Cezary Michalski

Hitler i Putin – dwie porażki Zachodu

Schaeublemu wolno, to czemu nie mnie?

Powoli (a właściwie szybko, bo biznes jest biznes i szkoda by było się na niego nie załapać, tego nas w końcu uczono od dziecka na uniwersytetach życia), świetnym biznesem zaczęło być ostrzeganie przed światową wszechpotęgą Putina, który ponoć żongluje już światem jak Chaplin kulą ziemską w „Dyktatorze”. Tak samo zresztą jak świetnym biznesem stało się uspokajanie, że Putin nie stanowi żadnego problemu i jeśli tylko udamy, że nic się nie dzieje, nic się nie wydarzy. Pierwszy biznes wspierają nieźle czasem wyposażone finansowo i emocjonalnie sierotki po zimnej wojnie, polskie i globalne. Drugi biznes wspierają korporacje, rynki finansowe, City i ich postpolityczne marionetki, czyli ci wszyscy, którzy zamiast mitów przeszłości wolą pielęgnować swoje deale obecne i przyszłe. Nie przeraża ich ani wizja Mistrali lądujących w Estonii, ani wizja taniego gazu dostarczanego przez Gazprom South Streamem przebiegającym nową, tańszą trasą przez rosyjski już Krym (brawa dla Orbana, który obóz South Streamu wybrał, a jego krótkowzroczny nacjonalistyczny egoizm został właśnie przez węgierskich wyborców nagrodzony, nieomal przez aklamację).

Nie chcąc pozostawać w tyle (jak długo można być dziwakiem, kiedyś się trzeba w końcu przystosować), postanowiłem do tych biznesów przystąpić. Najlepiej do obu jednocześnie, co być może stanowi jakiś sposób negocjowania pomiędzy dwuwartościową (opartą na zysku i stracie) logiką biznesu, a nieporównanie bardziej dialektyczną logiką bezinteresownego poznania (ech, te liberalne rozróżnienia i złudy, dawno już odrzucone przez antyoświeceniowe, tożsamościowe i nietzscheańskie… lewicę i prawicę, a nawet globalne postliberalne think tanki zorientowane wyłącznie na media i kasę).

Hitler i Putin, dwie pomyłki Zachodu. Pierwsza to sposób zakończenia przez Zachód pierwszej wojny światowej. Reparacje wojenne pobierane od Niemiec, kary nakładane na Niemcy, niszczenie i tak zniszczonej wojną gospodarki niemieckiej. Mimo że wszystkie mocarstwa europejskie – i te demokratyczne, i te arystokratyczne – w równym stopniu odpowiadały za pierwszą zagładę naszego kontynentu, której bezpośrednim następstwem miała się okazać zagłada druga. I kolejna pomyłka Zachodu – sposób zakończenia zimnej wojny, bez przyjęcia Rosji do UE i NATO, bez zdeterminowanego wciągnięcia jej we współzarządzanie globalizacją. To akurat nie była wina „wolnych Polaków”, którzy przy budowaniu nowego światowego porządku mieli do powiedzenia tyle, ile Balcerowicz Sachsowi (niektórzy twierdzą, że to i tak całkiem sporo, ja w kultowym rankingu ludzi 25-lecia głosuję jednak bezpośrednio na Sachsa, choćby dlatego, że usłyszeliśmy później z jego ust przynajmniej jakieś wątpliwości, podczas gdy z ust Balcerowicza żadnych, no i Sachs, a nawet reprezentowany przez niego MFW miały bardziej zrównoważoną wizję transformacji ustrojowej, niż minister Wilczek, który… po chwili głębokiego zastanowienia przypomniałem sobie, że on nawet nie był z „Solidarności”, ale z PZPR, znikąd zatem nadziei na radykalną alternatywę). Po drugiej wojnie światowej Zachód przyjął szczęśliwie inną niż po pierwszej strategię wobec Niemiec. Pozwalając im bardzo szybko stać się jednym z liderów liberalno-demokratycznej Europy i oferując Plan Marshalla, zamiast wyciskać od nich reparacje wojenne. Czy dopiero po drugiej zimnej wojnie (oby pozostała zimna), Zachód potrafi sformułować analogiczną propozycję dla Rosji?

Hitler wyrósł na błędzie Zachodu wobec Niemiec w Wersalu. Putin wyrósł na błędzie Zachodu wobec Rosji Gorbaczowa i Jelcyna po rozpadzie ZSRR.

Trzeba było tamtą Rosję na siłę ciągnąć do Unii i NATO, kiedy była słaba. Tak, jak trzeba było Niemcy na siłę ciągnąć do wspólnego wersalskiego ładu, a nie okładać reparacjami wojennymi, kiedy Republiką Weimarską rządził jeszcze Walter Rathenau (funkcyjnie zaledwie minister spraw zagranicznych, ale w rzeczywistości jedyny w tamtej republice człowiek, który myślał mózgiem, a nie tylko nacjonalistycznymi cojones, choć jak już tego marzącego o zjednoczonej Europie wizjonera zachodni „partnerzy” wpychali w nacjonalizm bez wyjścia, to i Rapallo potrafił Niemcom załatwić). Głupota Zachodu zawsze ma swoją cenę. Tyle że to zawsze peryferia Zachodu płacą jej lwią część, a centrum płaci co najwyżej kocią. Poza tym, w czasie realnym nie tak łatwo jest zauważyć własną głupotę (ja mojej nigdy nie potrafiłem na czas zauważyć).

Dziś Ławrow kłamie – ohydnie, bezczelnie, po ribbenropowsku i mołotowowsku. Dziś Rosja przeprowadziła referendum na Krymie, a teraz wysyła do Doniecka „turystów” i opłakuje prześladowania rosyjskich mniejszości – od Ukrainy po Estonię – dokładnie (sto na sto, Schaeuble się niestety nie mylił) według modelu Hitlera w Sudetach czy Gdańsku. Albo według modelu Stalina na wschodnich rubieżach dawnej II RP po 17 września. No może Putin to jednak Hitler i Stalin odjąć – jak na razie – masowe ofiary. Sierotki po zimnej wojnie tej różnicy zdają się nie dostrzegać (one zawsze trupy liczyły tylko na papierze), dla mnie jest to jednak różnica wyjątkowo ważna, bo „kiedy ginie jeden człowiek, to tak jakby ginął cały świat” (cyt. za Talmud). W każdej chwili może się jednak okazać, że Ukraińcy zaatakowali jakąś rosyjskojęzyczną Radiostację Gliwice i Putin… no po prostu będzie musiał wkroczyć. I zacznie się jatka.

Czy można to przerwać? Czy zastosować metodę Chamberlaina czy metodę Churchilla? W obu wypadkach Polska miała przesrane i przesrane będzie miała Ukraina, choć w drugim scenariuszu nasi internetowi warmongerzy, po odśpiewaniu nowego hymnu asertywnego jagiellońskiego patriotyzmu („nie zabijajcie nas!”) zakończą życie na emigracji w Szkocji. Polecam Skyfall, japońscy i chińscy turyści wciąż o Skyfall Szkotów pytają, a Szkoci pokazują im rozmaite najkrótsze trasy do Skyfall.

W okolicach Chamberlaina i Churchilla historyczna analogia jednak się kończy. Mamy inne scenariusze, mądrzejsze i głupsze. Dla mnie najciekawszym jest scenariusz Sorosa. Silne i solidarne sankcje ekonomiczne Zachodu, wprowadzone lub NAPRAWDĘ przygotowane, a nie tak, jak przygotowują je Cameron i Hague, trąbiąc wszystkim wokół (przynajmniej w UK trąbią, bo jak rozumiem do Warszawy głos tych torysowskich trąb nie dochodzi), że w rzeczywistości nigdy poważnych sankcji nie wprowadzą, bo ich wykastruje City. 

Soros domaga się jednak realnych, solidarnych sankcji Zachodu, żeby powstrzymać dalszą eskalację, bo pokazem słabości, prymitywnej chytrości i małego realizmu Zachód „deeskalować” zachowania Rosji nie zdoła. A kiedy się Rosjan przed wkroczeniem na Ukrainę powstrzyma doraźnie (daj Boże, choć to na dzisiaj wcale nie jest taki realistyczny scenariusz), Soros radzi się Zachodowi skupić jednak nie na karaniu Rosji, ale na konsolidowaniu Ukrainy. W międzyczasie, jako najbardziej realistyczną broń Ameryki, proponuje uruchomienie przez rząd USA strategicznych rezerw ropy (to można stopniować lepiej niż użycie głowic). Zbicie o każdego dolara dzisiejszej spekulacyjnej ceny ropy i gazu na światowych rynkach (żeby się tylko Exxon Mobile czy BP zgodziły, ale one się nie zgodzą, je trzeba by politycznie złamać) to miliardy w plecy dla „arabskiej”, surowcowej, prymitywnej gospodarki Putina, który tylko imperialny PR umie robić – dla polskiej prawicy i rosyjskiego ludu wystarczający – bo imperialnej gospodarki rosyjskiej zbudować nie umiał.

Znam wszystkie słabości scenariusza Sorosa. Choćby fakt, że po zerwaniu porozumienia kijowskiego (jako sojusznicy Majdanu załóżmy, że przez Janukowycza, choć to nie do końca jest prawda) zniszczenie choćby minimalnego „wschodnio-zachodniego” konsensusu na Ukrainie czyni dziś zadanie ustabilizowania nowego rządu w Kijowie bardzo trudnym. Ale lepszego scenariusza nie ma. Pawie piórko na hełmach polskich i globalnych werblistów zimnej wojny, „nie zabijajcie nas!” kierowane tym razem do Putina, co na Kremlu może wzbudzić tylko śmiech, a nawet mały pasywny realizm Tuska (żadnej głębszej integracji z UE poza „energetyczną”, a na euro czy Kartę Praw Podstawowych i tak prawicowy lud w Polsce nigdy nie pozwoli) ukryty za buńczucznym językiem „dwóch ciężkich brygad pod Otwockiem od zaraz” (tak, wiem, że to nie Tusk powiedział, ale Tusk pozwolił, a nawet kazał, żeby to powiedzieć). To wszystko nie są scenariusze dla świata, które jakkolwiek zasługiwałyby na naszą uwagę. Choć dzięki takim scenariuszom postpolityczny biznes się kręci. Coraz szybciej się kręci, żeby tylko metalowe krzesełka i drewniane koniki z tej karuzeli nie powylatywały.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij