Te słowa przyszły mi do głowy, kiedy dowiedziałem się wreszcie, na czym konkretnie będzie polegała rekonstrukcja rządu długo zapowiadana przez Donalda Tuska przy wtórze dramatycznej wagnerowskiej uwertury w wykonaniu całej orkiestry symfonicznej polskich mediów. Przyszły mi też do głowy inne słowa – konsolidacja kontynuacji – ale to by zabrzmiało jak tytuł któregoś z wczesnych tekstów Jadwigi Staniszkis.
Donald Tusk wydaje się zadowolony ze swojej praktyki rządzenia, ze swojej strategii, ze stabilności własnej pozycji w polskiej polityce. I trudno mu się dziwić. Kaczyński zamknięty w roli wiecznej ofiary tak szczelnie, że można go ujeżdżać przez nieskończoność kolejnych kadencji. Aż któregoś dnia z wycieńczenia sam padnie w zaprzęgu. Miller zatrzaśnięty w historycznym getcie. Palikot rozbity. Żyć nie umierać. Panować nie rządzić.
Minister Finansów (ten od „wszystko co złe to nie my, to strefa euro”, cyt. za David Cameron) został zatem wicepremierem, bo po pierwsze trzeba mieć pod ręką jakiś odpowiednik Leszka Balcerowicza. Choćby po to, aby mieć czym w razie czego postukać w Balcerowicza, który coraz odważniej widzi się w funkcji lidera opozycji (obojętnie jakiej). Po drugie jednak i równie ważne dla Donalda Tuska, Rostowski nie może być samodzielnym politykiem w tym kraju. Jest na to zbyt dziwaczny. Jak z tego wynika, wicepremierem mógł też zostać Radosław Sikorski, bo politykiem samodzielnym w tym kraju też nie może być. Ale po pierwsze, nie wiadomo, czy on sam o tym wie, a po drugie, nie wie o tym znaczna część polskiej opinii publicznej. Wie o tym Tusk, ale ponieważ tylu ludzi poza nim tego nie wie, wolał Sikorskiego wicepremierem (a wcześniej prezydentem) nie robić.
Arabski nigdy tak naprawdę szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów nie był. Ta funkcja została stworzona do celów poważnych i sprawowali ją poważni ludzie. Rydlewski, Hausner, nawet Gosiewski, kiedy Jarosław Kaczyński zrozumiał, że z zarządzaniem codzienną pracą Rady Ministrów może mieć kłopoty. Arabski nie musiał nigdy organizować pracy rządu, ponieważ Donald Tusk konsekwentnie nie używa rządu do rządzenia państwem (patrz, niektóre kluczowe nominacje). Ani rządu, ani partii rządzącej. On państwem rządzi sam, osobiście, wyłaniając się od czasu do czasu z sopockiej pustki, aby uratować świat przed Kaczyńskim i innymi klęskami żywiołowymi. Zatem odejście Arabskiego niczego na gorsze nie zmieni. Czy zastąpienie go Cichockim zmieni coś na lepsze? W swoich najlepszych czasach szef KSRM to było ważne stanowisko zarówno administracyjne, jak i polityczne. Polityków w ogóle jest w Polsce mało, ale Cichocki nie jest politykiem na pewno, nawet nie ma zadatków. Więc prawdopodobnie rząd nadal nie będzie działał, tak jak nadal nie będzie działał Komitet Stały Rady Ministrów.
No chyba, że Tusk pozwoli wpływać na Cichockiego Sienkiewiczowi, który wychowywał Cichockiego – i na urzędnika państwowego wychował go chyba nie najgorzej – jeszcze za czasów Ośrodka Studiów Wschodnich (takiej Gdyni III RP, gdyż poza OSW żadnej innej Gdyni III RP nie zbudowała).
Właśnie z uwagi na to OSW Bartłomiej Sienkiewicz to jedyny ciekawy człowiek w tej roszadzie Tuska. Budował OSW, budował UOP. Był niezauważalnym, ale istotnym uczestnikiem rozmaitych innych cichych konsensusów III RP, nawet tego osłaniającego niegdyś naszą politykę europejską. Jest katolikiem, ale niezbyt odległym od „Tygodnika Powszechnego”. Zatem mamy już w rządzie jednego katolika Cthulhu (Gowin) i jednego katolika o poglądach choćby zbliżonych do chrześcijaństwa. Szacunkowi Sienkiewicza dla świeckości państwa mógłbym wierzyć, gdyby nie to, że osoba o biografii jakoś podobnej do jego biografii, Konstanty Miodowicz, zagłosowała niedawno w Sejmie za skierowaniem do prac w komisjach projektu Solidarnej Polski zaostrzającego ustawę antyaborcyjną stąd do nieskończoności.
Wygląda na to, że już nikomu z mojego pokolenia nie wierzę. Od siebie zaczynając. Człowiek, który nikomu nie wierzy, nie może być analitykiem. Może być jedynie, tak jak ja w tych felietonach, paranoikiem, który o rzeczywistości ma tak fatalne mniemanie, że zawsze go jeszcze czymś pozytywnym ta rzeczywistość może zaskoczyć.