PO.