Biznesmeni stojący za galami freak fightów to obecnie jawni przemocowcy, a biznesy robi się na przemocy – i nawet się tego nie ukrywa. Tyle że przemoc nie dzieje się w oktagonie – to sport, znane są zasady i w każdej chwili można odklepać – ale na konferencjach i w trakcie promocji.
Dzisiaj gala 17. edycji Fame MMA. Tak jak wcześniej poprzedzały ją konferencje, na których zawodnicy – a także włodarz federacji – wyzywali się, grozili sobie śmiercią, bili się „z partyzanta”, nawet pięścią w głowę. Ma to zareklamować galę, sponsorów, a także zachęcić do kupna transmisji PPV.
Michał „Boxdel” Baron jest włodarzem i współwłaścicielem Fame MMA. Tym razem stoczy też walkę z Pawłem Jóźwiakiem, włodarzem innej federacji sportów walk, FEN. I to jako zawodnik przekracza kolejne granice przemocy w trakcie konferencji. Podczas pierwszej konferencji Baron wołał:
– Wypierdalaj, kurwa. Chłopie, powiem ci jedno…
„Wypierdalaj!” – skanduje publiczność. To federacja, której włodarzem jest Boxdel, więc wszyscy stoją po jego stronie.
– Miałem cię nie wyzywać od kurew, miałem cię nie wyzywać od frajerów, ale twoje zachowanie jest frajerskie w chuj, kurwa, czekam na face to face, żeby ci wyjebać – krzyczy Boxdel.
– To robimy face to face! – woła prowadzący.
„Zajeb mu!” – skanduje tłum. Mężczyźni stoją, dotykając się czołami. Baron próbuje poddusić Jóźwiaka, a tłum krzyczy „dobrze!”. Jóźwiak się odmachuje. Łapią ich ochroniarze, mężczyźni wracają na swoje miejsca.
czytaj także
Na drugiej konferencji Boxdel w trakcie uderza w głowę z gołej pięści Jóźwiaka. Wrzeszczy, że tamten włożył mu palec w oko. Jednak nic takiego nie miało miejsca – wskazują na to filmy ze zdarzenia. Drugi włodarz, kolega Barona, zapytany podczas wywiadu, czy tamten poniesie konsekwencje swojego zachowania, wykręca się od odpowiedzi. Następnego dnia Baron po masowej krytyce przeprosił.
Boxdel na drugiej konferencji nie tylko uderzył rywala gołą ręką w głowę z zaskoczenia, ale i normalizował wśród nastolatków często śmiertelnie niebezpieczny doping jako „bodziec, motywację” do odchudzania, by być na „lekkiej bombce”. O ile wyzwiska i bicie z zaskoczenia niestety stały się tam normą, o tyle mówienie o dopingu jako o motywacji to przekroczenie kolejnej granicy. Doping potrafi prowadzić do kalectwa lub śmierci. Podobnie jak walenie gołą pięścią w głowę.
Poza tym Boxdel zaprosił też 16-latka, z którym mieli wkręcić Jóźwiaka w „pułapkę” i ujawnić, że szukał brudów na swojego przeciwnika. Okazało się jednak, że nastolatek prosił Jóźwiaka o pomoc, a „wkręcenie” nie wyszło, za to wystawiło nastolatka na hejty. Nie tylko jego: w trakcie konferencji było miejsce na zadawanie pytań, a przy mikrofonie znaleźli się głównie nastolatkowie, którzy prześcigali się w tym, kto bardziej obrazi Jóźwiaka.
Ferrari: „Nie żyjesz, kurwo”
Na kolejnym panelu pojawia się „zadymiarz” Ferrari. Oskarża rywala o znęcanie się nad innymi zawodnikami. Tamten przyznaje, że sam był ofiarą znęcania się w klubie, gdy starsi kazali mu pić mocz. Potem Ferrari wrzeszczy: „Nie żyjesz, kurwo”, „Jesteś martwy za obrażanie mojej matki”, „Jesteś trupem, kurwo, jesteś trupem” – następnie rzuca mikrofonem w człowieka, a jego ojciec (nie pierwszy raz) wpada na scenę i chce pobić rywala syna. Nikt nie wie, co tamten powiedział.
Groźby śmierci i ataki to stały repertuar Amadeusza „Ferrari” Roślika. W trakcie rozmaitych konferencji Ferrari bił zawodników, groził, wyzywał i krzyczał. Opowiadał, że w przeszłości łamał ludziom czaszki, szczęki, jest po wyrokach. Obiecywał trwałe kalectwo swoim wrogom. Gdy inny influencer udzielał wywiadu, Ferrari z zaskoczenia brutalnie go znokautował. Sam nazywa się „Władcą piekieł”. Ostatnio filmiki, na których bije ludzi udzielających wywiadów albo dyskutujących z nim, zaczęły zbierać milionowe wyświetlenia na całym świecie. Sportowcy oceniają je jednoznacznie jako przemoc.
I Boxdel, i Ferrari mają walki wieczoru. Są uznawani za największych „zadymiarzy” i cieszą się wielką popularnością wśród widzów.
Sejm zdecyduje dziś, czy prawo będzie lepiej chronić ofiary gwałtu
czytaj także
Przemocowcy-biznesmeni
Zawodnicy grożą sobie śmiercią, gwałtami, biją innych, rzucają się na nich, obrażają sobie rodziny na tle bannerów sponsorów, m.in. Betclick, „SuperExpress”, Hotpay, Picodi, KeyDrop, SFD Sklep. Na widowni siedzą dzieci i nastolatki. Wszystko jest transmitowane na YouTubie, a najlepsi „zadymiarze” to po prostu biznesmeni: Boxdel w garniturze jest współwłaścicielem największej polskiej federacji freak fightów, a Ferrari dumnie chodzi z drogimi zegarkami na ręku – ten z ostatniej konferencji był sprawdzany pod kątem prawdziwości (był prawdziwy), a Ferrari chełpił się, że kosztuje ok. 100 tys. zł. Najbardziej przemocowi zawodnicy za walki dostają ponoć kwoty bliskie miliona zł.
Dopiero co BetClick odcinał się od Ferrariego, który w Tajlandii robił streamy, na których Polacy płacili Tajkom i je poniżali w pokoju hotelowym, mówiąc, że śmierdzą. Zaglądali im też w genitalia, by zobaczyć, czy są transpłciowe. Bukmacher deklarował, że w przyszłości zrezygnuje ze współpracy z Ferrarim. W tej chwili Ferrari jest twarzą głównej walki Fame MMA 17. A jej głównym sponsorem jest… Betclick. Zachęty do oglądania gali firmowane są twarzą Ferrariego z dużym logo tej firmy.
Gdy wizerunkowo opłaca się odciąć od działań, firmy to robią, ale gdy identyczne zachowania pojawiają się w biznesie mającym lepszy PR – wówczas chętnie się w nim pojawią, wbrew wzniosłym deklaracjom o wyznawanych wartościach.
Biznesmeni to obecnie jawni przemocowcy, a biznesy robi się na przemocy – i nawet się tego nie ukrywa. Tyle że przemoc nie dzieje się w oktagonie – to sport, znane są zasady i w każdej chwili można odklepać – ale na konferencjach i w trakcie promocji.
Mejza to patopolityk, Nitro to patostreamer. Krzywdzą dla zasięgów i pieniędzy
czytaj także
W innych federacjach to samo
I dotyczy to każdej federacji freak fightów. Na moim panelu w trakcie ostatniej edycji federacji High League jeden z mężczyzn groził gwałtem rywalowi. Cały panel zaczął się od tego, że jakiś przemocowiec z widowni rzucił się na mężczyznę, który siedział obok mnie – w związku z tym widziałam, jak wielki facet na mnie leci z łapami, po czym wpadła w niego ochrona i rozpoczęła się szarpanina. I o ile w oktagonie co rusz dostawałam ciosy, o tyle ten moment napędził mi potężny napad lękowy: bo to nie sport, tylko czysta przemoc. A prowadzący jakby nigdy nic zadawali pytania o to, jaką technikę walki planujemy. Każda sekunda tego panelu dalej była jak męczarnia: dwóch mężczyzn wyzywało się, rzucało i biło, a ja byłam pomiędzy, próbując reagować i się sprzeciwiać, sparaliżowana inicjalną przemocą.
Denis Załęcki, zawodnik High League, podobnie jak Ferrari, bił ludzi z partyzanta, także grupą przeciwko jednemu; robi ustawki, zastrasza. Ma zakaz opuszczania kraju. W czerwcu na gali High League kibole Lechii Gdańsk pobili się z kibolami Elany Toruń, której kibolem jest też Denis Załęcki. Przez to nie doszło do walki Denisa Załęckiego z Mateuszem Kubiszynem. Wcześniej na konferencji przed galą Załęcki z ojcem rzucili się na innego zawodnika. Denis Załęcki walczył także w federacji GROMDA, w której walczą i są promowani m.in. kryminaliści po wyrokach.
Kolejna gala High League odbędzie się w marcu. Niestety, możemy spodziewać się znów gróźb śmierci, przemocy fizycznej ze strony najbardziej „dymogennych” – czyli przemocowych – zawodników.
Grzeczne już byłyśmy. Teraz jesteśmy skuteczne (i ostro wkurwione)
czytaj także
„Dymy” to eufemizm. Nazwijmy je wprost – to przemoc
Prawica co rusz próbuje przedstawiać jakąś mityczną poprawność polityczną i podporządkowywanie narracji prawom człowieka, np. osób LGBTQ, POC czy kobiet. W tym samym czasie „prawdziwi mężczyźni” na oczach dzieci i nastolatków grożą sobie śmiercią, wyzywają od „cweli” i „pedałów”, normalizują sterydy, a prowadzący na pierwszej gali potrafił rozmawiać z kobietami tylko o ich genitaliach i ciałach.
Wszystko to jest promowane jest przez wielkie korporacje, które w ten sposób się reklamują i na tym zarabiają. Dosłownie: zarabiają na przemocy, która jest gloryfikowana i na której kolejni influencerzy robią sobie karierę. Opłaca się znęcać się nad człowiekiem: wtedy można zgarnąć więcej za walkę, bo robi się „dymy”. „Dymy” to eufemizm. Nazwijmy je wprost – to przemoc. Bez niej jest się nudnym.
Albo zdrowym. Adrian „Polak” Polański na jednym z wydarzeń Fame MMA podzielił się tym, że ma problemy z agresją, z którą sobie nie radzi. Zdecydował się na terapię – dzięki niej odzyskał zdrowie, a na konferencjach był spokojniejszy. Boxdel mu wtedy miał powiedzieć, że stał się nudny i przestanie przez to dostawać walki. Polak zrezygnował więc z terapii, a na następnej konferencji wrzeszczał, że potnie rywala nożem, po czym innego mężczyznę pobił z partyzanta. „Sprzedałem mu trzy bomby, ale zasłużył”.
Gdzie jest ta lewacka „poprawność polityczna”, która mogłaby powstrzymać agresywnych biznesmenów przed nakręcaniem spirali przemocy? Gdzie społeczna odpowiedzialność wielkich korporacji? Gdzie dbanie o wizerunek? Wreszcie: gdzie masowy sprzeciw?