Cezary Michalski

Czekając na gotowe

W tygodniu, w którym politykę krajową całkowicie wypełniały reakcje na kolejne deklaracje publiczne Wojewódzkiego, Figurskiego i Kaczyńskiego, znowu nieco ciekawiej było tam, gdzie polska polityka jakkolwiek spotyka się z polityką europejską, a nawet globalną.


Z tekstu Andrzeja Lubowskiego w „Gazecie Wyborczej” (dość umiarkowanego, gdyż jego autor jest sympatykiem Ameryki, a nie jej wyznawcą) można się dowiedzieć, że nasza wymiana towarowa z USA jest o połowę mniejsza niż nasza wymiana towarowa z Czechami. „Na Polskę przypada 0,2 proc. amerykańskiego importu, na USA niespełna 2 proc. naszego eksportu”. Nie do uwierzenia, jeśli wziąć pod uwagę, że nasza wymiana ideowa z USA – z Tea Party, z Santorumem, z tamtejszymi przeciwnikami powszechnego systemu opieki zdrowotnej i europejskiego (gdyż budowały go zarówno europejska lewica, jak i prawica) systemu redystrybucji – wygląda na co najmniej dwukrotnie większą, niż cała nasza ideowa wymiana ze wszystkimi krajami UE, od Skandynawii po Półwysep Apeniński i Iberyjski. W tym wypadku byt (ekonomiczny) nie określa świadomości znacznej części polskich elit medialnych i intelektualnych (jakby tego chcieli anachroniczni „plechanowowscy” marksiści czy ultranowocześni neoliberałowie), ale też świadomość (proamerykańskość wyznawcza zamiast realistycznej sympatii) prawicowych elit dominujących od Sejmu po parę mainstreamowych mediów w żadnym stopniu nie przekłada się na ekonomiczną bazę naszych stosunków handlowych z USA.


Na co się przekłada? Trudno powiedzieć, zazwyczaj na bierność. Torys Rostowski uspokoił właśnie torysów ze swojej partii, a także z PiS, SP i niegłosujących, stwierdzając, że Polska do strefy euro (a nawet do „węża walutowego”, co powinno poprzedzić przyjęcie euro przynajmniej o dwa lata) wejdzie dopiero „na gotowe”. Co jeszcze Niemcy z Francuzami muszą dla nas zbudować, żebyśmy tam mogli „na gotowe” wejść? Świeckie państwo? Społeczeństwo obywatelskie? Równouprawnienie? Emancypację? Karty Praw Podstawowych ani konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet nadwiślańscy torysi nie chcą zaakceptować nawet pomimo tego, że są to rzeczy całkiem już gotowe i nie trzeba się przy ich współtworzeniu jakkolwiek wysilać.


Ale żeby nie grać do jednej, prawicowej bramki, gdyż „piłka jest okrągła, a bramki są dwie” (cyt. za Kazimierz Górski i Maryla Rodowicz), coś niemiłego o socjaldemokratach.


„Czerwony” Ed Miliband, czując już w nozdrzach krew nieomal pewnego zwycięstwa za dwa lata, postanowił być miły dla brytyjskiego ludu, tego samego, którego socjaldemokracja od dawna już nie wychowuje, pozostawiając to żmudne zadanie tabloidom i innym mediom Murdocha. Ponieważ Ed jest może „czerwonym” ale jednak politycznym realistą, w przemówieniu adresowanym do wychowanków Murdocha zadeklarował, że emigracja – szczególnie Polaków – jest błędem, że nie trzeba być „bigotem” (aluzja do Gordona Browna, któremu to określenie wymknęło się podczas przegranej kampanii wyborczej pod adresem pewnej pani narzekającej na „emigrantów zabierających nam pracę”, kiedy sądził, że kamery i mikrofony są już wyłączone), żeby bać się swobodnego przepływu pracowników i usług w granicach UE. W przeciwieństwie do „czerwonego” Eda, „różowy” Blair wiedział przynajmniej (choć wiedza nie zawsze oznacza skuteczność działania), że zamiast ośmielać lęki ludu brytyjskiego należałoby ten lud raczej kształcić, aby w zawodach tak wysoko wykwalifikowanych jak murarz czy kierowca autobusu nie trzeba było zatrudniać wyłącznie Polaków, gdyż na kolejne ogłoszenia władz samorządowych żaden odpowiednio wykwalifikowany „etnicznie czysty Anglik” nie zgłasza się w całych hrabstwach i miastach (patrz Londyn).


W tym samym czasie Hollande doszedł do wniosku, że Europejski Bank Centralny powinien dofinansować rozwój gospodarczy Francji, Hiszpanii i Włoch 55 miliardami euro z funduszy strukturalnych planowanych w przyszłym budżecie UE dla „nowej Europy” (przede wszystkim dla Polski, ale także dla Rumunii czy Bułgarii, które są w nieporównanie trudniejszej sytuacji niż my, nie mówiąc już o Francuzach). Zatem nawet na socjalistach, tej „soli ziemi” europejskiego projektu, mści się dzisiaj otchłań pozostawiona przez tegoż projektu ojców założycieli pomiędzy narodowymi demokracjami, a europejską biurokracją i technokracją. Ponieważ polityczne być albo nie być wszystkich europejskich polityków – także socjaldemokratów – zależy wciąż wyłącznie od narodowych demokracji, nawet najbardziej „czerwoni” liderzy stają się na użytek kolejnych kampanii wyborczych odrobinę brunatni.


Najciekawsi z tego wszystkiego są jak na razie socjaliści niemieccy. Przynajmniej oni nie chcą zasilać dobrobytu Francuzów pieniędzmi mającymi trafić do Węgrów, Bułgarów, Rumunów czy Polaków. Tyle że trochę narodowej tradycji też się tutaj plącze. Socjaliści niemieccy nie oddadzą „Mitteleuropy” na pożarcie biedzie i „bestiom” (cyt. za Akwinata) globalnego kapitału spekulacyjnego, gdyż jest ona tradycyjnie obszarem niemieckich interesów i niemieckiej ekonomicznej ekspansji.


A gdzie jest w tym wszystkim Europa? Chwilowo nie przetrwała kryzysu. Złożono ją w zamrażarce, do jakiej ambitniejsze projekty i idee zawsze trafiają w trudniejszych czasach. Pozostaje nam cieszyć się, że dzisiejsze trudniejsze czasy są mniej trudne niż późne lata 30. ubiegłego wieku, że istnieje ta zamrażarka pasywnej UE, i że jest tam co odłożyć na lepsze czasy, kiedy nie tylko ocalimy technokratyczny projekt minimalnego zarządzania strefą euro i UE, ale także stworzymy mechanizmy kształtowania się europejskiego ludu, europejskiej opinii publicznej, europejskich elit politycznych. A raczej kiedy stworzą je dla nas Niemcy, Francuzi i Luksemburczycy, a my pod wodzą ministra Rostowskiego przyjdziemy na gotowe.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij