Awantura o dofinansowanie branży HoReCa z KPO wzmocniła wrażenie pewnego wspólnego „frontu narracyjnego” lewicy – a zwłaszcza Razem – i Konfederacji.
Polska lewica wreszcie nauczyła się posługiwać populizmem. To dobrze – jednym z jej poważniejszych błędów (dotyczy to zwłaszcza partii Razem) było ciągłe używanie retoryki rodem z uniwersyteckich kampusów. Prawica tymczasem nie przejmowała się „alarmującymi raportami” wielce czcigodnych instytucji badawczych i na politycznych wiecach waliła „prosto z mostu”, operując chwytliwymi, emocjonalnymi przekazami.
Populizm – miecz obosieczny
Problem w tym, że populistyczny język, po który ostatnio zaczęła sięgać lewica, może niechcący dolać paliwa do prawicowej machiny antypaństwowej. Przykład? Popularne hasło: „państwo nie działa”. Sprowadza ono niezwykle złożoną organizację do binarnego mechanizmu: działa albo nie działa. Wystarczy, że jedna część systemu zawiedzie – ochrona zdrowia, ochrona granicy, zamówienia publiczne czy system dotacji – a zgodnie z tym przekazem przestaje działać całe państwo.
Afera KPO. Za meble i jachty dla przedsiębiorców rząd zapłaci podwójnie
czytaj także
Takie myślenie stawia państwu absurdalnie wysoką poprzeczkę: wszystko ma działać, nic nie może się zepsuć. Ponieważ to niemożliwe, w odbiorze społecznym państwo jest zawsze „niedziałające” – nigdy nie jest tak, żeby wszystko było w porządku i nigdzie nie było błędów. Zamiast postrzegać państwo jako organizację realizującą określone cele – które i tak rzadko będą realizowane w stu procentach – lewica przyjmuje podejście „wszystko albo nic”. A skoro „wszystko” jest nieosiągalne, to zostaje „nic”.
Tymczasem lewica dobrze zna fachowe kryteria oceny działania państwa – legalność, celowość, rzetelność i gospodarność – bo chętnie sięga do raportów NIK. Zamiast odwoływać się do tych sprawdzonych narzędzi, wybiera jednak hasło o „niedziałaniu państwa” z arsenału libertariańskiej prawicy. Ta ostatnia specjalizuje się w retorycznym nakładaniu na państwo nierealnych obowiązków, a gdy w którymś miejscu pojawi się usterka, triumfalnie ogłasza: „Patrzcie, w Sochaczewie urzędnikom znowu coś się nie udało – państwo nie działa, lewica zaorana”.
„Nie działa” tylko państwo
Warto zauważyć, że kryterium „działania” lub „niedziałania” stosujemy niemal wyłącznie w odniesieniu do państwa. Gdy Boeing ukrywa usterki, a samoloty spadają z nieba, nikt nie mówi, że „firma nie działa”. Kiedy prywatna spółka bankrutuje, też nie używa się tego sformułowania. Ani gdy partia polityczna nie dostaje się do sejmu.
Widać to wyraźnie w przypadku dotacji z Krajowego Planu Odbudowy. Można je przyznawać szybko, tanio i sprawnie, ale wtedy kontrola ogranicza się do weryfikacji formalnej, bez dogłębnej oceny merytorycznej. Można też rozdzielać środki powoli, drogo i z mniejszą efektywnością, ale za to z pełną kontrolą merytoryczną, wymagającą pracy wyspecjalizowanych urzędników.
W niektórych obszarach KPO wybrano tę pierwszą drogę – budzi ona kontrowersje, zwłaszcza w porównaniu z obszarami, w których pieniądze są skrupulatnie liczone, a wnioski analizowane, albo gdzie pieniędzy nie ma wcale. Warto przypomnieć głośny wywiad burmistrza Złoczewa, który pokazywał, jak nadmierna kontrola wniosków ex ante oraz wymóg ponoszenia kosztów analitycznych skutecznie zniechęcają prowincję do ubiegania się o unijne środki. To wszystko stanowi świetny materiał do dyskusji, w której lewica mogłaby odegrać istotną rolę. Ale wrzucanie całego KPO do worka z napisem „państwo nie działa” podcina fundament lewicowej myśli, a więc ideę sprawiedliwego państwa wspierającego słabszych.
Pułapka „dziurawych wiader”
Metaforyczne nałożenie na państwo gigantycznego i niemożliwego do wykonania zadania – bezbłędnego działania wszystkich miliardowych procesów i organów – daje prawicy wygodny argument: „Patrzcie, nawet lewica mówi, że idea państwa jest do dupy”. A stąd już tylko krok do przekonania, że skoro coś nie działa, to należy to wyrzucić.
czytaj także
W lewicowym myśleniu o państwowości oczywistym założeniem jest naprawianie tego, co się zepsuło. W prawicowym – wyrzucanie wszystkiego, co „nie działa”, na śmietnik.
Jeśli nadal nie widzicie w tym zagrożenia, przypomnijcie sobie setki tysięcy prób tłumaczenia ludziom, że skoro ochrona zdrowia „nie działa”, to trzeba ją wzmocnić finansowo. Ile razy w odpowiedzi słyszeliśmy, że „nie można lać wody do dziurawego wiadra”? Kiedy dziś lewica powtarza, że „państwo nie działa”, sama przed sobą stawia tysiące metaforycznych „dziurawych wiader”. Potem jeszcze trudniej będzie przekonać obywateli, że te wiadra lepiej naprawić, niż – jak chce Konfederacja – utylizować.