Twój koszyk jest obecnie pusty!
Razem zrobiło błąd, nie głosując w sprawie aresztowania Ziobry
Partia Razem dała do zrozumienia, że niespecjalnie ufa polskim sądom. Trudno powiedzieć, na ile zrobiła to świadomie i czy zdawała sobie sprawę, gdzie w sporze o stan wymiaru sprawiedliwości w Polsce lokuje ją ten głos.
🗳️ Partia Razem nie wzięła udziału w piątkowym głosowaniu nad wystąpieniem prokuratury do sądu w sprawie aresztowania Zbigniewa Ziobry.
⚖️ Wniosek przeszedł mimo braku głosów Razem, ale decyzja partii może rodzić obawy, że jest ona niepewnym elementem, jeśli chodzi o rozliczenia z PiS, oraz tworzy wrażenie braku zaufania do polskich sądów.
🔥 Decyzja Razem nie pomoże partii w zdobywaniu nowych wyborców ani w budowaniu alternatywnej polityki, a zmusza ją jedynie do gaszenia pożaru.
Jak można się było spodziewać, na partię Razem spadła fala krytyki za to, że jej posłowie i posłanki nie wzięli udziału w sejmowym głosowaniu nad wystąpieniem przez prokuraturę do sądu o zgodę na zatrzymanie Zbigniewa Ziobry w celu przeprowadzenia czynności procesowych oraz na jego tymczasowe aresztowanie. Nie chodzi tylko o „zwyczajowych podejrzanych”, ludzi powtarzających od dekady, że „Razem z PiS” albo „Razem zawsze osobno”, czy o liberałów nie mogących zrozumieć, jakim prawem Zandberg ustawia się w opozycji do rządu będącego jedyną nadzieją na powstrzymanie PiS. W mediach społecznościowych słychać głosy wyborców partii, którzy albo nie wiedzą, o co właściwie piątce posłów Razem chodziło, albo są na nich wściekli.
Czy w sprawie Ziobry ufamy sądom?
Można mieć liczne wątpliwości co do tego, czy w przypadku Zbigniewa Ziobry areszt jest koniecznym środkiem zapobiegawczym i dobrym politycznie pomysłem. Śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości toczy się od dawna, prokuratura miała możliwość zabezpieczenia wszelkich dowodów i przesłuchania świadków – trudno więc obronić tezę, że jeśli Ziobro pozostanie na wolności, będzie mógł skutecznie utrudniać śledztwo. Prokuratura nie jest też w stanie powstrzymać Ziobry przed ucieczką z kraju – okres między złożeniem wniosku do Sejmu a decyzją sądu wyrażającą zgodę na zastosowanie aresztu jest na tyle długi, że były minister sprawiedliwości spokojnie może się ewakuować gdzieś, gdzie nie dosięgnie go polski wymiar sprawiedliwości.
Z drugiej strony można bronić zastosowania zatrzymania i aresztu jako środków gwarantujących, że Ziobro nie będzie się „woził” z prokuraturą, jak robił to z komisją ds. Pegasusa – nie stawiał się, spóźniał, próbował zmienić każde przeszukanie w polityczny spektakl. Zgoda sądu na areszt zostawia Ziobrze dwie drogi: albo podporządkowuje się prawu, albo ucieknie z kraju.
Politycznie zamknięcie Ziobry – zwłaszcza gdyby w areszcie wyraźnie pogorszyło się jego zdrowie – mogłoby uderzyć rykoszetem w rząd i pomóc PiS. Na razie nie wygląda jednak, by Ziobro był gotów dać się zatrzymać – jeśli wybierze ucieczkę, to po raz kolejny pokaże bezsilność prokuratury, a jednocześnie bardzo zaszkodzi wizerunkowo sobie i swojej partii.
Jak więc w tej sytuacji należało głosować w piątek w Sejmie? Gdybym był posłem, to mimo wszystkich wątpliwości co do tego, czy prokuratura nie robi błędu, głosowałbym za. Dlatego, że ostatecznie wszystkie te wątpliwości uwzględni i ostateczną decyzję podejmie niezawisły sąd. W piątkowym głosowaniu nie chodziło o to, czy areszt dla Ziobry to dobry pomysł, tylko o odpowiedź na pytanie: „czy ufamy sądom na tyle, by mimo najwyższych politycznych stawek związanych z tą sprawą, podjęły decyzję w sposób gwarantujący zachowanie wszystkich praw Ziobry, czy uważamy, że zasadne jest, by zadziałał immunitet parlamentarny?”
Co Razem chciało uzyskać?
Trudno powiedzieć, co właściwie partia zamierzała w ten sposób przekazać i politycznie ugrać. Jeśli chciała iść z przekazem: „uważamy, że Ziobro musi odpowiedzieć przed sądem na zarzuty, dlatego uchylimy mu immunitet, ale jednocześnie zagłosujemy przeciw zgodzie na wystąpienie do sądu o areszt z następujących powodów”, to trzeba było wysłać go w świat przed głosowaniem. Tymczasem partia najpierw zagłosowała, a potem zaczęła bardzo chaotycznie się tłumaczyć.
Rzecznik partii Mateusz Merta napisał, że areszt na tym etapie to błąd i polityczny prezent dla Ziobry – co może być prawdą, ale nie musi, jeśli Ziobro wybierze Budapeszt. Działacz partii Adam Kościelak bronił decyzji Razem przy pomocy argumentu, że wniosek i tak by przeszedł, a głosy Razem nie były w tym głosowaniu potrzebne. Matematycznie jest to prawda, ale można mieć wątpliwość, czy partia powinna chwalić się tym, że w Sejmie nic nie znaczy i nic tam od niej nie zależy.
Razem gasi teraz polityczny pożar i trudno powiedzieć, w imię czego. Nawet jeśli w jego wyniku nie zanotuje wielkich strat, to ta decyzja w żaden sposób nie pomoże jej szukać nowych wyborców. Bo ci potencjalni są przede wszystkim w Polsce nieprawicowej, która bardzo chciałaby zobaczyć, jak Ziobro ponosi wreszcie konsekwencje swoich działań.
Adrian Zandberg kiedyś zapewniał, że w przeciwieństwie do PO „lewicy ręka nie zadrży”, gdy trzeba będzie postawić Ziobrę przed Trybunałem Stanu. Teraz przeciętny nieprawicowy wyborca zrozumie tyle, że zadrżała – i to wobec polityka, który odpowiada nie za pisowski socjal, a wszystko to, co w okresie 2015-2023 najgorsze, zaś Razem jest elementem niepewnym, jeśli chodzi o rozliczenia z PiS. Trudno sobie wyobrazić jakąś istotną grupę, która za sprawą tego głosowania przekonałaby się do poparcia Razem.
Decyzja ta spotkała się w mediach społecznościowych ze zrozumieniem ze strony elektoratu, który można określić jako anty-anty-PiS. Składają się na niego osoby reprezentujące liberalne i lewicowe poglądy, ale mające już szczerze dość tego, że polityka kręci się w Polsce głównie wokół rozliczeń z PiS, co przesłania wszelkie inne, znacznie ważniejsze problemy – w ochronie zdrowia, energetyce, naszych zdolnościach obronnych – niż to, czy Ziobro będzie czy nie będzie siedział. Pytanie tylko, jak duży jest ten elektorat i czy w całości nie jest on już i tak w Razem.
Polityka nie powinna ograniczać się do pytania, kto kogo posadzi
Po piątkowym głosowaniu Michał Szułdrzyński napisał na portalu X: „Następne wybory będą o tym, czy PO będzie dalej zamykać pisowców, czy też to PiS będzie zamykał ludzi z Platformy. Tertium non datur”. Jeśli do tego za dwa lata będzie się sprowadzał wybór, to będzie to znak, że polityka spod znaku PO-PiS sięgnęła ostatecznego dna. Bo polityka ograniczająca się do pytania „kto kogo posadzi” charakteryzuje mocno chwiejące się demokracje i na ogół prowadzi do ich upadku. W sytuacji, gdy zmiana władzy oznacza więzienia, rosną stawki uznania wyborczej klęski i rządzący gotowi są do desperackich środków, by władzy jednak nie oddawać.
Z drugiej strony ceną za uniknięcie tego scenariusza nie może być bezkarność polityków. Dobrze urządzona demokracja musi być zdolna do tego, by wyciągnąć konsekwencje wobec osób łamiących prawo na najwyższych państwowych stanowiskach. Bez tego elity będą coraz śmielej poczynać sobie z nadużywaniem władzy.
Biorąc pod uwagę specyfikę, u nas pewnie skończy się tak, że obie strony będą krzyczeć „zdrada, Targowica, hańba, będziesz siedział!”, poseł opozycji będzie groził na korytarzu sejmowym Trybunałem Stanu ministrowi sprawiedliwości, a ten nagrywał żartobliwe filmiki o możliwym areszcie swojego poprzednika. Jednocześnie nikt nikogo nie zamknie: w kluczowym głosowaniu znów zabraknie głosów, w razie czego pomoże zaprzyjaźniony prezydent albo zagraniczny rząd.
Nietrudno zrozumieć pragnienie innej polityki, jakie mogło stać za głosowaniem partii Razem z piątku. Jednak jej głos w żaden sposób nie tworzy warunków do zaistnienia innej polityki, a jak na razie wymaga od Razem głównie gaszenia pożaru.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.