Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Kolejny piątek w samotności a sprawa państwowego Tindera

Jankowski kpi z samotności, a komercyjne aplikacje randkowe żerują na niej, zarabiając krocie. Czy „państwowy Tinder” to realna alternatywa?

ObserwujObserwujesz
Kontekst

❤️‍🩹 Grzegorz Jankowski kpi z samotnych widzów, stając się przykładem tego, jak łatwo temat wykorzystywany jest do polaryzowania społeczeństwa i budowania zasięgów.

💸 Aplikacje randkowe żerują na desperacji i (głównie męskiej) samotności, utrudniając użytkownikom realne poznawanie ludzi i projektując algorytmy tak, by szukali bez końca, wykupując kolejne subskrypcje.

📱 Klub Jagielloński zaproponował stworzenie państwowej aplikacji randkowej, która nie podlegałaby zasadzie zysku ponad wszystko.

1

4

„To już jutro. Większości z was ulubiony dzień. Piątek w samotności” – tymi słowami Grzegorz Jankowski zaprosił wczoraj widzów na kolejne wydanie swojego programu „Punkt widzenia” w Polsat News.

Dalej brzmiał tak, jakby mu stażysta złośliwie lub przez przypadek wrzucił w prompter wpis otagowany jako #przegryw na Wykopie. Wiem, co mówię, bo spędziłam na czytaniu ich ponad dwa lata, zbierając materiał do książki o męskiej samotności i wynikającej z niej frustracji. Nauczyłam się tam wielu interesujących słów, jak „suifuel” – czyli „paliwo do samobójstwa” (od „suicide” i „fuel”) – w ten sposób określa się treści tak przygnębiające, że aż pobudzające myśli o odebraniu sobie życia. Takie jak czwartkowy wywód Jankowskiego.

Samotność grzeje i polaryzuje

„Pogadamy o waszym ulubionym temacie, czyli o samotności. Pojedziecie na święta do rodziców, pojedziecie sami oczywiście. Połowa z was, którzy nas teraz oglądają, oczywiście są samotni. Jest piątek, piąteczek, piątunio, zimny piąteczek, więc kubeczek, kołdereczka, jakiś streaming wieczorem” – peroruje drugi po Krzysztofie Stanowskim najpopularniejszy polski dziennikarz na X, mąż i ojciec dwójki dzieci z domem pod Warszawą.

Czytaj także Media społecznościowe miały łączyć nas z ludźmi, a łączą z reklamodawcami, pogłębiając samotność Tomasz S. Markiewka

„No i potem rano się obudzimy, potem jakaś siłownia, tego rodzaju rzeczy oczywiście. I będziecie sami samotni jutro, będziecie sami samotni w niedzielę, potem w poniedziałek do roboty. I na święta do mamy i taty. A co jak mamy i taty zabraknie? Siostry, brata, jeżeli w ogóle siostra i brat jest oczywiście. No wiem, że was to od razu denerwuje i tak dalej, rzucacie we mnie w kapcie, ale trudno, będę wam o tym mówił codziennie, kochani. Ta wasza samotność” – nie wiem jak wy, ale ja nie wyczuwam w tej zapowiedzi przejęcia epidemią samotności, która najdotkliwiej dotyka dwóch grup: młodych mężczyzn i starych kobiet. Ale rosnące zainteresowanie tematem to dobry znak – mediom od lewej do prawej coraz trudniej go ignorować.

Temat samotności od paru lat rozgrzewa publikę jak nic innego, bo łatwo wpisać go w trend „wojny płci”, przez co dzieli komentariat mniej więcej równo według tej właśnie linii. Mężczyźni mówią, że kobiety mają dziś „zbyt wysokie wymagania” i narzekają, że „przeciętna kobieta nie chce przeciętnego mężczyzny” (przekonanie wyrażane w podcastach dla inceli i samozwańczych „samców alfa”, podzielane przez znaczną część mężczyzn na całym Zachodzie).

Czytaj także Sukces jest wielopokoleniową drabiną wygrywu. A „przegryw” o tym wie [rozmowa] Dawid Krawczyk, Paulina Januszewska

Kobiety twierdzą zaś, że wcale nie mają wysokich wymagań – to mężczyźni są beznadziejni i nie ma z kim się umawiać, a co dopiero rozmnażać, nawet gdyby się chciało. Są to zwykle dyskusje z gatunku zupełnie jałowych,  bo wychodzimy z perspektywy zupełnie odmiennych doświadczeń – nie mówiąc o bańkach informacyjnych i politycznej polaryzacji – i nigdy się w tej kwestii nie dogadamy, a już na pewno nie w internecie.

Może Jankowski wyzłośliwia się, bo w jego przekonaniu samotność jest wyborem i wystarczy, że będzie nam o tym co piątek przypominał, wpędzając w poczucie winy, aż wstaniemy z foteli i ruszymy do walki z niżem demograficznym? Chciałabym wierzyć, że kieruje się troską o dobrostan odbiorców – w końcu samotność wiąże się nie tylko z cierpieniem psychicznym, ale też zwiększa prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci z niemal wszelkich możliwych przyczyn. Niewiele jednak na to wskazuje.

Państwowa aplikacja randkowa nas uratuje?

Niezależnie od tego, co stoi za nagłymi olśnieniami Jankowskiego, jego kazania padają na podatny grunt, a sam dziennikarz wraca w ostatnich tygodniach do tematu z intensywnością Bogdana Rymanowskiego trafiającego na foliarską żyłę złota. Na szczęście poza wątpliwymi diagnozami i sposobami ich „sprzedania”, pojawiają się też recepty, takie jak kontrowersyjny pomysł stworzenia „państwowego Tindera”. Wyszedł od Klubu Jagiellońskiego, który upatruje przyczyn kryzysu demograficznego właśnie w epidemii samotności i zwraca uwagę, że celem komercyjnych aplikacji randkowych nie jest pomoc w odnalezieniu drugiej połówki, a maksymalizacja czasu i pieniędzy poświęconych na jej szukanie.

Czytaj także Cierpienia młodego incela Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz

Choć można mieć wątpliwości co do propozycji rozwiązania, samo rozpoznanie jest słuszne – największe aplikacje randkowe żerują na samotności i desperacji, zwłaszcza męskiej, bo to głównie mężczyźni utrzymują je poprzez subskrypcje. Klient, który znajduje miłość, przestaje być klientem, trzeba go więc zatrzymać. Kiedy traci nadzieję i rozważa rezygnację z płatności, wystarczy kilka polubień od tajemniczych, często fałszywych profili kobiet, z którymi będzie mógł porozmawiać, jeśli tylko wykupi droższy abonament.

Popularne aplikacje randkowe są problematyczne z wielu względów: uprzedmiotawiają nas i sprawiają, że my uprzedmiotawiamy innych, uczą kierowania się niemal wyłącznie fizyczną atrakcyjnością i bezwzględnego odrzucania na podstawie zdjęcia, kreują skrajne strategie wyboru, różne dla mężczyzn i kobiet. Z tym ostatnim wiąże się zjawisko feedback loop – to sprzężenie zwrotne polegające na tym, że im bardziej kobiety są selektywne, tym mniej mężczyźni mogą sobie na jakąkolwiek selektywność pozwolić, a im bardziej stają się niewybredni, przesuwając kobiece profile w prawo jak leci i płacąc coraz więcej, tym bardziej kobiety mogą leżeć, pachnieć i od niechcenia przesuwać w lewo, poszukując idealnego kandydata, który – jak się na którymś etapie nieuchronnie okazuje – nie istnieje.

Gównowacenie Tindera. Nie zawsze odbierał radość życia

Nie zawsze tak było. Tinder powstał w 2012 roku i przez lata dość skutecznie łączył ludzi w pary, chętnie chwaląc się kolejnymi zaręczynami i weselami. Z tego okresu pochodzi większość historii o tych znajomych, którzy poznali się przez apkę i odtąd świata poza sobą nie widzą. Co poszło nie tak? Wolny rynek zweryfikował tę strategię jako przynoszącą niewystarczające zyski i doprowadził do zmian, których skutki dziś odczuwamy.

Czytaj także Najszczęśliwsze są bezdzietne singielki! Media podchwytują, a co na to nauka? Patrycja Wieczorkiewicz

Przełom nastąpił w 2017 roku, kiedy Tindera wykupiła spółka Match Group. W sumie zgromadziła 45 aplikacji randkowych, w tym należące do najpopularniejszych Hinge i OkCupid. Sama właśnie dzięki tej ostatniej siedem lat temu poznałam człowieka, z którym zamierzam się zestarzeć. Uważam, że była wówczas najlepszym wyborem dla szukających stałej relacji, w mniejszym stopniu opierając się na zdjęciach, a w większym na podobieństwach charakteru, temperamentu, poglądów – dzięki dodaniu równie istotnego komponentu w postaci szczegółowych pytań i odpowiedzi, które pozwalały na dobieranie propozycji par na podstawie procentowej zgodności.

Rzadko widziałam osoby, z którymi miałabym poniżej 85 proc. wspólnego. Pytania wahały się od „czy komunizm jest dobry jako idea?” do „czy wydałbyś/aś odgłosy delfina, gdyby partner/ka poprosiła cię o to podczas seksu?” – co zmniejszało ryzyko rozczarowań i niezręczności, gdy na randce okazuje się, że on chodzi na piwo z Mentzenem i marsze antyaborcyjne, albo że ona czeka z seksem do ślubu czy, co gorsza, jest zodiakarą.

Match Group jako spółka notowana na giełdzie jest prawnie zobowiązania do wykazywania przed inwestorami wzrostu w każdym kwartale. W krótkim czasie wszystko to, co przyciągało ludzi do aplikacji, zostało schowane za płatną subskrypcją, która początkowo obejmowała tylko jeden pakiet dla szczególnie wymagających. Użytkownikom, którzy nie płacili – albo mieli tańszy abonament – w różnym stopniu utrudniono poznanie kogokolwiek.

Youtuberka i programistka Vanessa Wingårdh dogrzebała się do publicznie dostępnego rocznego sprawozdania Match Group za 2024 rok – w punkcie „czynniki ryzyka związane z prowadzonym biznesem” można przeczytać: „Jeśli nie uda nam się utrzymać obecnych użytkowników ani pozyskać nowych, albo jeśli użytkownicy nie będą zmieniać się w płacących użytkowników, nasze przychody, wyniki finansowe i działalność mogą zostać poważnie naruszone”.

Wingårdh zwróciła też uwagę, że Bumble – które dotąd uchowało się przed monopolistycznymi zapędami Match Group, w 2017 roku odrzucając oferty przejęcia opiewającą na 450 milionów dolarów – udostępnia możliwość wykupienia pakietu dożywotniego za 299,99 dolarów, co nie zostawia miejsca na łudzenie się, że celem jest pomoc w znalezieniu miłości.

Model biznesowy aplikacji randkowych opiera się na wyzysku

Kobiety stanowią mniejszość użytkowników wszystkich popularnych aplikacji randkowych (na Tinderze 25 proc. w skali globalnej), co samo w sobie sprawa, że mają średnio większe pole wyboru. Badanie Pew Research Center z 2023 roku w Stanach pokazało na przykład, że wśród osób korzystających z aplikacji randkowych, 54 proc. kobiet czuje się przytłoczonych liczbą otrzymywanych wiadomości – i tylko 25 proc. mężczyzn.

Jest i druga strona medalu – kobiety częściej spotykają się z werbalną agresją, niechcianymi komentarzami o seksualnym charakterze, nieproszonymi zdjęciami penisów, a nawet nękaniem po zerwaniu znajomości. Match Group wyciągnęło jednak ręce również po kobiece portfele, kusząc obietnicą, że za opłatą odsiejesz mężczyzn, których profile algorytmy oceniły jako mało atrakcyjnych (i będzie pokazywać takich celowo, aż się złamiesz) albo opcją odfiltrowania tych poniżej odpowiadającego ci wzrostu.

Czytaj także Ukrainka szuka chłopaka Polaka. Konkurencja dla Polek? Raczej scam Patrycja Wieczorkiewicz

Co do zasady model biznesowy aplikacji randkowych wciąż opiera się głównie na wyzysku mężczyzn, ich samotności i desperacji. Wbrew temu, co próbują nam wmówić różnej maści prawicowi podkasterzy, nie jest to wina kobiet, a tych, którzy ustawili wynik tej gry i którzy budują kolejne wille dla swoich rodzin za pieniądze z subskrypcji fałszywie obiecujących  pomoc w znalezieniu miłości. A wszystko to w świecie, który i tak mierzy się z rozpadem więzi społecznych i samotnością, mającej destrukcyjny wpływ na wszystkie dziedziny życia.

Państwowy Tinder – w dosłownym rozumieniu – nie jest raczej opcją, którą Polki i Polacy zechcieliby rozważyć, powierzając jej szczegółowe informacje na swój temat, w tym dotyczące preferencji seksualnych. Jednak zakładając, że byłaby to niezależna od rządu inicjatywa finansowana z budżetu państwa, transparentna i powiązana z mObywatelem – co pozwoliłoby na odsianie botów, będących zmorą na aplikacjach  – być może warto byłoby tę propozycję rozważyć.

Jeśli zgodnie ze śmiałą fantazją Klubu Jagiellońskiego algorytmy zostałyby zaprojektowane według naukowej wiedzy na temat tego, co zwiększa prawdopodobieństwo nawiązania i trwania relacji, mogłaby to być potrzebna alternatywa wobec prywatnych korporacji – ale z pewnością nie rozwiązanie problemu samotności, a tym bardziej starzenia się społeczeństwa.

Kobiety i mężczyźni zbytnio mijają się w rzeczywistości, by chcieć spotykać się w aplikacjach randkowych. Nie mam na myśli wyłącznie odmiennych poglądów i wartości, ale też sytuację materialną – jak choćby to, że każdego roku w Polsce o 70 proc. więcej kobiet niż mężczyzn kończy studia wyższe czy że stanowią zdecydowaną większość osób, które przeprowadzają się ze wsi i małych miast do większych ośrodków. Kobiety po studiach nie zaczną wiązać się z chłopakami po zawodówkach czy nawet technikach – nie zmieni się to tylko dlatego, że będą częściej widzieć ich na apkach.

W rozmowie z Klubem Jagiellońskim Łukasz Łakomy, autor książki Demografia jest przyszłością, zwrócił uwagę, że ludzie co do zasady dobierają się na podstawie podobieństw (strategia ta, dominująca u homo sapiens, nazywa się assortative mating):  „Platforma matchmakingowa powinna dopasowywać użytkowników przede wszystkim na podstawie kryteriów, które badania naukowe wskazują jako najważniejsze dla trwałości związku i późniejszego stworzenia rodziny. Najważniejsze z nich to podobny status społeczno-ekonomiczny (wykształcenie, zawód, dochody, subiektywna pozycja społeczna). Zdjęcia oczywiście też tam będą, bo wizualizacja jest potrzebna, ale nie mogą być głównym czynnikiem decyzyjnym. […] Użytkownik wypełniałby szczegółową ankietę (wiek, wartości, plany życiowe, wykształcenie, zawód, zainteresowania itd.). Algorytm powinien przeliczać to na status społeczno-ekonomiczny, niekoniecznie pokazując te dane użytkownikom i proponować ograniczoną, dobrze wyselekcjonowaną pulę profili – tak, żeby nie było ciągłego przebierania jak w ulęgałkach i wiecznego niezadowolenia” – proponuje Łakomy.

Grzegorz Jankowski, z nieustannym zdziwieniem odkrywający na nowo świat, w jakim żyje, dzięki wiadomościom w mediach społecznościowych, regularnie spoglądający na problemy szarych zjadaczy chleba z perspektywy byłego naczelnego największego polskiego dziennika, a pod względem zarobków zapewne górnego 1 proc. w polskich mediach, tych drobiazgów raczej nie dostrzeże. Jesteś samotny? Przestań być samotny! To przecież zupełnie jak z biedą czy depresją – wystarczy chcieć.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
1 Komentarz
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
skrajnieskonczony
skrajnieskonczony
2025-12-05 14:27

Świetny artykuł! 🙂