Czy PiS gnębił przedsiębiorców? Niestety nie

Oficjalne uprzywilejowanie najzamożniejszej grupy w Polsce przeszło niemal bez echa. Wszyscy przyjęli to jako oczywistość.
Fot. asierromero, freepik.com, ed. KP

Osoby prowadzące działalność gospodarczą nadal żyją w Polsce jak pączki w maśle. Przedsiębiorcy skutecznie sterroryzowali elity polityczne i opinię publiczną. Nieśmiało pojawiające się postulaty ukrócenia ich przywilejów kwitowane są zwykle krótkim „wtedy wyjadą”, co zamyka dyskusję.

Polscy politycy dzielą się na takich, którzy wspierają przedsiębiorców, i tych, którzy na dodatek nieustannie wyznają im miłość. Promowanie przedsiębiorczości to domyślne ustawienie polskiego polityka. Gdy nie wie już, co powiedzieć, najpewniej zadeklaruje wprowadzenie jakichś nowych przywilejów dla przedsiębiorców. Prawie zawsze się sprawdza. Wielkiego wrażenia to oczywiście nie zrobi, bo pojawia się za często, ale może wywołać chwilową aprobatę ze strony pozostałych rozmówców i prowadzącego. Potem zresztą można słowa nie dotrzymać, przecież nikt tego nie sprawdza.

Mimo to kolejne rządy są oskarżane o gnębienie przedsiębiorców. Trochę przypomina to nasz stosunek do Rosji. Choć żyjemy w najbardziej rosyjskosceptycznym kraju świata, to i tak główne partie polityczne wzajemnie oskarżają się o podatność na rosyjskie wpływy i przesiąknięcie agentami Kremla. Na tej samej zasadzie każda ekipa rządząca uchodzi za śmiertelnie wrogą przedsiębiorczości. Gnębić ją miały zarówno koalicja PO-PSL, jak i Zjednoczona Prawica. Fajnie by było.

Potworny ciężar zamożności

Niestety, w rzeczywistości osoby prowadzące działalność gospodarczą nadal żyją w Polsce jak pączki w maśle. Przedsiębiorcy skutecznie sterroryzowali elity polityczne i opinię publiczną. Nieśmiało pojawiające się postulaty ukrócenia ich przywilejów kwitowane są zwykle krótkim „wtedy wyjadą”, co zamyka dyskusję.

Nikt już nie docieka, gdzie właściwie mieliby wyjechać, skoro w państwach wokoło podatki są wyższe. Jedyną zaletą tej sytuacji są pojawiające się co jakiś czas komentarze takich zawiedzionych „uciekinierów”, którzy dosyć szybko orientują się, że te niskie stawki w krajach ościennych to była tylko taka przenośnia.

Obecnie za potwora pożerającego drobnych przedsiębiorców uchodzi PiS. Ulżyć tym biednym i zaszczutym ludziom chcą za to przynajmniej trzy z czterech ugrupowań przyszłej koalicji rządzącej – KO, PSL i Polska 2050. Wymagają oni pomocy, gdyż w ostatnich kilku latach podjęto rzekomo szereg działań w celu starcia ich na proch. „Państwo wypowiedziało polskim przedsiębiorcom wojnę i z tym trzeba skończyć. […] Duch przedsiębiorczości w Polsce jest po prostu stłamszony i zniszczony” – stwierdził niedawno świeżo upieczony poseł i ekspert ekonomiczny KO Andrzej Domański.

Kaczyński najpierw więc stłamsił, a następnie zniszczył tradycyjną polską przedsiębiorczość. Jak wiadomo, żyłka do interesów siedzi niemal w każdym Polaku, co przejawia się zwykle w naszej zaradności i ruchliwości. Gdyby tylko uwolnić nas wreszcie z tych kajdan państwowego nadzoru i horrendalnego opodatkowania, Polska zamieniłaby się w jeden wielki ul. Wszyscy robiliby „na firmę” pełną parą, nawet staruszki zakładałyby spółki komandytowe, a małe dzieci opowiadały z uśmiechem, że w przyszłości chciałyby zostać słupem.

Cóż to za niecne czyny popełnili Kaczyński z Morawieckim, że duch przedsiębiorczości błyskawicznie się znad Wisły ulotnił? Tak dokładnie to trudno powiedzieć. Niewątpliwie ten niesforny duszek musi być wyjątkowo płochliwy, skoro czmychnął z kraju, w którym już próba zrównania składki zdrowotnej przedsiębiorców z pracownikami spotkała się z gremialnym oburzeniem nawet tych drugich.

Jak utopić pomysł na słuszny podatek? Zapytajcie Jacka Sasina

Wprowadzenie proporcjonalnej do dochodu składki zdrowotnej od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą okazało się tak delikatną operacją, że zwykle bardzo pewna siebie pisowska władza musiała to obudować radykalnym podniesieniem kwoty wolnej, a pół roku później jeszcze obniżką stawki PIT do 12 proc. Bez tych kompensat likwidacja nieuzasadnionego przywileju ryczałtowej składki NFZ byłaby równoznaczna z politycznym samobójstwem.

Trzeba było jeszcze udobruchać najzamożniejszą grupę w Polsce, czyli tak zwanych liniowców, którzy na wzroście kwoty wolnej i obniżce pierwszej stawki PIT nie skorzystali. W tym przypadku władza musiała posunąć się do jawnej dyskryminacji. Liniowcom zapewniono niemal dwukrotnie niższą składkę zdrowotną od pozostałych. Przedsiębiorcy rozliczający się według skali (12 i 32 proc.) oraz pracownicy płacą więc na NFZ 9 proc., natomiast liniowcy, jako że znacznie więcej zarabiają, płacą tylko 4,8 proc.

Całkowicie logiczne – większe dochody to też większy ból głowy, człowiek musi się zastanawiać, gdzie ulokować nadwyżki, do jakiej szkoły prywatnej najlepiej posłać dzieci i które auta premium są obecnie na topie. Gdyby miał jeszcze do tego płacić taką samą składkę zdrowotną jak reszta, toby chyba zwariował.

Skoro już są najbogatsi, to trzeba ich jeszcze jakoś wesprzeć, wiadomo. Przecież muszą dźwigać za nas potwornie ciężkie brzemię sukcesu finansowego, nie każdy jest gotów sprostać tej okropności.

Dla każdego coś miłego

Zjednoczona Prawica postanowiła także wesprzeć przedsiębiorców działających w formie spółek prawa handlowego. Co prawda nasz podatek od dochodów korporacyjnych (CIT) wynosi tylko 19 proc. i na tle Europy jest dosyć niski, jednak przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by go jeszcze obniżyć. W 2017 roku PiS obniżył więc CIT płacony przez tak zwanych małych podatników (roczne obroty do 2 milionów euro) do 15 proc. Po niedługim czasie doszli jednak do wniosku, że to wciąż za dużo i z początkiem 2019 roku wprowadzono stawkę 9 proc. Gdyby zdobyli władzę w trzeciej kadencji z rzędu, być może zeszliby w okolice zera.

Jedną z pierwszych efektownych reform partii Kaczyńskiego było rozszerzenie specjalnych stref ekonomicznych (SSE), gdzie inwestorzy mogą odliczyć część nakładów inwestycyjnych od podatku. Jeszcze przed dojściem PiS do władzy dyskutowano nad zniesieniem SSE, które są rozwiązaniem dobrym dla państw stojących na niskim poziomie rozwoju. Rząd Morawieckiego postanowił sprawić wszystkim psikusa i zamienił Polskę w jedną wielką SSE, rozciągając zasady podatkowych ulg inwestycyjnych na teren całego kraju. Całe szczęście, że przy okazji nie zamienił Polski w spółkę z o.o., a obywatelstwa w umowę cywilnoprawną. To byłoby już chyba zbyt cyberpunkowe.

Poza tym Zjednoczona Prawica wprowadziła bardzo wiele pomniejszych rozwiązań, by każdy przedsiębiorca mógł znaleźć coś dla siebie. Z początkiem 2019 roku wprowadzono ulgę IP Box, która obniża opodatkowanie dochodów z wytworzonych lub ulepszonych praw własności intelektualnej do ledwie 5 proc. – dotyczy to zarówno PIT, jak i CIT.

Z ulgi IP Box korzystać mogą między innymi programiści, których dopieszczono jeszcze obniżką stawki ryczałtu z 15 do 12 proc. W 2021 roku umożliwiono spółkom rozliczanie się według tak zwanego estońskiego CIT, który polega na tym, że zyski zostają opodatkowane dopiero w momencie wypłaty dywidendy udziałowcom. Jeśli zysk zostaje w spółce, to nie jest opodatkowany wcale.

Zdaniem publicystki „GW” Balcerowicz uratowałby Polskę przed inflacją

Poza tym wprowadzono dwie nowe formy obniżonych składek ZUS. Wcześniej przedsiębiorcy mogli korzystać tylko z jednej – czyli preferencyjnych składek obliczanych od 30 proc. pensji minimalnej, które można było stosować przez pierwsze dwa lata od rozpoczęcia działalności. Po 2015 roku dołożono jeszcze Ulgę na start, która zwalnia ze składek na ubezpieczenie społeczne przez pierwsze pół roku od założenia firmy. W tym czasie trzeba tylko płacić składkę zdrowotną.

Poza tym uruchomiono Mały ZUS+, który umożliwia obliczanie wymiaru składki od średniego miesięcznego dochodu (co jest bardzo sensowne), tylko że osiągniętego w roku poprzednim, co realnie obniża wymiar składki. Mały ZUS+ może trwać maksymalnie trzy lata. W ten sposób wydłużono okres korzystania z preferencyjnego oskładkowania prawie trzykrotnie – z 2 lat do 5,5 roku.

Dzieli nas wiele, łączy jedno

Mimo szeregu nowych preferencji dla przedsiębiorców przejmująca powoli władzę liberalna opozycja wciąż upowszechnia nieprawdziwą tezę, według której PiS ich gnębiło. A skoro tak, to nowy rząd będzie musiał im te cierpienia wynagrodzić. Mowa jest przede wszystkim o przywróceniu ryczałtowej składki zdrowotnej, czyli przywileju, który niedawno z takim trudem zlikwidowano – i to kosztem towarzyszącego temu obniżenia opodatkowania. KO chce także obniżyć ryczałt płacony przez informatyków z 12 do 8,5 proc., kontynuując w ten sposób praktykę uprzywilejowywania najlepiej zarabiających.

Opowieści o gnębieniu przedsiębiorców w czasach rządu PiS można więc włożyć między książki Dänikena a archiwalne odcinki programu Nie do wiary. W rzeczywistości polską klasę polityczną może dzielić wiele, ale od trzech dekad łączy ją co najmniej jedno – głębokie przekonanie o konieczności wspierania przedsiębiorczości. Szkoda tylko, że koszty tej troski ponosi kilkanaście milionów pracowników.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij