Dlaczego właściwie ci ludzie siedzą w nędznych namiotach, słuchając przemówień niechcianych polityków gadających o niemożliwej integracji europejskiej?
Uliczne powstanie w Kijowie trwa już ponad miesiąc. Skończyły się batalie z policją, oblężenia budynków rządowych oraz groźby rozpędzenia demonstracji. Niespełniona rewolucja wchodzi w najbardziej nudną i zarazem niebezpieczną fazę, stając się rutyną, twardą rzeczywistością codziennej walki. Ale nie walki z reżimem, tylko walki o pranie ubrudnego ubrania, w którym śpi się w namiotach. O dostęp na scenę Majdanu, dość utrudniony, mimo że scena działa 24 godziny na dobę. O uwagę zachodnich mediów, gdy pokolorowane na żółto-błękitno logotypy powoli wracają do normalnego stanu.
Wraz z rewolucją rutyną staje się też towarzysząca jej przemoc. Gdyby nie brutalne pobicie Tetiany Czornowił, nikt poza Ukrainą by nie wspomniał o tym, że ataki na aktywistów Majdanów w różnych ukraińskich miastach odbywają się prawie codziennie od kilku tygodni. Nie są tak spektakularnie brutalne, jak w przypadku opozycyjnej dziennikarki, natomiast ich przyczyny nie wywołują żadnych wątpliwości (podczas gdy atak na Czornowił wcale nie wygląda tak jednoznacznie, jak próbuje to przedstawić opozycja). Ale nawet jeśli wynajęci przez władzę bandyci będą codziennie atakować ukraińskich dziennikarzy, światowe media za jakiś czas również przestaną o tym pisać. Są skazane na przegapienie tego, co w procesie powstania jest najciekawsze: czas, kiedy staje się ono normą, trybem życia, celem samym w sobie.
„Każdy, kto pomieszka w namiocie co najmniej przez tydzień, jest pewny, że Janukowycz dziś albo jutro poda się do dymisji” – mówi mieszkaniec miasteczka namiotowego na kijowskim Majdanie. Przekonania o nieuniknionym zwycięstwie Majdanu nie potrafi zburzyć nic – ani upór władzy w niespełnieniu opozycyjnych żądań, ani zupełny brak wizji, jak to zwycięstwo miałoby wyglądać. Dymisja rządu i prezydenta oraz nowe wybory? Ludziom na Majdanach chodzi chyba o co innego, skoro badania wskazują, że niechęć do wszystkich partii i polityków może dotyczyć nawet 90 procent protestujących. Podpisanie umowy z Unią Europejską? List otwarty Carla Bildta do demonstrantów ujawnił, że cynizm unijnych polityków jest porównywalny z cynizmem Putina. W tekście zatytułowanym Ukraina zasługuje na coś lepszego Bildt stwierdza: „Ludzie zdolni tygodniami protestować w ujemnej temperaturze na pewno są w stanie przetrwać bolesne, ale niezbędne reformy gospodarcze”. Całe szczęście, że prawie nikt z protestujących na Majdanie nie wie, kim jest Carl Bildt – człowiek, który ma ich za pożytecznych idiotów, protestujących na mrozie głównie po to, żeby potem płacić dwa razy więcej za gaz.
Dlaczego w takim razie ci ludzie siedzą w nędznych namiotach, słuchając przemówień niechcianych polityków gadających o niemożliwej integracji europejskiej? Bo tu, w odróżnieniu od reszty kraju, naprawdę istnieje społeczeństwo. A społeczeństwo jest właśnie tym, czego brakuje tym ludziom od czasu, kiedy na terenie Ukrainy radykalnie wdrożono odkrycie Margaret Thatcher, że czegoś takiego jak społeczeństwo po prostu nie ma.
Kijowski Majdan jest dość dokładnym modelem społeczeństwa w skali mikro. Ma swoje więzi grupowe, chroniące go przed degradacją do stanu natury, który panuje po drugiej stronie barykad. Ma swoje służby opieki zdrowotnej, porządku publicznego oraz dostępnej edukacji (na Wolnym Uniwersytecie Majdanu uczą, pośród innych, rosyjski artysta Piotr Pawlenski i polski socjolog Sławomir Sierakowski). Majdan ma nawet swoje granice, które – w odróżnieniu od granic Ukrainy – są otwarte dla wszystkich chętnych ten teren opuścić. Teren, który – dokładnie jak państwo leżące wokół niego – jest całkowicie zależny od zewnętrznych dotacji w postaci żywności, paliwa i pieniędzy. Gdyby nie ta drobna okoliczność, zachwycone stwierdzenia, że na Majdanie panuje anarchokomunizm, byłby całkowicie słuszne.
Pod względem ideologii Majdan też dość precyzyjnie odzwierciedla spektrum poglądów politycznych ukraińskiego ludu. W okupowanym przez bojówkarzy Swobody kijowskim Ratuszu wiszą krzyże celtyckie i flagi konfederacji,
a sto metrów dalej widnieje „czarna barykada”, postawiona i pilnowana przez anarchosyndykalistów.
Powstańcy, przekonani, że ukraińska rewolucja lada dzień zwycięży, oczywiście się mylą. Przede wszystkim dlatego, że już zwyciężyła.
To, że w samym centrum Kijowa od kilku tygodni istnieje takie laboratorium społecznych więzi, oddolnej współpracy i codziennej solidarności, potrafi zmienić ten kraj dużo głębiej niż dziesięć wyborów. Niech się nawet okaże, że Majdan był tylko czymś w rodzaju zimowych wakacji dla ludzi z całego kraju, którzy za darmo spędzili kilka tygodni w przyjaznej atmosferze. Po zakończeniu tych wakacji ci ludzie wrócą do swoich wsi, miasteczek i miast. Ktoś na pewno uzna to za koniec tego powstania, chociaż niewykluczone, że dopiero wtedy wywoła ono prawdziwe skutki.