Cezary Michalski

Kiedy bestie ścigają bestie

Nie ma symetrii, nie ma żadnego „prześladowania Michała Królikowskiego za poglądy”.

Gdy czytam w oficjalnej depeszy Polskiej Agencji Prasowej o dalszych losach „ustawy o bestiach”, kiedy po raz kolejny słyszę od mainstreamowych dziennikarzy i polityków z największych partii parlamentarnych o „szatanie z Piotrkowa” (zwykle z imieniem i nazwiskiem „szatana”), zastanawiam się nad tym, jak szybko się stoczyliśmy, jak to było łatwe. Zamiast użyć siły państwa (nawet tak słabego jak nasze) i istniejącego już wcześniej prawa (nawet tak mocno delegitymizowanego przez polityków i media jak nasze) do ochrony obywateli przed ewentualną recydywą ze strony sprawców najcięższych przestępstw (tak, również o ofiarach pamiętam), a także do ochrony sprawców najcięższych przestępstw przed linczem ze strony „dobrych obywateli” i „dobrych mediów” po odbyciu przez nich zasądzonej kary, zabawiliśmy się na całego w „kino reaganowskie”. Zabawiliśmy się w „kino reaganowskie” na samych szczytach polskiej polityki i mediów. Na gruncie istniejących uprawnień policyjnych, na gruncie istniejącej ustawy o zdrowiu psychicznym, można było rozwiązać problem 18 więźniów, którym kiedyś karę śmierci zamieniono na 25 lat więzienia i którzy te 25 lat w więzieniu spędzili lub spędzą do końca. Tymczasem zamiast tego poszliśmy w populizm bez trzymanki i niewielu prawników, jeszcze mniej dziennikarzy i prawie żaden polityk – odważyło się głośno powiedzieć: to jest barbarzyństwo, które będzie miało niebezpieczne konsekwencje dla polskiej polityki, prawa i państwa. 

Wiceminister Michał Królikowski, w zamian za daną mu przez Marka Jurka (który jako marszałek Sejmu ściągnął go w 2006 roku na stanowisko szefa Biura Analiz Sejmowych, aby interpretował prawo dla potrzeb polskiego parlamentu), potem przez Jarosława Gowina (który ściągnął go w 2011 roku z szefa BAS na wiceministra sprawiedliwości), potem przez Marka Biernackiego i Donalda Tuska (którzy go na stanowisku wiceministra sprawiedliwości pozostawili), okazję do ewangelizacji siłą (czyli do narzucania partykularnych rozstrzygnięć wyznaniowych siłą powszechnego prawa obywatelom, którzy nie są katolikami), chętnie i bez żadnych oporów przygotował dla premiera Tuska „ustawę o bestiach”.

Nie ma jako prawnik żadnych ograniczeń, bo prawo zna dobrze, a możliwość ewangelizacji siłą jest dla niego warta zapłacenia każdej ceny. 

Donald Tusk nazwał Królikowskiego „prawnikiem kompetentnym”, bo Królikowski przygotował mu sprawnie „ustawę o bestiach”. Premier okazał krótkowzroczność. Dziś Michał Królikowski instrumentalizuje prawo dla Tuska. A Tusk jest przecież liberałem, ma swoje ograniczenia, pewnych granic nie przekroczy, ja w to przecież wierzę (wierzę w to jeszcze?). Jutro jednak dzisiejszy wiceminister sprawiedliwości rządu koalicyjnego Donalda Tuska i Janusza Piechocińskiego, z nieporównanie silniejszej pozycji będzie prawo instrumentalizował jako minister sprawiedliwości koalicyjnego rządu Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina. Czemu Gowin stworzy koalicję z Kaczyńskim, a nie z Tuskiem (może ta kwestia kogoś z czytelników KP jednak interesuje)? Otóż Donald Tusk, nawet jak mu w kolejnych wyborach nie wyjdzie, może wybierać pomiędzy SLD, Twoim Ruchem, PSL i Gowinem. Zatem jeśli Gowin zdobędzie 6 procent głosów, Tusk zaproponuje mu udziały we władzy na wysokości 6 procent albo mniej. Kaczyński ma sytuację trudniejszą. SLD i PSL obchodzą go jak wściekłego psa. Sojusz z Twoim Ruchem skompromitowałby obie strony bardziej, niż dawny sojusz PiS z „Samoobroną” (z uwagi na brata, z uwagi na o. Rydzyka). Dlatego Gowin, jeśli będzie Kaczyńskiemu potrzebny do stworzenia koalicji, do przejęcia władzy, za swoje 6 procent głosów dostanie od Kaczyńskiego udziały we władzy w wysokości 20 albo 30 procent. Albo nawet na poziomie 49 procent minus służby i resorty siłowe, bo tylko to – a nie kwestie socjalne, a nie ministerstwo oświaty – Jarosława Kaczyńskiego obchodzi. Tylko to uważa za klucz do społecznej epifanii, do odsłonięcia przez Polakami „prawdy o układzie”, która „nas wyzwoli”. Michał Królikowski będzie skarbem tego przyszłego rządu. Będzie „jurystą Kaczyńskiego”, będzie „jurystą Gowina”, będzie „jurystą abp. Hosera”. Każde prawo nadwyręży – dla swojej wiary, dla swych przełożonych – bo już dziś nadwyręża. Po „ustawie o bestiach”, po próbie utwardzenia Kodeksu Karnego, wiadomo, że nie ma dla niego żadnych ograniczeń – jeśli chodzi o ewangelizację siłą. Także jeśli chodzi o cenę, jaką za sposobność do ewangelizacji siłą zgadza się jako prawnik zapłacić. 

Znów powtarzam (choć żaden mój prawicowy rozmówca medialny tego nie rozumie albo udaje że nie rozumie), iż nie chodzi mi o poglądy Michała Królikowskiego. Nie zamierzam ich „tłumić”, nie chce mi się nawet z nimi polemizować (daleka parafraza za Bogusławem Lindą). Chodzi mi wyłącznie o wyznawaną przez Królikowskiego i praktykowaną przez niego zasadę ewangelizacji siłą. 

Nikt nie zmusza rodziny Królikowskiego, żeby stosowała in vitro, żeby uważała ludzką zygotę czy zarodek za zygotę czy zarodek, a nie za pełnoprawnego człowieka.

Nikt nie zmusza Królikowskiego i jego rodziny do zawierania małżeństw lub choćby związków partnerskich jednopłciowych. Tymczasem Michał Królikowski nie ma takich ograniczeń wobec innych, kiedy opiniuje, kiedy pisze i kiedy próbuje forsować nowy kształt polskiego prawa powszechnego, które jako prawo powszechne będzie obowiązywać obywateli nie będących katolikami, nie podzielających poglądów lub wyznania Michała Królikowskiego. Ewangelizując siłą Królikowski robi wszystko, aby prawo powszechne nadal uniemożliwiało gejom zawieranie w Polsce małżeństw lub choćby najbardziej nieśmiało zdefiniowanych związków partnerskich. Ewangelizując siłą Królikowski robi wszystko, aby polskie kobiety stały się pozbawionymi podstawowych praw nosicielkami już nie tylko embrionów, ale zarodków i zygot. Nawet jeśli dla tych kobiet zarodek i zygota nie jest „człowiekiem” (bo faktycznie nim nie jest, bo jest nim wyłącznie na gruncie aktualnej biopolitycznej doktryny Kościoła katolickiego, która tej instytucji skutecznie zastąpiła chrześcijaństwo). 

Nie ma symetrii, nie ma żadnego „prześladowania Michała Królikowskiego za poglądy”. Jest praktyka ewangelizacji siłą w Polsce i są próby poszerzenia tej praktyki, narzucania siłą powszechnego prawa poglądów abp. Hosera i Michała Królikowskiego ludziom, którzy poglądów abp. Hosera i Michała Królikowskiego nie podzielają. Choćby dlatego, że – tak jak ja – uważają je za barbarzyńskie, za antychrześcijańskie, za bluźniercze wobec zasady miłości i miłosierdzia (a innych zasad etycznych w Ewangelii nie ma). Ale zgadzam się pozostawić Michała Królikowskiego i abp. Hosera sam na sam z ich poglądami, zawsze się zgadzałem. O ile tylko oni zrezygnują z ewangelizacji siłą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij