Świat

Arabia Saudyjska wzmacnia swoją pozycję międzynarodową metodą „na wnuczka”

Podczas gdy Trump wycofuje USA z kolejnych programów redukcji emisji dwutlenku węgla, dając sygnał paliwowym gigantom, że „wielka smuta” zielonej transformacji przechodzi do historii, rola Arabii Saudyjskiej w globalnej polityce rośnie jeszcze szybciej niż wtedy, gdy świat ze zdumieniem odkrył, że Rosja nie należy do najbardziej wiarygodnych partnerów.

Arabia Saudyjska, nie bez powodu od lat wyprzedzająca Iran i Białoruś oraz zbliżająca się do Afganistanu i Somalii na liście najbardziej zamordystycznych i autorytarnych krajów świata, mimo wszystko nie może narzekać na złą prasę. Rządzący opływającym w ropę królestwem Saudowie pewnie zapomnieli już, jak Joe Biden nazywał kraj „pariasem” polityki międzynarodowej po ujawnieniu, że Muhammad ibn Salman, następca tronu i od 2022 roku premier Arabii Saudyjskiej, zlecił poćwiartowanie współpracującego z „The Washington Post” dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego.

Ordo Iuris wyjaśni ludziom Trumpa, jak doprowadzić Europę do upadku

Co prawda ćwiartowanie krytyków władzy nie stało się jeszcze nowym globalnym standardem, ale codziennością jest już nadskakiwanie Saudom przez rządzących z całego świata – na czele z samym Bidenem, który po wybuchu wojny w Ukrainie musiał ukorzyć się przed ibn Salmanem z powodu rosnącej roli arabskiej ropy dla światowej gospodarki, i oddanym przyjacielem Arabii Saudyjskiej Donaldem Trumpem.

Na ratunek rodzinie

To nie przypadek, że rozmowy pokojowe w sprawie Sudanu, Gazy i Ukrainy toczyły się lub toczą właśnie w kraju, który trudno uznać za arbitra humanitarnej elegancji. Podobną miętę do petrodolarów z Półwyspu Arabskiego czują międzynarodowe federacje sportowe zajmujące się organizacją największych imprez, takich jak mistrzostwa świata w piłce nożnej, które w 2034 roku odbędą się właśnie w Arabii Saudyjskiej.

UE może zbanować X i Facebooka, a Polska powinna o to zabiegać

Najnowszym przykładem sportwashingu, czyli ocieplania wizerunku przez promowanie zdrowej idei sportowej rywalizacji, która wcześniej uczyniła gospodarzami piłkarskich mistrzostw świata Rosję i Katar, jest program płatnych urlopów macierzyńskich dla tenisistek, który sfinansuje saudyjski Państwowy Fundusz Inwestycyjny. O ile jednak greenwashing i sportwashing to pomysły, które na stałe weszły do wizerunkowego repertuaru monarchii Saudów, o tyle do tej pory jedno z najgorzej traktujących kobiety państw świata nie miało szczególnych dokonań w zakresie genderwashingu.

W praktyce jednak świadczenia socjalne dla młodych matek niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego ze zwrotem w kierunku zdobyczy państwa opiekuńczego czy feministycznej odnowy. Rodzicielstwo bowiem, jak pisały Agnieszka Graff i Elżbieta Korolczuk w Kto się boi gender?, znajduje się w centrum wojen genderowych, a radykalna prawica zawłaszcza je, przeciwstawiając zachodniemu indywidualizmowi, konsumpcji, aborcji i antykoncepcji. W tym kontekście, oprócz regularnie cytowanej przeze mnie – bo jak rzadko która precyzyjnie zapowiadała już kilka lat temu rzeczywistość, w której żyjemy – pracy Graff i Korolczuk przypomina mi się inna, nie do końca zrozumiana książka.

Czego nie zrozumieliśmy z Uległości Houellebecqua

W styczniu minęło 10 lat od premiery powieści francuskiego pisarza, co oczywiście przysłoniła zbiegająca się z tą datą rocznica zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”. Choć w 2015 roku kryzys migracyjny w Europie dopiero zaczynał przebijać się do społecznej świadomości, Houellebecq musiał wiedzieć, że wydarzenia w Paryżu całkowicie wypaczą odbiór jego dzieła. Książce niesłusznie zarzucano islamofobię i sensacyjność, choć ostrze jej krytyki wymierzone jest w bierność i konformizm Europejczyków, i to bynajmniej nie te związane z pozwoleniem na migrację.

Nadszedł czas na totalną wojnę lewicy z Kościołem

Wbrew powszechnej interpretacji (po którą sięgają głównie ci, którzy książki nigdy nie przeczytali – już sama okładka pierwszego polskiego wydania z czarnym hidżabem zakładanym na wieżę Eiffla jest wystarczająco sugestywna i myląca) Uległość nie jest książką o islamskim ekstremizmie – nie jest nawet tylko o islamie, który w tej opowieści pełni wręcz funkcję cywilizowanej odpowiedzi na rosnącą popularność Frontu Narodowego Marine Le Pen, swoistego „kordonu sanitarnego”.

Wygrywający z Le Pen Mohammed Ben Abbes dąży m.in. do rozszerzenia Unii Europejskiej o Maroko i Turcję, ale sednem jego filozofii są idee dystrybutyzmu – „trzeciej drogi” dla komunizmu i kapitalizmu, w której normalną formą gospodarki jest przedsiębiorstwo rodzinne. Dystrybutyzm to prawdziwy, rozwijany od początku XX wieku nurt myśli politycznej i ekonomicznej – w przeciwieństwie do drugiego fundamentu władzy powieściowego Ben Abbesa, czyli eseju Pewnego dnia, synu, wszystko to będzie twoje. W kierunku rodziny z rozsądku, w którym młody socjolog Daniel Da Silva przekonuje o zmierzchu więzi opartych na miłości na rzecz relacji skupionych na przekazywaniu wiedzy i majątku.

Choć książce Houellebecqa zarzucano, że główny bohater jest seksistą i mizoginem – bez wątpienia trafnie – to ostatecznie stopniowe wymazywanie kobiet, które pod nową władzą „z rozsądku” stają się jednymi z wielu żon sportretowanej w powieści kadry profesorskiej, z francuskich ulic i instytucji opisane zostało przenikliwie i empatycznie.

Czy Rafał Brzoska wejdzie do rządu Konfederacji?

Francois, jak wielu houellebecqowskich protagonistów – czterdziestolatek w nieodwracalnym kryzysie seksualnego i towarzyskiego wypalenia, którego głównymi rozrywkami są wizyty u pracownic seksualnych, refleksje nad Huysmansem i szczegółowa analiza zakupionych posiłków do przyrządzenia w kuchence mikrofalowej – doskonale rozumie, że ceną za obronę jego przywilejów i komfortu jest powrót do przeszłości, bliższej Afganistanowi niż najbardziej konserwatywnym okresom i tendencjom europejskim. A największymi ofiarami tej rewolucji udającej stabilizację są kobiety.

Zostają one wypchnięte z rynku pracy w zamian za rosnące świadczenia socjalne, a jednocześnie zmusza się je do porzucenia aktywności zawodowej, co początkowo budzi protesty, ale szybko okazuje się, że spadek bezrobocia i zachowanie równowagi budżetowej, wynikające z przekierowania środków na edukację do izolujących się od społeczeństwa i rynku pracy matek, uciszają resztę postępowej krytyki. Tak właśnie wygląda rodzina z rozsądku we Francji, którą rządzi nie ISIS, ale zasymilowany imigrant z biernym prawem wyborczym, dysponujący niebotycznymi kwotami z handlu ropą.

W kierunku rodziny z rozsądku

Podczas gdy Trump wycofuje USA z kolejnych programów redukcji emisji dwutlenku węgla, dając sygnał paliwowym gigantom, że „wielka smuta” zielonej transformacji przechodzi do historii, rola Arabii Saudyjskiej w globalnej polityce rośnie jeszcze szybciej niż wtedy, gdy świat ze zdumieniem odkrył, że Rosja nie należy do najbardziej wiarygodnych partnerów w obliczonych na dekady sojuszach. Tak jak konserwatywne ruchy chrześcijańskie, tak i saudyjski wahabizm trafnie zlokalizował źródło dzisiejszych lęków w niewydolności neoliberalizmu – i przekierował je na wyobrażony model tradycyjnej, konserwatywnej przeszłości, która ocala przed współczesnymi demonami.

Mniejsza o to, że w ubiegłym roku liczba wykonanych wyroków śmierci w Arabii Saudyjskiej wzrosła dwukrotnie – ze 172 w 2023 roku do 345 w 2024 roku – czy że mimo intensywnie nagłaśnianych kampanii przejścia na zieloną energię wydobycie ropy w kraju, który pozostaje jednym z 10 największych emitentów dwutlenku węgla na świecie, do 2027 roku ma wzrosnąć o kolejny milion baryłek dziennie, a wydobycie gazu ziemnego o 50 proc. Nie ma też znaczenia, że krajowi Saudów zarzuca się takie same zbrodnie wojenne – dokonane podczas trwającej niemal dokładnie 10 lat interwencji w Jemenie – jak goszczonym przez nich na rozmowach pokojowych satrapom.

Era Tischnera: jak zostałem Frankiem Dolasem nowej wojny religijnej

Ostatecznie przecież „bronić kobiet” trzeba przed nieszczęśnikami koczującymi przy granicy, nie przed bajecznie bogatymi biznesmenami inwestującymi fortuny w kluby piłkarskie i muzea, którzy poza własnym haremem najchętniej widzieliby kobiety tylko w workach na głowie, jeśli w ogóle. Paradoksalnie katolickie reformy spod znaku The Heritage Foundation czy Ordo Iuris nie aż tak bardzo różnią się od islamskich petromonarchii. Ważne, że w tych niestabilnych czasach ocaleje to, co najświętsze – czyli rodzina, oparta na fundamencie „rozsądku” i ekonomicznej korzyści. A pieczątkę jakości temu zwrotowi przybiją zarówno amerykańscy prezydenci, Putin i polscy obrońcy życia, jak i FIFA, UEFA i liderki rankingu WTA.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij