Kraj

Chcę wierszy o krwawieniu z cipki

Mam dość ginekologów, którzy nie wykonują swoich obowiązków. Gdyby więcej mówiło się o okresie, nie pozwalałabym tym niewzruszonym starszym mężczyznom zbywać mojego bólu stwierdzeniem, że taka moja uroda, a jak urodzę dzieci, to mi przejdzie.

Powinno powstać jak najwięcej tekstów o krwawieniu z cipki. Esejów o kulturowych przetworzeniach miesiączkowania. Spektakli dekonstruujących systemy władzy, w których centralne miejsce zajmuje menstruacja. Menstruacja, okres, ciota, czerwona fala czy krwawa Mary powinna w kulturze zajmować znacznie więcej miejsca. Gdyby tak było, może nie musiałabym przez kilka lat chodzić od jednego obojętnego lekarza do drugiego, skarżąc się na ból, który wyłącza mnie z życia. Na skurcze, przez które tracę równowagę, dyskomfort w czasie seksu i podbrzusze wrażliwe na wszelki dotyk.

Mama Ginekolog radzi: miej znajomości, bądź bogata i bezkarna

Endometriozę próbowałam zdiagnozować przez dwa lata. Moje objawy zgadzały się niemal w stu procentach z opisem choroby i byłam przekonana, że to musi być to. Jednak kiedy ginekolog za ginekologiem mówił mi, że „tak już mam”, w końcu zaczęłam odpuszczać. Do dalszej walki o pomoc zmotywowała mnie koleżanka. To, co powiedziała, może wydawać się banalne, ale było dla mnie naprawdę ważne i chciałam powtórzyć to samo wszystkim osobom z macicą, które czytają ten tekst: okres nie powinien boleć. A jeśli boli, to znaczy, że potrzebujesz leczenia.

Wtedy po raz pierwszy ktoś pochylił się nad moim bólem. Lata umniejszania moich odczuć i robienia ze mnie histeryczki przez lekarzy sprawiły, że sama przestałam sobie wierzyć. To esencja patriarchatu: kobieta traktowana jest jak dziecko, a może nawet zwierzątko, które samo o sobie nie stanowi i nie wie, co czuje. Nie rozumiem, dlaczego seksiści zajmują się ginekologią, jeśli własne uprzedzenia powstrzymują ich przed wykonywaniem obowiązków zawodowych. Systemowe wykluczenie z pomocy medycznej ze względu na płeć przemija dopiero w momencie zajścia w ciążę: wówczas można liczyć na zainteresowanie lekarza prowadzącego. Ale gdyby rzeczywiście miało to związek z troską o osobę ciężarną, w 2021 roku nie umarłaby Agnieszka, zmuszona do urodzenia martwego płodu. Opieka medyczna w Polsce dyskryminuje kobiety nie tylko w kwestii stanowienia o własnym ciele, ale również wtedy, gdy szukają pomocy w związku z dolegliwościami.

Menopauza zakończy cierpienie

Ja trafiłam do ginekologa seksisty pracującego w Medicoverze. Opowiedziałam o swoim problemie, a on odparł, że tak już mam, uśmiechając się do mnie jak do uroczej małpki w zoo. Chcąc wykorzystać jego nihilizm, poprosiłam o skierowanie na USG. Nie chciał mi go wypisać, ale w końcu, zapewne próbując szybciej pozbyć się mnie z gabinetu, wyraził zgodę. Nie mógł jednak pozwolić, żebym to ja – pacjentka i do tego kobieta – miała ostatnie zdanie, więc zaznaczył, że jeśli mam bolesne okresy, powinnam zmienić metodę antykoncepcji i tyle.

Zamierzałam to zrobić od dawna, ale nie mogłam, bo żaden ginekolog nie chciał założyć mi wkładki. Dlaczego? Bo mam 27 lat, więc jestem w wieku rozpłodowym. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że nie chcę mieć dzieci. Każdy facet w kitlu wiedział lepiej ode mnie.

Syndrom Yentl. Jak medycyna nie dostrzega kobiet

czytaj także

Już kilka dni po tym, jak udało mi się wynegocjować skierowanie na USG, rozkładałam nogi na leżance. Po trzyminutowym badaniu lekarz powiedział, że nic nie znalazł. Poczułam ulgę, że nie jestem chora. Ale też grozę, bo to oznaczało, że rzeczywiście taka moja uroda i od bólu uwolnię się dopiero dzięki słodkiej, słodkiej menopauzie.

Po wyjściu z gabinetu usiadłam w poczekalni, żeby przegrupować myśli. W uzyskaniu skutecznej pomocy najważniejsza jest strategia. Postanowiłam zdobyć wkładkę domaciczną. Wstałam z krzesełka i pomaszerowałam do rejestracji. „Nie daj się zbyć, nie daj się zbyć” – powtarzałam sobie w duchu. Spojrzałam młodej kobiecie prosto w oczy i wkładając w to całą swoją pewność siebie, powiedziałam: „Chciałabym umówić się na wizytę do ginekologa, który bez zbędnych dyskusji wsadzi mi wkładkę”.

Ginekolog o ludzkiej twarzy

Dwa tygodnie później weszłam do gabinetu Pawła M. Opowiedziałam o moim problemie i wcześniejszych próbach uzyskania pomocy. Czułam się dziwnie, bo słuchał z uwagą, ani razu nie spoglądając w ekran komputera. Gdy skończyłam monolog, usłyszałam coś, co na nowo obudziło we mnie nadzieję: „Lekarze, którzy zajmują się wykonywaniem USG wszystkiego, nie potrafią szukać endometriozy. Niech się pani rozbierze, przebadam panią”.

Położyłam się na fotelu w tej śmiesznej, prześwitującej, zielonej spódniczce, która nie zasłania nic, ma jedynie zmniejszyć psychiczny dyskomfort. Lekarz założył kondom na urządzenie i umieścił je w mojej cipce, a ja poczułam się trochę jak nastolatka, która eksperymentuje z masturbacją. Było krępująco, nieprzyjemnie i z każdą sekundą wstydziłam się coraz bardziej.

Przesuwając dildo od USG, naciskał palcami na moje podbrzusze i pytał, czy boli. A ja nie wiedziałam, czy to już jest ból, czy tylko dyskomfort. Jasne, że boli, ale skoro boli w ten sposób od zawsze i wszyscy to bagatelizowali, czy mogę nazwać to bólem? Czy znowu nie wyjdę na panikarę?

Gdyby to mężczyźni mieli okres, „te dni” byłyby ustawowo wolne, a morfina – refundowana

Opisałam lekarzowi swoje bólowe-niebólowe dylematy. Spojrzał na mnie z wyraźną troską i odrzekł, że mam stan zapalny w macicy – endometriozę. I że w tym przypadku najlepiej założyć wkładkę domaciczną, która nie tylko ma działanie antykoncepcyjne, ale również lecznicze. Dodał, że wkrótce powinno przestać boleć.

Potem wziął wielką strzykawkę ze środkiem znieczulającym. Niemal zemdlałam od samego widoku tej wielkiej igły, która za chwilę miała zostać wbita w moją szyjkę macicy. Każdy ruch lekarza bolał, ale wiedziałam, że to tylko dziesięć koszmarnych minut i za kilka tygodni zupełnie uwolnię się od bólu. Na zawsze.

Po zabiegu ginekolog powiedział, że mogę sobie poleżeć tak długo, jak potrzebuję. Leżałam, marząc, by teleportować się na własną, wygodną kanapę. Czułam, że zbiera mi się na płacz.

Wstydzę się płaczu w miejscach publicznych, więc wstałam, ubrałam się i ponownie usiadłam na krześle przy biurku. Podziękowałam Pawłowi M. za troskę, której dotąd nie doświadczyłam. Odpowiedział tak ciepłym spojrzeniem, że zrobiło mi się głupio. Na koniec rzucił, że nie chce krytykować kolegów po fachu, ale każdego, kto powtarza skarżącym się na ból kobietom, że histeryzują i że „tak już musi być”, określiłby niecenzuralnym słowem. I że okres nie powinien boleć. Jeśli boli, to znaczy, że coś jest nie tak. Tylko nikt nie bierze kobiet na poważnie, skazując je na cierpienie.

W samochodzie zalałam się łzami. Ze złości i ulgi. Bo sama zdiagnozowałam się już dawno temu, tylko nikt mnie nie słuchał. Nie słuchał, bo jestem babą i nawet ginekolodzy mają mnie gdzieś, nie lecząc chorób, do leczenia których są zobowiązani.

**

Krysia Bednarek – dramaturżka, teatrolożka, pisarka. Współpracowała z Teatrem Powszechnym w Warszawie przy spektaklach Diabły, Radio Mariia, Orlando. Biografie. Jej teksty były publikowane w „Didaskaliach”, „Dialogu” i „G-werk”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij