Świat

Duma i uprzedzenie. Trump na wojnie z kulturą

Trump obiecał przywrócić wiarę w wielkość i glorię Ameryki. Zapowiadał, że Amerykanie nie będą już musieli przepraszać za wymordowanie rdzennych mieszkańców kontynentu, za niewolnictwo i za wojnę w Wietnamie. I właśnie zaczyna te obietnice spełniać.

Jedną z rzeczy, których dzisiejsza amerykańska prawica nie potrafi wybaczyć dzisiejszej amerykańskiej lewicy, jest to, że ta druga odmawia bycia dumną z Ameryki i kwestionuje wyjątkowość amerykańskiego projektu w dziejach ludzkości. Uświadomienie sobie, że być może Ameryka wcale nie jest „najlepszym krajem na świecie”, jak trąbiono przez dekady, jest dla Amerykanów pokoleniowym szokiem.

Dopiero teraz amerykańska szkoła – ku zgrozie konserwatystów – śmielej mówi o amerykańskich grzechach głównych: ludobójstwie rdzennych mieszkańców, niewolnictwie i imperializmie. Stąd nieuchronny konflikt między konserwatywnie wychowanym społeczeństwem (i obecnym niby-konserwatywnym rządem) a systemem edukacji, zwłaszcza wyższej.

W ostatnich miesiącach uwaga Trumpa przesunęła się na kulturę i sztukę. Związane z nimi środowiska są – i zawsze były – tak samo progresywne jak akademickie elity. Problem polega na tym, że artystów, pisarzy i muzyków nie da się zaszantażować tak łatwo jak uniwersytety, bo tylko znikoma ich część polega na rządowych funduszach. Zresztą, granty z National Endowment for the Arts (NEA) Trump zlikwidował już na początku roku.

USA: Prawicowa inkwizycja zaczyna czystki na uczelniach

W marcu Trump zwolnił Deborah Rutter, prezeskę John F. Kennedy Center for the Performing Arts (Narodowe Centrum Sztuk Performatywnych) w Waszyngtonie i sam mianował się sekretarzem tej prestiżowej instytucji. Powodem zwolnienia Rutter były występy drag queen i promowanie progresywnych treści; Trump nie znosi na przykład obsypanego nagrodami musicalu Hamilton, który zrobił w ostatnich latach furorę między innymi ze względu na wieloetniczną obsadę: prezydentów Waszyngtona i Jeffersona zagrali Afroamerykanie, a w roli żony Hamiltona obsadzona Chinkę.

Najwyższy czas zabrać się także za muzea, uznał prezydent, którego wyborcy i polityczni sponsorzy każdego dnia pytają, dlaczego amerykańska kultura jest nadal przesiąknięta treściami atakującymi przeszłość USA, podkreślającymi historię niewolnictwa, prawa gejów, a teraz jeszcze osób transpłciowych.

Amerykańskie muzea zwykle utrzymują się z prywatnych dotacji, grantów od wszelkiej maści organizacji pozarządowych i dopiero na trzecim miejscu – w zależności od lokalizacji – ze stanowych lub samorządowych funduszy. Wyjątkiem od tej normy jest sieć muzeów Smithsonian Institution w stolicy kraju. Te, jakkolwiek ufundowane prywatnie, 60 proc. swojego budżetu otrzymują od rządu federalnego. W odróżnieniu od typowych innych amerykańskich muzeów wstęp do nich jest bezpłatny, a tradycja podróży – choćby raz w życiu – do Waszyngtonu, by zapoznać się z narodowym dziedzictwem, była i jest elementem życia wielu Amerykanów.

Obywatele przyjeżdżają po to, twierdzą konserwatyści, żeby poczuć dumę ze swojego wspaniałego narodu, zobaczyć piękne białe budowle, takie jak pomnik Jeffersona i Lincolna, oraz zwiedzić National Air and Space Museum (Narodowe Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej), gdzie można zobaczyć samolot braci Wright z 1903 roku, moduł dowodzenia Apollo 11 Columbia oraz wahadłowiec kosmiczny Discovery.

Kompleks muzeów Smithsonian obejmuje 21 muzeów, biblioteki, centra badawcze i ogród zoologiczny. To „strych Ameryki”, gdzie przechowuje się gwiaździsty sztandar, o którym mówi amerykański hymn państwowy, kapelusz Harrisona Forda grającego Indianę Jonesa, ale również pamiątki z obozów koncentracyjnych dla Japończyków, które założono podczas II wojny światowej na zachodzie kraju.

„Bolszewizmem nazywa się w Ameryce wszystko to, co nie idzie na rękę kapitalistom”

Po zabójstwie George’a Floyda w 2020 roku i po wielkich antyrasistowskich protestach, które tamtego lata ogarnęły kraj, wiele amerykańskich instytucji doszło do wniosku, że nadszedł czas na zmianę. Wprowadzono praktyki dywersyfikacyjne, które w przypadku muzeów oznaczały zatrudnianie dyrektorów i kuratorów reprezentujących mniejszości etniczne i kulturowe, oraz pokazywanie treści, które odzwierciedlają doświadczenia i praktyki artystyczne tych mniejszości. Jak powiedziała była dyrektor Narodowej Galerii Portretów należącej do kompleksu Smithsonian, zanim Trump ją zwolnił, ambicją muzeum było przełamanie tradycji pokazywania wyłącznie „bogatych bladoskórych mężczyzn” (the wealthy, the pale and the male).

Po 2020 roku muzea rzeczywiście zmieniły kurs. Przestały na przykład gloryfikować podbój zachodniej Ameryki Północnej i wojny z Indianami, zaczęły pokazywać Ojców Założycieli USA jako posiadaczy niewolników i wywiesiły gejowskie flagi. W rezultacie Ameryka zaczęła objawiać się zwiedzającym muzea w mniej korzystnym świetle. Dziadkowie zabierający do muzeum wnuki, żeby przybliżyć im postacie amerykańskich bohaterów – generałów, prezydentów czy wynalazców – wychodzą teraz oburzeni. Czy po to płacą podatki, żeby usłyszeć, że ich wspaniały kraj został zbudowany na ludobójstwie i brutalnym wyzysku?

Obecne kontrowersje nie są czymś absolutnie nowym. W 1995 roku z okazji pięćdziesięciolecia zakończenia II wojny światowej Narodowe Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej zamierzało pokazać kadłub Enola Gay, bombowca B-29 Superfortress, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę. Wystawa miała pokazać również, co stało się z japońskimi cywilami w efekcie zrzucenia bomby. Wystawę jednak odwołano wskutek protestów, których ośrodkiem było twierdzenie, że pokazując cierpienie Japończyków, umniejsza się heroizm amerykańskich żołnierzy, którzy walczyli w II wojnie światowej. (Kadłub samolotu pokazano jakiś czas później, już w innym kontekście – bez wzmianek o japońskich cywilach).

W ostatnich latach w muzeum Smithsonian pojawiły się również eksponaty i narracje dotyczące bardzo świeżej, niezweryfikowanej jeszcze – jak podkreśla prawica – historii. W Galerii Portretów wisi np. portret Anthony’ego Fauciego, specjalisty od chorób zakaźnych, który kierował polityką zdrowia publicznego Białego Domu podczas pierwszej administracji Trumpa, w trakcie epidemii koronawirusa. Z czasem Fauci stał się obiektem nienawiści wyborców Trumpa, oskarżanym o kłamstwa w sprawie pandemii i obarczanym odpowiedzialnością za zrujnowanie gospodarki i braki w edukacji młodych Amerykanów, którym przez miesiące lockdownów nie pozwalano chodzić do szkoły. Z kolei w Muzeum Historii Ameryki pojawiły się odniesienia do dwóch impeachmentów Trumpa w pierwszej kadencji, usunięte po jego wygranej w 2024 roku.

Trump obiecał oddać Ameryce jej utraconą wielkość i glorię; sprawić, że Amerykanie znów będą dumni ze swojego kraju i wojska, przestaną samobiczować się za niewolnictwo, wojnę w Wietnamie i wojnę w Iraku. Czas się z tym spieszyć, doszedł do wniosku Trump, bo już za rok Stany Zjednoczone będą obchodzić 250-lecie napisania Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela przez Tomasza Jeffersona, właściciela niewolników i ojca dzieci-niewolników.

„Nasi chłopcy” z Wehrmachtu. Jestem Kaszubką i wnuczką jednego z „nich”.

Trump wystosował do Smithsonian pismo wzywające do przeprowadzenia audytu i weryfikacji prezentowanego materiału. 3 września sekretarz instytutu Lonnie Bunch zobowiązał się do rewizji programu muzeów w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Muzea Smithsonian nie mają specjalnie pola manewru, ponieważ zarządzająca nimi siedemnastoosobowa Rada Regentów podlega Kongresowi. Oznacza to, że wkrótce Trump może wprowadzić tam swoich ludzi, tak jak to zrobił w dziesiątkach agencji rządowych i w Sądzie Najwyższym.

Pytanie oczywiście brzmi: co oznacza to dla amerykańskiej kultury i sztuki – tej, która będzie promowana i finansowana, oraz tej, która będzie musiała zadowolić się funkcjonowaniem w cieniu, czekając na bardziej progresywny rząd i większą gotowość społeczeństwa na konfrontowanie się ze swoją przeszłością.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij