Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Czy to koniec ery progresywnego Berlina? AfD podbija stolicę Niemiec

Stolica Niemiec od lat szczyci się łatką otwartości i liberalizmu. Sondaż z 28 października podważa tą wizje. Poparcie dla berlińskiej ekstremalnej prawicy wzrasta nawet w historycznie lewicowych dzielnicach. Czy to symptom większych przemian społecznych w Niemczech, czy kryje się za tym coś innego?

Dziennikarka
Kontekst

🌊 Berlin, dotąd uznawany za bastion lewicy, skręca w prawo – AfD urosło w sondażach do 15 proc., wyprzedzając Zielonych i doganiając SPD, podczas gdy poparcie dla CDU spada.

🏠 Wieloletnie rządy lewicy nie poradziły sobie z rosnącymi czynszami, kryzysem mieszkaniowym i pogarszającymi się usługami publicznymi. Lokalna CDU od przejęcia władzy w mieście w 2023 roku próbuje balansować między Berlinem a coraz bardziej konserwatywną centralą, co ujawnia podziały wewnątrz partii.

⚡ Rosną napięcia między multikulturowymi dzielnicami a niemieckimi przedmieściami, a coraz więcej imigrantów mających potrzebne w Niemczech kompetencje myśli o opuszczeniu kraju.

Parę miesięcy temu musiałam zmienić trasę z pracy do domu, tak aby ominąć dworzec Ostkreuz. Tego dnia ulicami tej progresywno-hipsterskiej dzielnicy maszerowali neonaziści. Z głośników marsze Wehrmachtu, na koszulkach krzyże celtyckie, powiewające flagi – głównie rosyjska i Cesarstwa Niemieckiego. Poczułam, że ten kraj wchodzi na kurs, który jeszcze parę lat temu był poza zasięgiem wyobraźni.

Czytaj także Gdy władzę przejmie AfD, Niemcy staną się zagrożeniem dla Europy Michał Sutowski rozmawia z Roderichem Kiesewetterem

W najnowszym sondażu ekstremistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) uzyskuje w Berlinie 15 proc. poparcia. To prawie dwukrotny wzrost z 9 proc. w wyborach z 2023 roku.  Przegania tym samym Zielonych (14 proc., spadek z 18 proc.) i dogania młodszego partnera aktualnej koalicji – centrolewicowe SPD (16 proc., z 18 proc. w 2023 roku). Poparcie dla centroprawicowego CDU burmistrza Wegnera spadło do 23 proc. z 28 proc. Innym wygranym jest Die Linke – najbardziej lewicowa partia w niemieckim mainstreamie politycznym – uzyskująca 17 proc. (wzrost z 12 proc.). Głównym zwycięzcą pozostaje antyimigrancka AfD. Zmiany te sygnalizują, iż nawet stereotypowo postępowa metropolia nie ucieka przed skrętem w prawo.

Berlin jest inny?

W 2023 roku chadecka CDU po raz pierwszy od ponad 20 lat przejęła władzę w stolicy. Przez ostatnie dekady miastem rządziła koalicja trzech partii lewej strony, zwanej Rot-Rot-Grüne Koalition: czerwoni (SPD), czerwoni (Die Linke), zieloni (Bündnis90/Die Grünen). To za jej rządów Berlin stał się centrum kultury alternatywnej i miejscem azylu dla tych odrzuconych przez świat. Ostatnie lata pokazały, że lewica była nieprzygotowana do zmieniającego się charakteru miasta i nowych problemów.

Do pandemii i wojny w Ukrainie problemy nie były rażące, a tradycyjnie lewicowe sympatie sprawiały, że duża część mieszkańców przymykała oko na pojawiające się zgrzyty i niedociągnięcia. Ale to właśnie za rządów RRG czynsze podwoiły się w ciągu 9 lat, a kwestia mieszkań stała się głównym tematem w debacie publicznej. Rozmawiając z berlińczykami w 2023 roku zauważyłam, że chęć głosowania na prawicę często oznaczała protest przeciwko bierności koalicji, aniżeli faktyczną zmianę poglądów. Jednak po dwóch latach rządów CDU wyborcy wciąż są zawiedzeni. Bezrobocie nadal wzrasta, jakość usług publicznych spada, a ceny wciąż są wysokie. Ostatni sondaż pokazuje, że coraz więcej berlińczyków szuka innej alternatywy.

Zbytnio czy nie dość prawicowi? Rozterki lokalnego CDU

Wtorek wieczór, nastroje bojowe. 21 października przed centralną siedzibą Chrześcijańskich Demokratów przy Tiergarten zbiera się tłum. Parę tysięcy osób – głównie kobiety, „rodowite” Niemki. Żadni tam zamaskowani anarchiści, a raczej spokojni, typowi mieszkańcy. Na banerach hasło: „To my jesteśmy miastem”.  Nastroje są napięte, protestujący porównują obecną administrację do ekstremistycznego AfD. Jest to w jakiś sposób ugruntowane: CDU coraz częściej sięga po retorykę dotychczas zarezerwowaną dla łysych panów z dworca. 

14 października kanclerz Merz (CDU) wygłosił kontrowersyjną przemowę na temat „Stadtbild”. W dosłownym tłumaczeniu „obrazu miejskiego”, ale nie oddaje ono eugenicznego nacechowania tego wyrażenia. Merz odnosił się negatywnie do realiów wielokulturowych miast z dużym odsetkiem imigrantów. Miast takich jak Berlin. Reakcja w stolicy była stanowcza.

Czytaj także Celem Niemiec jest przejście do ograniczonej migracji sterowanej [rozmowa] Jakub Majmurek

Burmistrz Kai Wegner (CDU) stwierdził, że „Berlin jest miastem różnorodnym, wielokulturowym i otwartym. Jest to nierozerwalna część obrazu naszego miasta”. Przykład ten pokazuje podział obecny w strukturach rządzącej prawicy. Niemieckie partie działają inaczej niż polskie. Lokalne oddziały często różnią się poglądami od centrali narodowej. Rząd Wegnera jest więc bardziej liberalnym odłamem w coraz częściej grającej na skrajnie prawicowej retoryce CDU. Wypowiedź kanclerza i reakcja na nią ukazuje tarcia wewnątrz chadecji.

Sondaż dla portalu Nius, w którym AfD zdobyła 15 proc., został przeprowadzony po kontrowersyjnej wypowiedzi Merza, trudno więc stwierdzić wpływ reakcji Wegnera na opinie mieszkańców. Na pewno można doszukiwać się wielu innych przyczyn spadku poparcia dla CDU. Problemy trapiące mieszkańców Berlina od lat są niezmienne, a rząd Wegnera podejmuje wiele bardzo niepopularnych decyzji – jak obcięcie budżetu dla uniwersytetów o 140 milionów euro. Innym, dość unikatowym problemem stolicy Niemiec jest kwestia ludobójstwa w Gazie.

Okolica Hermannplatz to serce alternatywnego Berlina. Każda z wychodzących stąd ulic prowadzi w inny świat. Świat wszystkiego, co mieszkańcy cenią sobie najbardziej – niezależne księgarnie, anarchistyczne bary, punkowe lokale schowane pod warstwami graffiti. Główną arterią zaczynającą się przy Hermannplatz jest Sonnenalle, potocznie znana jako „ulica arabska”. Tętniące życiem, chaotyczne centrum mniejszości muzułmańskiej. Ulica, której koloryt zmieniał się wraz z miastem. Po 2015 roku przybrała tożsamość uchodźców z Syrii i innych krajów Bliskiego Wschodu. W witrynach wielu sklepów wisi flaga Palestyny. Uliczni sprzedawcy handlują różnobarwnymi arabskimi kefijami. Właśnie tutaj najczęściej odbywają się intensywne protesty i starcia z policją.

Burmistrz Wegner jest negatywnie nastawiony do ruchu propalestyńskiego. Za jego administracji demonstracje są coraz brutalniej tłumione. Zdjęcia przemocy policyjnej zrobione w tej okolicy obiegają cały kraj i świat. Berlin, jak wiele dużych miast, zawsze kierował się na lewo. W dodatku ponad 40 proc. mieszkańców urodziło się za granicą lub posiada podwójne obywatelstwo. Wielu ma korzenie w krajach Bliskiego Wschodu. To sprawia, że obrazy przemocy wobec protestujących przeciwko izraelskiemu ludobójstwu są tutaj szczególnie niepopularne.

Berlińska CDU znajduje się w dosyć nieprzyjemnej sytuacji. Lewicowi mieszkańcy uważają, iż jest zbyt prawicowa, a konserwatywni, że zbytnio ulega wpływom progresywnym. Nadchodzące w 2026 roku wybory do Landtagu najpewniej pokażą, iż nawet tak liberalna metropolia nie jest odporna na polaryzację kraju.

Perspektywa mieszkanki Berlina

Berlin staje się miastem podziałów. Miastem, gdzie rozłam pomiędzy multikulturowym centrum a niemieckimi przedmieściami zaczyna być coraz bardziej widoczny. Era utopijnej wizji bezkonfliktowego miasta dobiega końca.

Inna obserwacja dotyczy reakcji samych migrantów. Według Instytutu Rynku Pracy i Badania Zawodowego 1 na 4 imigrantów w Niemczech chce lub planuje opuścić kraj. Najczęściej są to osoby wykształcone, znające wiele języków, z dobrze płatnymi pracami. Powody to: polaryzacja polityczna, słaba jakość usług publicznych, problemy z integracją i włączeniem do społeczeństwa. Sama znam wiele osób o podobnym profilu, które opuściły miasto, wskazując powyższe jako decydujące czynniki.

Czytaj także Amerykanom wszelką łaskę, Niemcom nawet ogarka Łukasz Łachecki

Wzrastająca popularność AfD i coraz agresywniejsza retoryka partii centrowych nie napawa optymizmem. Nastroje wobec imigrantów są coraz bardziej negatywne, a jednocześnie Niemcy skarżą się na „brak specjalistów”. Podczas gdy Merz głosi hasła o „obrazie miejskim”, Philipp Ackermann, niemiecki ambasador w Indiach, zachęca do przeprowadzki do Niemiec. Ten dysonans między obietnicami a doświadczeniami sprawia, że wielu imigrantów opuszcza kraj. Mogą sobie na to pozwolić tylko ci z odpowiednimi zasobami i perspektywami w innych miejscach. Ci, których Niemcy i Berlin potrzebują najbardziej.

**

Julia Chmielewska – blogerka i autorka specjalizująca się w kulturze i społeczeństwie. Absolwentka Freie Universität Berlin. Od kilku lat żyje za granicą i podróżuje, próbując opisywać współczesny świat. Obecnie mieszka w Berlinie, gdzie prowadzi magazyn kulturalny Culture Shock Berlin.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie