Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Krzemowa oligarchia. Nie będziesz mieć niczego i będziesz płacić abonament

Skok cen pamięci RAM to tylko początek. Giganci technologii przerzucają nas na chmurowe usługi i odbierają kontrolę nad sprzętem.

ObserwujObserwujesz
Kontekst

💾 Rynek pamięci RAM przechodzi wstrząs: wycofanie Micronu i produkcyjny zwrot ku pamięci HBM dla AI wywołują skok cen oraz de facto monopolizację branży.

☁️ Korporacje wypychają użytkowników do chmury: sprzęt drożeje, a Big Tech forsuje model abonamentowy, w którym moc obliczeniowa przestaje być naszą własnością.

🏛️ Publiczne dotacje wzmacniają prywatną władzę: państwa finansują rozwój centrów danych, co pogłębia technologiczną oligarchizację i ryzyko cyfrowego wykluczenia mniej zamożnych osób.

Osoby, które właśnie planują zakup komputera, przeżywają niemiłe zaskoczenie. Ceny znowu szaleją. A wszystko za sprawą małego podzespołu całej maszyny, czyli pamięci RAM. Tym razem jednak tak typowe dla kapitalizmu wahnięcie cen może mieć znacznie poważniejsze, strukturalne skutki. Nie tylko gospodarcze, ale także społeczno-polityczne.

Ten drobny element, bez którego nie może sobie poradzić żaden pecet, laptop, smartfon, a ostatnio nawet samochód, drożeje w tempie setek procent w ciągu kilku miesięcy. Sytuację podgrzała informacja o tym, że potężna amerykańska firma Micron wycofuje swoją sztandarową markę Crucial i radykalnie ogranicza obecność na rynku konsumenckim.

Monopolizacja rynku pamięci RAM i wstrząs po wyjściu Micronu

Dawno nie widziałem takiego poruszenia wśród „sprzętowców”. Marka znana od dziesiątków lat gwałtownie znika z rynku. Mówimy firmie, która „trzyma” mniej więcej jedną czwartą rynku pamięci w segmencie konsumenckim. Na placu boju pozostają już tylko dwaj producenci, czyli Samsung oraz SK Hynix (reszta producentów to zaledwie 6 procent rynku). Wyjście Micronu wywołuje potężny wstrząs, zapowiadający strukturalne i długofalowe zmiany. W dodatku żadna z pozostałych firm nie przewiduje w najbliższej przyszłości zasypania tej luki.

Czytaj także Czy sztuczna inteligencja przewidzi krach, który sama wywoła? Agata Popęda

Produkcja jest teraz przestawiana przede wszystkim pod rynek pamięci HBM (High Bandwidth Memory), dosłownie pochłanianych w gigantycznych liczbach przez gwałtownie rozbudowujące się centra danych napędzające sztuczną inteligencję. Produkcja tego rodzaju pamięci jest trudniejsza i droższa, co odbywa się kosztem standardowych pamięci DDR (np. do PC) i NAND (dyski SSD). Moce produkcyjne nie są z gumy. Jeśli szefowie firm ustawiają produkcję pod „fabryki AI”, ograniczają w ten sposób możliwość produkcji pamięci dla nas. Wyprodukowanie 1 GB pamięci HBM zużywa około 3 razy więcej powierzchni wafla krzemowego niż wyprodukowanie takiej samej pojemności pamięci „zwykłego” DDR5. Wafel krzemowy to cienka, okrągła płytka wykonana z czystego krzemu, służąca jako baza, na której wytwarza się setki mikroczipów jednocześnie, zanim zostaną one wycięte i trafią do naszych urządzeń.

Nie da się tego szybko i łatwo skalować, tak żeby wystarczyło na pamięć i jednego, i drugiego rodzaju. W dodatku najwyraźniej giganci nie chcą tego robić, ponieważ mają już inne plany dla nas, szarych użytkowników.

Firmy zajmujące się głównie stroną „usługową” już lata temu odkryły, że dostarczanie gotowego, skończonego produktu w postaci np. programu do obróbki grafiki czy procesora tekstu jest mniej opłacalnym biznesem niż przekształcenie tego produktu w usługę, która ma być bezustannie rozwijana (nawet jeśli nie potrzebujemy specjalnego rozwoju). To było jak odkrycie żyły złota, pieniądze zaczęły płynąć szerokim strumieniem. Coś, co kupowałeś raz na wiele lat i miałeś to jako „swoje” na dysku, teraz zostało przekształcone w formę, w której nie jesteś już właścicielem, ale w zasadzie dzierżawcą. Wiecznie przykutym do płacenia abonamentu.

Od produktu do abonamentu: jak korporacje przerabiają sprzęt na usługę

Firmy sprzętowe patrzą na to z zazdrością od dłuższego czasu. Zwłaszcza że sprzęt już jest tak technicznie rozwinięty, że użytkownicy wymieniają go rzadziej niż kiedyś. Po co komu nowy smartfon co roku, skoro ma dobry sprzed trzech lat? Dla nas to super sprawa, dla korporacji dramat.

I teraz przychodzi nowa rewolucja. Dla nas mają zostać tylko tanie i bardzo podstawowe terminale, a moc obliczeniowa ma pozostać po stronie korporacji. Za dostęp do tejże mocy mamy płacić abonament. Oczywiście w ramach różnych pakietów, w zależności od tego, ile kto potrzebuje mocy miesięcznie. Dodatkowo dorzucą w pakiecie dostęp do jakiegoś modelu AI, może także programów, których będziesz używać, i sprawa załatwiona.

Tutaj nastąpi wspaniała synergia pomiędzy dostawcami usług i mocy obliczeniowej. Chcesz używać programu graficznego? Proszę bardzo, ale musisz wykupić dostęp do jednej z chmur obliczeniowych, z którymi współpracuje producent, na „swoim” komputerze już tego nie uruchomisz np. bez odpowiedniej dopłaty. Nie będziesz kupować już komputera raz na ileś lat, będziesz płacić co miesiąc za dostęp do systemu i procesorów. A ten podstawowy terminal nie obsłuży porządnie w zasadzie niczego. To może być po prostu wyświetlacz: prosty tablet, monitor czy telewizor, do którego podłączysz myszkę i klawiaturę. To się dzieje już dziś. Jeśli masz słabszy komputer, możesz sobie wykupić odpowiednią moc w chmurze.

Nie będziemy niczego „posiadać”. Będziemy całkowicie uzależnieni od kaprysów rosnącej kasty technolordów. Oni to wiedzą, sprzętowcy to podejrzewają, jednak nie wiedzą o tym jeszcze „przeciętni Kowalscy”. Zapewne nie stanie się to z dnia na dzień. Ale „personal computer”, czyli osobista, fizyczna maszyna licząca o odpowiedniej mocy obliczeniowej, którą mamy pod biurkiem albo na stoliku w postaci laptopa, odejdzie w przeszłość (ewentualnie będzie dostępna dla wąskiej grupy zamożnych entuzjastów). W ten sposób nie uruchomimy modelu AI na swojej maszynie, tak jak to można zrobić dzisiaj, bo podzespoły, które uczynią to sensownym rozwiązaniem, będą absurdalnie drogie.

Czytaj także Palantir: nie próbujcie powstrzymać końca świata Magdalena Bazylewicz

Nie chodzi więc tylko o AI, nie chodzi o usługi w chmurze, chodzi także o dostęp do sprzętu. Jeśli sprawy potoczą się w ten sposób, stanie się coraz mniej dostępny dla osoby o przeciętnym budżecie i słabym dostępie do internetu. Po co produkować pamięci dla pojedynczych konsumentów i męczyć się z marketingiem, dystrybucją i wahaniami koniunktury, skoro można obsługiwać gigantów za gigantyczne pieniądze? A popyt jest w miarę stabilny.

Publiczne dotacje, prywatne zyski: kto płaci za technologiczną oligarchię?

Ciekawym wątkiem jest fakt, że sporo tych firm otrzymuje jednocześnie ogromne dotacje ze środków publicznych na rozwój centrów danych i produkcję czipów. W ten sposób politycy przekierowują wspólne środki nie na uspołecznienie wytworów techniki, ale na ich prywatyzację i dalszą oligarchizację. Ludzie finansują kajdany, w których zostaną uwięzieni.

Jak się okazuje, wciąż jest istotna sfera materialna, sfera produkcji – to, kto kontroluje fabryki. Wszak te wszystkie „rozwiązania chmurowe”, „świat wirtualny”, wszystkie memy z kotkami, kariery influencerów, ale także i ja – piszący ten tekst – oraz każda osoba, która go czyta, jesteśmy zależni od producentów fizycznego sprzętu, tak jak dawniej pisarz był zależny od producenta maszyny do pisania, a czytelnik od producentów maszyn drukarskich. I to właśnie zasoby są obecnie nie tylko podstawą, ale najważniejszą granicą dla rozrostu władzy technokracji. Nie chodzi tylko o to, że być może zabraknie jej mocy produkcyjnych, prądu, ale że tym monopolizowaniem materialnych zasobów irytują coraz więcej grup społecznych.

Sytuacja może rozwijać się jeszcze w różnych kierunkach. Może więc nastąpić jakaś gwałtowna zmiana polityczna, a może Chiny, które mocno stawiają na rozwój mocy produkcyjnych, zaleją świat tańszym sprzętem. Może pęknie bańka AI i wszystko pogrąży się w kryzysie. Może być jednak tak, że ludzie obudzą się za późno, żeby doprowadzić do zmiany politycznej, a Chiny uznają, że produkują głównie dla siebie i też głównie pod kątem centrów obliczeniowych (choćby po to, żeby nie dać się prześcignąć innym krajom), albo zachodnie rządy nie będą chciały brać od nich elektroniki, podejrzewając, że może być wykorzystywana politycznie. Zresztą nawet jeśli pęknie bańka AI, to centra obliczeniowe będą tym bardziej wykorzystywane do zastąpienia naszego sprzętu rozwiązaniami chmurowymi. A może kryzys klimatyczny to wszystko wywróci do góry nogami?

Jakkolwiek potoczą się dalsze losy naszej technopolitycznej cywilizacji, jedno jest już w zasadzie pewne. Sytuacja dla mniej zamożnych osób, które będą sobie chciały kupić sprzęt komputerowy w najbliższych latach (ale też wszystkie inne urządzenia, w których potrzebna jest pamięć), będzie trudna. Pogłębi się w ten sposób rozwarstwienie i wykluczenie cyfrowe.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie