Cezary Michalski

Dumne żebractwo narodowych gąb

Paweł Lisicki ma dziś niewielkie szanse zostać wicenaczelnym „Gazety Wyborczej”, Bartosz Węglarczyk został wicenaczelnym „Rzeczpospolitej”. Więc prawicowi chłopcy (można zachować chłopięcość aż do pięćdziesiątki, idea konserwuje lepiej niż krem Vichy, sam mógłbym coś o tym powiedzieć, próbowałem jednego i drugiego) wyżywają się na… Unii Europejskiej.

 

Tymczasem Benedykt XVI w swojej niezwykłej biografii Jezusa (każdy z nas ma prawo wymyślać sobie własnego Jezusa, czasami nawet sięgając w tym celu po Ewangelię i inne źródła, czemuż takiego prawa miałby być pozbawiony papież, choć nie rozumiem dlaczego „w imię historycznej prawdy” usunął ze żłobka osła i wołu twierdząc jednocześnie, że niepokalane poczęcie jest prawdą wręcz naukową?) napisał, że przesłanie Chrystusa nie było skierowane do narodów, ale do poszczególnego człowieka i całej ludzkości. Jednak dla naszych zawodowych komentatorów tego zdania jedynie zygoty i zarodki są uniwersalne, jedynie ich praw należy bronić w globalnej kulturowej wojnie. Dalej zaczyna się bowiem „własny naród”, który musi wyrwać kasę, przywileje handlowe, a w najgorszych przypadkach ziemię, pamięć, ciało i krew „narodowi obcemu”.

 

Prawie jednocześnie Donaldowi Tuskowi (nie, nie porównuję go jeszcze z papieżem) wymknęło się, że miliard w tę, miliard w tamtą jest mniej istotny niż przetrwanie Unii Europejskiej. Oczywiście te słowa nie miały osłaniać europejskiego projektu, ale obietnicę 300 miliardów z jego partyjnej kampanii. Ale mnie nie interesują intencje, tylko to, co z tym zdaniem – z którym raczej się zgadzam – zrobiły polskie media i polska polityka. W tej właśnie kolejności. Pierwsze bowiem do boju ruszyło RMF FM, budując atmosferę absolutnego skandalu, bo dla narodowego polityka każdy grosz wyrwany dla „własnego narodu” powinien być święty. Nieporównanie bardziej święty od jakiejś Europy, nawet jeśli bez tej Europy żadnych pieniędzy dla „własnego narodu” nie będzie. Prawie natychmiast do dumnego żebractwa RMF FM dołączyli konserwatywni młodzieńcy z czołowych telewizji kraju – tacy, co to bali się krzywo spojrzeć na Palikota, kiedy był w PO, a dziś wycierają nim sobie buty jako antyklerykałem bez wystarczająco silnego politycznego krycia. Potem na jedynym w dzisiejszej Polsce „politycznie poprawnym” stanowisku dumnego żebractwa stanęli wszyscy znaczący politycy w tym kraju. Może poza paroma SLD-owcami, którzy chyba jednak realnie zakochali się w Unii od czasu, kiedy Leszek Miller definitywnie nas do niej „wprowadził”. A także poza paroma ludźmi Palikota, którzy uznali, że i tak mają już przechlapane w tym kraju, więc po co jeszcze będą udawać nacjonalistów, by przypodobać się Młodzieży Wszechpolskiej, jak Jarosław Gowin.

 

Tymczasem my, w Dzienniku Opinii, napisaliśmy już parę tekstów w obronie europejskiego projektu, przeciwko szarpaniu przykrótkiej finansowej kołderki. Musimy jednak pamiętać, że jest to „wołanie na puszczy” (jak pięknie przetłumaczył kiedyś „wołanie z pustyni” starotestamentowych Żydów Jakub Wujek na religijne potrzeby mocno zalesionego kraju Sarmatów). I teraz pytanie: czy Sutowski, Ostolski, Michalski mają siłę, żeby zrównoważyć wszystkie polskie mainstreamowe media i stworzyć Donaldowi Tuskowi choćby minimalny marginesik do uprawiania polityki polskiej w Europie, a nie przeciwko niej? Nie, takiej siły nie mamy. Czy mamy siłę polityczną, opiniotwórczą, żeby zrównoważyć nacjonalistyczne bałwochwalstwo, które szaleje dzisiaj w Warszawie (a także w większości innych europejskich stolic)? Nie, niestety nie mamy. Pozostaje nam dyskurs normatywny. 

 

Uważajmy tylko, żeby nie pomieszać go z opisem rzeczywistości i nie popaść w jałowe roszczeniowe zrzędzenie. Nasz dyskurs normatywny, broniący Europy przed upadkiem w całkowite zdziczenie „renacjonalizacji” (który by to już był taki upadek, za każdym razem tragiczny, szczególnie dla Polski) ma sens jedynie wówczas, jeśli dla nas samych jest to początek drogi do przekształcenia polskich mediów, polskiej wyobraźni, polskiego dyskursu publicznego, a w konsekwencji polskiej polityki w taki sposób, aby kiedyś oczyścić wszystkie te sfery z dzisiejszej hegemonii wrzeszczących, nacjonalistycznych gąb. Gąb bałwochwalczych, choćby podpierały się krzyżami, jak to dzisiaj robi cały legion gąb narodowej prawicy. Naprawdę szczerze przekonanej, że Chrystus swoje przesłanie emancypacji i buntu kierował do narodów, a nie do pojedynczego człowieka i całej ludzkości.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij