Twój koszyk jest obecnie pusty!
5 powodów, dla których potrzebujemy muzeum polskiego komunizmu
Bez muzeum komunizmu będziemy dalej gumkować 50 lat polskiej historii, zamiast namysłu oferując lęki i fantazje o ezoterycznym zjawisku na ziemiach polskich z obcego nadania.
Udało się – jeszcze przed 101. rocznicą przekształcenia Komunistycznej Partii Robotniczej Polski w Komunistyczną Partię Polski, przypadającą na luty 2026 roku, całkowicie współczesny – choć czy legalny? – Trybunał Konstytucyjny na wniosek prezydenta Nawrockiego wydał orzeczenie o niezgodności celów KPP z konstytucją. To pierwszy krok w kierunku delegalizacji partii. Żegnaj, słodka komuno z Tarnowskich Gór.
W wydanych niedawno po polsku Bajkach o komunizmie Slavenki Drakulić komunizm w krajach byłego bloku wschodniego opisywany jest przez zwierzęta: papugę Broz-Tity czy kota Wojciecha Jaruzelskiego. W pierwszej z bajek mysz Bohumil oprowadza po ufundowanym przez Amerykanina czeskiego pochodzenia Muzeum Komunizmu w Pradze, dzieląc się ze swoim gościem zasłyszanymi opiniami o tym, jak Czesi szybko zapomnieli o komunistycznej przeszłości, z dnia na dzień stając się narodem bohaterów i wiecznych opozycjonistów.
To, że prezydent przy wsparciu Krystyny Pawłowicz postanowił rozliczyć się z komunistyczną przeszłością w postaci marginalnego KPP, jest oczywiście ze wszech miar wzruszające. Jednocześnie w tym tygodniu rozpoczął się proces Grzegorza Brauna, holokaustowego denialisty, wielokrotnie głoszącego poglądy o prorosyjskim charakterze i podżegającego do opuszczenia najważniejszego międzynarodowego sojuszu, w jakim znajduje się Polska.
Czy delegalizacja KPP pociągnie za sobą kolejne skreślenia z rejestru partii politycznych? Czy tylko paru zapomnianych przez Lenina i historię postkomunistycznych renegatów realizowało cele niezgodne z polską konstytucją, a na prawicy kwitnie, lekko licząc, sto arcykonstytucyjnych kwiatów? Odpowiedzi na te pytania przyniosą pewnie kolejne miesiące, mi jednak, oprócz myszy Drakulić, chodzą po głowie słowa Tomasza Żukowskiego, który niemal dokładnie rok temu pisał o paliwie antykomunizmu w kontekście, jak się miało okazać, przyszłego prezydenta: „Może czas odczarować komunizm? Francuzi mieli swoje rewolucje i jakoś żyją. Polacy też mogą”. Najwyższa pora.
Rekomendowane książki:
- Jason Stanley – Wymazywanie historii
- Andrzej Friszke – Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892-1920 i Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczpospolitej 1921-1926
- Piotr M. Majewski – Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami
1. O krok od nich, czyli w stronę współczesności
Pod koniec tygodnia poznaliśmy nową strategię bezpieczeństwa narodowego USA, komentowaną w Polsce i stojącej (według dokumentu) u progu cywilizacyjnej zapaści Europie bez żadnego poszanowania dla weekendowego czasu na wypoczynek. Ameryka Trumpa ma teraz skupić się na półkuli zachodniej jako swojej strefie wpływów – co już robi, mordując Wenezuelczyków pod niesławnym sztandarem „wojny z narkotykami” – a w Europie ma pełnić funkcję „pośrednika handlowego” między UE i Rosją.
Strategię z uznaniem przyjęto na Kremlu. Mniej zadowolone były kraje europejskie przynależące do tych samych międzynarodowych sojuszy, co USA. Jak się tu znaleźliśmy?
Muzeum komunizmu pozwoliłoby wypracować pogłębioną odpowiedź, nie opierającą się na manichejskim podziale na dobrych i złych; dzięki pracy historyczek, socjolożek i antropolożek wzrośnie społeczna świadomość postanowień konferencji jałtańskiej, tajnego finansowania „Solidarności” przez CIA czy amerykańskiego stanowiska wobec pierestrojki. Może też dowiemy się, czy „eurokołchozowi” bliżej do gułagów, czy obozów koncentracyjnych – w kontekście trwającej ofensywy Brauna czy Muska uregulowanie tej kwestii jest niezwykle ważne.
Rekomendowane książki:
- Arkadij Ostrowski, Rosja – wielkie zmyślenie
- Siergiej Miedwiediew – Wojna „made in Russia”
- Daniel Muzyczuk – Zmierzch magów
2. Polska duma, czyli na drugą nóżkę
Chwilę przed ujawnieniem amerykańskiego planu wieloletniego prezydent RP w charakterystycznej czapce-negocjatorce zażądał od Ukraińców niezmiennego w Polsce towaru pierwszej potrzeby – czyli wdzięczności. Jako były prezes IPN i osoba kładąca szczególny nacisk na politykę historyczną Karol Nawrocki ma z pewnością kompetencje w zakresie „praktyki wdzięczności”, korporacyjno-medytacyjno-mindulnessowej techniki, zamieniającej życie w danym kraju, firmie czy relacji w czystą przyjemność.
Polskie muzea i instytucje kultury zgodnie z pryncypiami prawicowej historycznej pop-polityki niezmiennie okazują dużo wdzięczności ofiarom politycznej nieudolności, zapomnianych bitew i przeszłych śniegów. Przypomina się tytuł książki Mathiasa Enarda Opowiedz im o bitwach, o królach i słoniach – w Polsce bohaterstwo urasta niemal do rangi baśni, jednocześnie każda bardziej skomplikowana, mniej naiwna opowieść z miejsca wyrzucana jest na margines.
Siły kulturotwórcze są w Polsce wdzięczne naszym umarłym do tego stopnia, że doprowadziły do beatyfikacji nienarodzonego płoda, wystawy wirtualne w Polin nadal w 90 proc. składają się z opowieści o ratowaniu Żydów przez Polaków, muzea bitew celebrują broń, męstwo i fortyfikacje – i jakoś nikomu bardzo nie przeszkadza, że to trochę dziwne, że ten umęczony kraj nigdy nie splamił się brzydkim słowem na „k”, nigdy nie klęknął przed okupantem czy zaborcą, a jednak w ostatnich 250 latach wyjątkowo krótko miał okazję cieszyć się pełnym prawem do samostanowienia.
Rekomendowane książki:
- Piotr Majewski – Brzydkie słowo na „k”
- Maria Janion – Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi
3. Coś oprócz Poloneza, czyli ludowa historia Polski ludowej
Dlaczego „muzeum komunizmu”, a nie na przykład PRL-u? Redaktor lewicowego dziennika powinien już przyzwyczaić się do myśli, że narzucony Polsce przez ZSRR po II wojnie światowej system nie miał wiele wspólnego z marksistowskim ideałem, ale po tylu latach bicia piany o pojęciową precyzję i naskórkowych tożsamościowych przepychanek jesteśmy w Polsce oddaleni od rozumienia komunizmu po marksowsku bardziej niż kiedykolwiek.
Zamiast tego weźmy to mgliste pojęcie za dobrą monetę – jak na obrazku Raczkowskiego, w którym „precz z komuną” znaczy to, co tylko sobie wymarzysz. „Siermiężny” i „zapyziały” PRL stał się przecież symbolem muzeów „dnia codziennego”, w których znajdziemy Syrenę, Poloneza i Fiata 125p, kartki na żywność i pierwsze kolorowe telewizory, ale robotnicy, pielęgniarki, górnicy czy nauczycielki w tej rupieciarni odnajdą zaledwie cień swojej dawnej codzienności.
Dla jednych PRL oznaczał represje, dla innych – emancypację, awans społeczny, wyrwanie się z typowej polskiej bidy. Ukazujące się w ostatnich latach w Wydawnictwie Poznańskim książki poświęcone XX-wiecznej historii Niemiec, jak Kraj za murem Katji Hoyer, świetnie łączą perspektywę przemian politycznych, historyczny kontekst i detal codzienności, zwykłe życie – powinniśmy się uczyć od niemieckich autorów, jak sprzedawać podobne narracje o nas poza granicami Polski.
Rekomendowane książki:
- Magdalena Szcześniak – Poruszeni
- Andrzej Leder – Prześniona rewolucja
- Joanna Wawrzyniak, Aleksandra Ley – Cięcia
4. Przeciw faszyzmowi, czyli jak walczyć z antykomunizmem
„Nie ma komunizmu, nie ma komunistów, a antykomunizm jest. W świecie społecznym tak bywa. Na przykład antysemitom realni Żydzi nie są do niczego potrzebni. Wystarczą im fantazje, które produkują i dzięki którym załatwiają własne sprawy” – pisał w cytowanym już tekście Tomasz Żukowski. Jednocześnie patriotyczne bojówki noszą patriotyczną odzież produkcji patriotycznego kanciarza, ale faszyści paradują dziś też w nieźle skrojonych garniturach, co nie znaczy, że Antifa witana jest chlebem i solą w kraju, który tyle wycierpiał z rąk skrajnej prawicy.
W pompowaniu antykomunistycznej pałki brały udział niemal wszystkie środowiska polityczne III RP – nawet Razem, ochoczo odwołujące się do tradycji zapomnianych pepeesiaków i innych XIX-wiecznych upiorów zdecydowanie wypiera się jakichkolwiek związków z komuną. A przecież „jezu, komunis” jako histeryczna odpowiedź szerokiej koalicji libów na każdą propozycję minimalnie skręcającą w stronę sprawiedliwości społecznej to mem wzbudzający powszechną wesołość (i cringe).
Karolina Lewicka w rozmowie z Rafałem Kalukinem pokazuje, że antykomunizm (i antypostkomunizm) był motorem całej kariery Jarosława Kaczyńskiego – ale ta dziś powoli dobiega końca, a niepamiętającej już rządów Kanii czy Rakowskiego większości trzeba by wymyślić jakąś bardziej powabną, paneuropejską i postępową teorię spiskową.
Rekomendowane książki:
- Eric Hobsbawm – O nacjonalizmie
- Paweł Machcewicz – Narodowy komunizm po polsku. Partyzanci Moczara
5. Włodzimierz Czarzasty, czyli precz z komuną
Jako osoba wchodząca w lata młodzieńcze w epoce afery Rywina dobrze pamiętam popularną śpiewkę, że polska klasa polityczna nie będzie lepsza, dopóki „komuchy nie powymierają”. Mija ponad 20 lat, nieliczne pozostające przy życiu „komuchy” w bodaj pełnym składzie zostały przepytane przez Michała Sutowskiego podczas pracy nad biografią polityczną Aleksandra Kwaśniewskiego i nie wygląda to na niebezpieczną siłę rewolucyjną. Za to Czarzasty wciąż na szczycie!
Nie chodzi o to, by z marszałka Sejmu robić niewiniątko – w świecie zdominowanym przez kupczących synekurami solidaruchów z bozią i orzełkiem na piersi nawet tak sympatyczny, elokwentny socjaldemokrata jak Włodzimierz Czarzasty, obecny w polityce niemal od początku III RP, mógł niejednokrotnie zabrnąć w podejrzane rewiry. Ale jako błądzący, poszukujący i demokratycznie wybrany polityk jest produktem tejże epoki, a nie PZPR, do której dołączył w czasach, w których lepszą karierę gwarantował choćby potężny do dziś (w przeciwieństwie do Partii) Kościół katolicki.
I właśnie dlatego potrzebujemy muzeum komunizmu. Bez niego będziemy dalej gumkować 50 lat polskiej historii, zamiast namysłu oferując lęki i fantazje o niepamiętanym już przeze mnie na ziemiach polskich ezoterycznym zjawisku z obcego nadania. Okrzyki zmanipulowanych albo kupionych radykałów prawicowych o eurokołchozie czy wieszaniu komunistów na drzewach pozostaną biletem do parlamentu i nawet młodzi politycy Razem będą machać solidarnościowymi legitymacjami swoich matek i ojców dla potwierdzenia własnego patriotyzmu. A politycy, którzy od 1989 roku zmieniali strony i partie częściej niż zawartość szafy, będą rozliczani nie z faktycznych przewin, tylko z niezrozumiałego, emocjonalnego mitu.
Skoro nawet PSL dostaje twój ciężko zarobiony pitos na Instytut Witosa, dopingujmy marszałka Czarzastego w próbach opowiedzenia na nowo lekcji udzielonej nam przez PRL. Może i hasło „precz z komuną” stałoby się wówczas budzącym pobłażliwość, przykurzonym eksponatem.
Rekomendowana książka:
- Michał Sutowski – Aleksander Kwaśniewski. Biografia polityczna






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.