Ignacy Karpowicz

Lub farmaceutą

Drobne przyjemności zapewnia sobie każdy. Ja na przykład czytam drobne rzeczy, z których ostatnio najwyżej cenię ulotki dołączane do leków oraz wstępniaki naczelnego „Gościa Niedzielnego”.

Drobne przyjemności zapewnia sobie każdy. Ja na przykład zapewniam sobie drobną przyjemność, czytając drobne rzeczy, z których ostatnio najwyżej cenię ulotki dołączane do leków oraz wstępniaki księdza Marka Gancarczyka, redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”.

Lektura ulotek bywa balsamem dla duszy. Na przykład skutkiem ubocznym pewnego leku nasennego jest ospałość. Inny lek powodować może dziwne sny. Zdarzają się też skutki nazwane tak pięknie, że chciałoby się je mieć, choćby splątanie czy niepamięć następcza. Zwłaszcza popularność tej drugiej wydaje się w naszym kraju rosnąć jak grzyby po deszczu. Niepamięć następcza – po odzyskaniu przytomności – sprowadza się z grubsza do mówieniu czegoś i natychmiastowym o tym zapominaniu. W polityce i w Kościele bez niepamięci następczej ani rusz. Każdy z nas, łyka czy nie łyka, skutek ów uboczny posiada. Starzy wyjadacze potrafią nawet cierpieć nań bez odzyskiwania przytomności.

W literaturze farmaceutycznej największe wzięcie mają uszkodzenia wątroby i nerek. Właściwie żaden przyzwoity lek tudzież ulotka nie są od nich wolne. Skąd popularność wątroby i nerek? Czy dlatego, że każdy je w jakimś stopniu posiada? Ludzie często są bez serca, ale bez nerek i wątroby się raczej nie zdarzają, a jeśli nawet, to na niedługo. Chodzi tu najprawdopodobniej również o wzbudzenie szacunku do lekarstwa oraz stworzenie efektu placebo. Jeżeli lek coś niszczy, znaczy, że jest skuteczny.

Na popularności zdecydowanie traci natomiast śmierć. Jeszcze 15 lat temu żaden szanujący się antybiotyk nie pozwalał sobie na ominięcie śmierci w ulotce (kategoria: bardzo rzadko), a dziś śmierci jak na lekarstwo.

Śmierć się po prostu nie przyjęła wśród czytelników. Na piśmie już prawie się jej nie dostanie. Co najwyżej jakiś eufemizm, jakaś ogólna i kompleksowa niewydolność ciebie. Nieodwracalna. Mniej wyrobieni czytelnicy nie zawsze rozumieją.

Bywają leki, przy których należy unikać zachodzenia w ciążę. Dziecko może się urodzić nie takie, jak chcieliśmy. Nie ta płeć, nie ten kolor i zbyt niski kapitał kulturowy już na starcie.

Imponujący, choć rzadko w literaturze stosowany skutek uboczny to somnambulizm. Tutaj pozwolę sobie zacytować obszerniej: „Mogą wystąpić następujące zaburzenia: chodzenie we śnie i związane z tym zaburzenia zachowania, takie jak prowadzenie pojazdu we śnie, przygotowanie i spożywanie jedzenia, rozmowy telefoniczne we śnie z niepamięcią wykonywanych czynności”.
Bardzo bym chciał te tabletki zażywać. Dzięki temu robiłbym bez świadomości, że robię, te wszystkie nudziarstwa, takie jak przygotowanie i spożywanie jedzenia, rozmowy telefoniczne, a i praca pewnie też. Robiłbym, a potem wstawał i wierzył w anioły, bo wszystko zrobione.

Na uwagę zasługuje również styl, którym posługują się autorzy i autorki ulotek. Aktualnie dominuje dykcja klarowna, nieomal żołnierska, z korzeniami u Hemingwaya. Eliminuje się opisy. Czytelnik nie dowie się na przykład, jak obrzęk powinien wyglądać. A to rodzi pewne kłopoty identyfikacyjne. Bo czy ten obrzęk jest od tego akurat leku? Może to po somnambulicznym seksie sado-maso z lodówką?

A gdy jestem zmęczony lakonicznością ulotek, idę w epikę, jak ksiądz Marek z „Gościa Niedzielnego”. W najnowszym wstępniaku zarysował szeroką perspektywę. „Według obecnego stanu wiedzy aż dziewięćdziesiąt procent masy i energii wszechświata nie jest znane. Wiadomo, że powinny gdzieś być, ale na razie uczonym nie udało się ich w żaden sposób odnaleźć, i tym samym potwierdzić istnienia ciemnej materii, jak nazwano nieuchwytną ciągle masę.”

Następnie ksiądz Marek udowadnia w erudycyjnym wywodzie, iż te 90 procent to Bóg. „W tym miejscu warto dodać, że bez ciemnej materii – jak przekonują uczeni – wszechświat rozpadłby się jak domek z kart. Jest ona bowiem źródłem siły grawitacji, która utrzymuje ciała niebieskie na właściwych pozycjach. Porównanie Boga do ciemnej materii nie jest może zbyt eleganckie, ale – jak mi się zdaje – dosyć trafne. Gdyby miało zabraknąć Boga, nasz świat, w sensie cywilizacji, też rozpadłby się jak domek z kart”.

Czy wynika z tego, że Bóg jest grawitacją? Czy grawitacja jest podstawą cywilizacji? Czy domek z kart rzeczywiście jest domkiem?

To są pytania bez odpowiedzi, za to epickie. Jakby co, skonsultuj się z księdzem Markiem. Lub farmaceutą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ignacy Karpowicz
Ignacy Karpowicz
Pisarz
Polski pisarz, prozaik, tłumacz literacki
Zamknij