Cezary Michalski

Testamencik

Wszyscy ostatnio popełniają samobójstwa (uważane za zbrodnie) albo padają ofiarami zbrodni (uważanych za dziejową konieczność naszej drugiej, wolnorynkowej natury). Może i mnie to trafi, pewna pani, której tożsamości ujawnić nie mogę, powiedziała mi, że znajduję się na krótkiej liście, więc póki co piszę testamencik.

Tym bardziej, że wokół mojej biografii narosło wiele nieporozumień. Na przykład, że ewoluowałem od konserwatyzmu do radykalizmu, czego dowodem ma być „lewacka” (cyt. za całą masą źródeł) propaganda uprawiana przeze mnie od paru już lat na łamach KP.


Otóż prawda jest inna. Przez całe życie wędrowałem powoli, żmudnie i boleśnie od radykalizmu do konserwatyzmu. Jako młody człowiek (przedłużona młodość trwała u mnie jeszcze grubo po trzydziestce) wierzyłem w gigantyczny potencjał polskiego ludu, elit intelektualnych, a nawet politycznych. Nie mogłem w związku z tym oczywiście zrozumieć (jak wszyscy wierzący w podobne rzeczy), dlaczego ów potencjał się nie aktualizuje. Ani po 13 grudnia ‘81, ani po 4 czerwca ‘89, ani po zwycięstwie AWS w 1997. Uważałem zatem, że coś ten niebywały potencjał blokuje: SB i agenci SB, KGB i GRU oraz ich agenci, Michnik, Szkoła Frankfurcka itp. Chciałbym żartować, ale nie do końca żartuję, nie zawsze byłem oryginalny, szczerze mówiąc, nigdy oryginalny nie byłem, dlatego tak bardzo polubiłem arystotelesowską definicję człowieka (a więc także mnie) jako „społecznego zwierzęcia”. Do dziś sądzę, że wszystko, co we mnie ludzkie, zależne jest od społecznego kontekstu, a wszystko, co samotne i indywidualne, jest we mnie zwierzęce, o ile nie „bestialskie” (nieustająca parafraza za Tomaszem z Akwinu).


Jako radykał z niechęcią przyjmowałem diagnozy mówiące, że może tego potencjału polskość dzisiejsza nie ma aż tak wiele, żeby go trzeba było nieustannie blokować i niszczyć aż tak wielkimi siłami, jak SB, KGB, Michnik, Adorno i Horkheimer, Foucault i Derrida, „choćby na smokach wojska latające” itp. Trzeba ten potencjał raczej żmudnie i powoli budować niż niszczyć, jak niszczy się go chociażby poprzez wyszukiwanie i piętnowanie z zapałem kolejnych ludzi i instytucji podejrzewanych przez nas o jego niszczenie i blokowanie.


To co innym zabierało pół godziny (zrozumienie prawdy i dojrzałość osiągana w blasku błyskawicy), mnie zabrało grubo ponad dwadzieścia lat. Przyglądając się i słuchając, nawet ja zaczynałem jednak powoli rozumieć, że realny potencjał polskości jest wątły, trzeba go raczej odbudowywać, niż za bardzo na niego liczyć i zgłaszać wobec niego zbyt wygórowane roszczenia. Odkryłem nawet po drodze, że także mentorzy i nauczyciele polskiego radykalizmu: Jadwiga Staniszkis, Jarosław Marek Rymkiewicz, Jarosław Kaczyński, Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Legutko, Andrzej Nowak… nie wierzą w żaden gigantyczny potencjał polskości, dla którego blokowania i niszczenia potrzebne byłyby nieustające wysiłki SB, KGB, GRU, Michnika, hipisów, Frankfurtu, gejów, reformatorów Kościoła, „choćby na smokach wojsk latających” itp. Zarówno prywatnie, jak też w autoryzowanych wywiadach, jakie przez lata z nimi przeprowadzałem, wszyscy oni wyrażali bowiem albo głęboki pesymizm, albo wręcz pogardę dla słabości Polaków (patrz „serbołużyczanie”, „imitatorzy”, „jebał was pies”, „dwa narody” itp.). Oni jedynie uznali (patrz sorelowska koncepcja społecznego mitu), że kłamstwo na temat imperialnej siły polskości krępowanej przez SB, GRU, KGB, Michnika, filozofię queeru, Frankfurt, Sobór Watykański II, „choćby na smokach wojska latające” itp. będzie lepszym narzędziem formacyjnego oddziaływania na Polaków, niż uczciwie im przedstawiona diagnoza aktualnego stanu polskości. Widząc degenerujący impakt tej metody wychowania narodu przez kłamstwo (ostatecznie zdegenerowała ona nawet polską szkołę kibicowania narodowej drużynie piłki nożnej), uznałem po przemyśleniach, że jest ona dla ludzi żyjących w tym kraju kompletnie zabójcza. Co oczywiście nie znaczy, że mam absolutną pewność co do skuteczności innej metody, do której sam się z czasem niebezpiecznie zbliżyłem, czyli nieustannego pieklenia się na temat słabości „Polski fantastycznej” (patrz żółciowe wynurzenia Brzozowskiego) czy „Polski koszmarnej” (producentki koszmarów, począwszy od „mitu smoleńskiego” aż po „mit petelicki”). Ta z kolei szkoła złośliwych i bezwzględnych „realistów” (Brzozowski, Dmowski, Stańczycy, bracia Mackiewiczowie, Kisiel, Łagowski…) tyluż ludzi wychowała, co popchnęła w objęcia jeszcze gwałtowniejszego resentymentu (choć ci, których ta tradycja jednak wychowała, a nie wyłącznie wkurzyła są akurat ciekawsi niż ci, których w Polsce wychowują mity i koszmary).


 

Kiedy zatem byłem młodym radykałem, wybierałem prawicę i słuchałem z zaciekawieniem jej kłamiących (nie z głupoty, ale z refleksyjnego wyboru) intelektualnych i politycznych liderów. Kiedy stałem się starym konserwatystą, wybrałem Krytykę Polityczną, bo ona konsekwentnie stawia na pracę organiczną. Słucham także cierpliwie, „bez gniewu i uprzedzenia” (to także jest cytat) roszczeniowego i radykalnego skrzydła młodej polskiej lewicy („dostarczcie”, „zbudujcie”, „szybciej, szybciej” albo dla odmiany „wolniej”, „rządźcie nami lewicowo oraz świecko do jasnej cholery!”). Jako konserwatysta uważam jednak, że rację ma KP. Najpierw zmienić myślenie społeczeństwa i jego elit, bo inaczej każda polska lewica polityczna będzie albo tak jak Miller zmuszona negocjować z głęboką zachowawczością tego społeczeństwa w każdym praktycznie obszarze, od obyczajówki po politykę zagraniczną (wedle niepisanej mądrości, że silnym trzeba ulegać, obojętnie, czy silny jest akurat Kościół czy PZPR, czy Rosjanie żądający od nas żołnierzy do spacyfikowania „pepików”, czy Amerykanie żądający miejsca na postawienie klatki na ludzi, i to bez podpisywania jakiegokolwiek papieru). Albo też, jak Palikot, lewica będzie zmuszona negocjować z neoliberalnym zdziczeniem pokolenia JK-M (akurat Palikot z tym zdziczeniem negocjuje także w sobie samym).

Tak jak pokolenie JK-M przejęło media, instytucje i język debaty publicznej w Polsce (podatki to „danina” lub „kradzież”, polityka jest irracjonalna, racjonalny jest tylko rynek, państwo jest „okupantem”, wszystko nam „zabiera”), tak samo pokolenie KP musi wykonać gigantyczną pracę, żeby polskie społeczeństwo i jego elity zrozumiały – co najmniej w części tak powszechnie, jak rozumieją to społeczeństwa i elity niemieckie czy francuskie – że redystrybucja jest lepszym narzędziem utrzymywania społeczeństwa w całości niż narodowy fanatyzm, a państwo nie jest strukturalnym przeciwnikiem społeczeństwa ale jego strukturalnym narzędziem. Dopóki się tej pracy organicznej nie wykona, każda polska lewica polityczna przestanie nią być w trakcie prób przejmowania władzy, a najpóźniej w trakcie prób rządzenia Polską wciąż fantastyczną i ciągle koszmarną, zawłaszczoną dzisiaj przez pokolenie JK-M i terlikowszczyznę (bo JKM-a czy Terlikowskiego przed zarządzaniem fantastycznością i koszmarem nic nie ogranicza). Indywidualnie JK-M czy Terlikowski nie są ludźmi jakichś niebywałych instytucjonalnych sukcesów. Jednak ich językiem zaczynają dziś w Polsce mówić oportuniści. A kiedy oportuniści – ta sól ziemi, Tej Ziemi, bo i każdej ziemi – mówią jakimś językiem, oznacza to hegemonię tego języka.


Oczywiście, kiedy jako jawny konserwatysta mówię do lewicowców: „drogą KP powinniście kroczyć Panowie i Panie”, istnieje znaczne ryzyko, że mnie lewicowcy nie posłuchają.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij