Cezary Michalski

Bez litości w świecie bez reguł

Kiedy patrzę na „Rzeczpospolitą” i „Uważam Rze” po ostatnich zmianach, są to jedyne w ciągu paru ostatnich lat przypadki w moim życiu czytelnika gazet, kiedy Jarosława Kaczyńskiego nie lubiłem mniej niż tych, którzy takimi metodami, za pomocą takiego manipulowania prawicowymi tematami i prawicowym ludem, postanowili Kaczyńskiego dokończyć.

 

Każdą prawicową patologię zgodzono się umacniać, byle tylko była praktykowana – myślą, uczynkiem lub choćby zaniedbaniem – nie pod sztandarem Kaczyńskiego, ale pod jakimiś innymi sztandarami, wrogimi wobec niego lub w dowolny inny sposób go osłabiającymi.

 

Zatem skoro bardzo rozpowszechnioną prawicową patologią jest antyeuropejskość, umacniajmy ją w prawicowym ludzie, tyle że bez Kaczyńskiego albo przeciw niemu. Wypominajmy mu akurat akt jego odpowiedzialności za państwo, jakim było miękkie negocjowanie traktatu lizbońskiego, kiedy był premierem. Może Leszek Miller, ten z 2003 i 2004 roku, wymachujący swoją „Niceą albo śmiercią” napisaną mu zresztą przez ludzi z PO, mógłby traktat lizboński negocjować twardziej. Ale Miller, nawet jeśli podcinany już wtedy przez aferę Rywina, nie miał za plecami wyjącej tłuszczy niszczącej konsensus w każdym wymiarze polskiej polityki, także w obszarze polityki europejskiej. Kaczyński, kiedy negocjował traktat lizboński, taką tłuszczę wyjącą za plecami już miał, w jej skład wchodzili także Tusk i Komorowski. Gwoli sprawiedliwości dziejowej trzeba zresztą dodać, że dziś taką samą wyjącą tłuszczę – zamiast polityki polskiej – ma za plecami Donald Tusk negocjujący w Brukseli cokolwiek. I dziś jednym z jej liderów jest Jarosław Kaczyński.

 

Ale to była dygresja, ja sam dawno już wyrosłem z czasów, kiedy usprawiedliwiałem dzisiejszą politykę Jarosława Kaczyńskiego jego dawnymi traumami. Polityka nie jest od leczenia traum. Kiedy jednak widzę, czego wielcy panowie polskiej liberalnej demokracji używają do niszczenia Kaczyńskiego dzisiaj, jak bez żadnych ograniczeń używają antysemitów, narodowców, ludzi „Libertasu”, a także tych, którym z całego katolicyzmu pozostała już tylko pogarda dla gejów i feministek, trzeba wreszcie powiedzieć, że „już nawet Kaczor był lepszy”. Tyle że był lepszy dwadzieścia lat wcześniej. Był wtedy prawicowcem, ale nie tak nieskończenie toksycznym, jakim się stał, od kiedy wielcy panowie nie pozwolili mu usiąść przy swoim stole, mimo że nie był głupszy od niejednego z nich. To raczej oni byli o wiele zbyt narcystyczni, żeby nie wiedzieć, iż mając kogoś takiego jak Jarosław Kaczyński warto się przy tym stole nieco posunąć i ścieśnić. Kiedy jednak Jarosław Kaczyński został odepchnięty od stołu, on też postanowił polskiej prawicowości używać na każdych warunkach i prawie bez żadnych ograniczeń. „Prawie”, bo jednak ci, co Pińskiego czy Korwin-Mikkego przeciwko Kaczyńskiemu używają dzisiaj, ograniczeń w używaniu polskich prawicowych patologii mają mniej niż Kaczyński.

 

Korwina już kiedyś przeciwko „Solidarności” używała ekipa stanu wojennego. Ziemkiewicz wam tego nie powie, ale Korwin zdobył swoją sławę i pedagogiczny autorytet wśród tysięcy młodych Ziemkiewiczów, pisząc w latach 80. w „Przeglądzie Tygodniowym”. Jako tolerowany przez władzę prawicowiec, ultraprawicowiec nawet, szydził tam w cenzurowanych felietonach z lewackiej „Solidarności”, z bandyckich związkowców, z socjalizmu w ogóle, ale szczególnie z tego w wersji robotniczej, z którym aktualna władza miała wówczas kłopoty. Mecenasi Korwina z upadającego systemu strasznie się cieszyli, że czytający młodzi ludzie zaczynają pod wpływem jego ognistego pióra gardzić związkowcami. Dziś może z niebywałego pedagogicznego tryumfu Korwina już się tak nie cieszą. Jednak ci spośród nich, co jednak zdołali ze starych szczytów upaść na nowe, są w dalszym ciągu zadowoleni ze swojej dawnej zabawy Korwinem, bo upowszechnione w Polsce przekonanie, że podatek progresywny to janosikowy bandytyzm, a związkowcy to zwyczajni zbóje, osłania wysoką stopę zwrotu z ich inwestycji przed zorganizowanym pracowniczym protestem.

 

Mam jednak nadzieję, że wy wszyscy – moi młodzi, nieco bardziej lewicowi ode mnie koledzy i koleżanki – widzicie, że ludzie dokańczający dziś Kaczyńskiego rzekomo za to, że „nie przestrzega reguł”, sami łamią te reguły jeszcze bardziej niż on. Nie chcę, żeby obudziła się w was litość dla Kaczyńskiego, on już od dawna na waszą akurat litość nie zasługuje. Swój prawicowy lud na was chętnie by poszczuł, gdyby tylko miał siłę, więc uważajcie, aby siły nie odzyskał nigdy. Chcę jednak, żebyście stali się bezlitośni dla tych, którzy go dokańczają, wszelkie reguły mając w jeszcze mniejszym poważaniu niż on.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij