Kraj

Nawrocki coraz bardziej Konfederacki

Tylko w ostatnich dniach Nawrocki zapowiedział, że chętnie obniżałby podatki razem z Mentzenem, i puścił oko do antyszczepionkowego elektoratu. W tym tempie kampania Nawrockiego do maja wysadzi ostatnie mury oddzielające PiS od Konfederacji.

Do wyborów jeszcze prawie trzy miesiące i do tego czasu Sławomir Mentzen może jeszcze nie dowieźć swoich świetnych sondaży. Z całą pewnością odniósł już jednak wielki sukces: obaj główni pretendenci do Pałacu Prezydenckiego ścigają się dziś o poparcie jego elektoratu, przejmują jego postulaty i język.

Wiele pisano o zwrocie na prawo Rafała Trzaskowskiego i Platformy, mniej o „konfederatyzacji” przekazu kandydata PiS w tej kampanii. A jest ona na tyle znacząca, że właściwie należałoby się zastanawiać, czy złośliwe określenie „kandydata obywatelskiego” jako „Karola Nowogrodzkiego” jest jeszcze w ogóle trafne – bo coraz bardziej zmienia się on w „Karola Konfederackiego”.

Świat się zmienia, ale Nawrockiego to nie rusza

Tylko w ostatnich dniach Nawrocki zasugerował ograniczenie dostępu do systemu polskiej opieki zdrowotnej Ukraińcom – bo jak inaczej rozumieć wrzutki o Ukraińcach „sprawiających problemy w kolejkach do lekarza” – zapowiedział, że chętnie obniżałby podatki razem z Mentzenem, wreszcie puścił oko do antyszczepionkowego elektoratu. W tym tempie kampania Nawrockiego do maja wysadzi ostatnie mury oddzielające dziś PiS od Konfederacji i mosty łączące ciągle tę partię z centroprawicą czy z oficjalnie ciągle celebrowanym przez Nowogrodzką „dziedzictwem Lecha Kaczyńskiego”.

„Chyba że na palio”

Najbardziej do opinii publicznej przebiła się wypowiedź o szczepionkach. W czym pomogła nie tylko jej treść, ale i forma przypominająca „humor zeszytów szkolnych”. „Kandydat obywatelski” zadeklarował bowiem: „Jestem przeciwko przymusowym szczepieniom, zwłaszcza ludzi dorosłych, ale także dzieci, z wyłączeniem tylko tych chorób, które są zagrożeniem generalnym dla populacji, znamy przypadek szczepień na palio i choroby Heinego-Mediny, takie jest moje stanowisko”.

Nawrocki nie jest pierwszym kandydatem PiS grającym antyszczepionkową kartą, szlaki przecierał tu Andrzej Duda w trakcie debaty z samym sobą w Końskich. Duda tłumaczył się potem, że chodziło mu wyłącznie o obowiązkowe szczepienia na covid – co było wtedy bardzo kontrowersyjną kwestią – ale to oczywiste, że prezydent dawał sygnał wszystkim antyszczepionkowcom, że myśli podobnie jak oni.

Nawrocki będzie pewnie próbował bronić się podobnie jak Duda, przekonywał, że przecież zaznaczył, że szczepienia na choroby, „które są zagrożeniem generalnym dla populacji”, powinny być jednak obowiązkowe. Problem w tym, że trudno znaleźć choroby wymagające obowiązkowego szczepienia, które nie są – wypowiedź „obywatelskiego kandydata” jest zupełnie pozbawiona sensu i bełkotliwa nie tylko ze względu na nieszczęsne „palio”. W kampanijnym przekazie liczyć się będzie zresztą tylko „jestem przeciw obowiązkowym szczepieniom”, a nie to, co Nawrocki powiedział po „ale”.

Kandydat Nowogrodzkiej sięga po ten temat i podważa społeczne zaufanie do powszechnego systemu szczepień w momencie, gdy nie ma dyskusji nad nową szczepionką i jej roli w walce z pandemią, grając o interesujący się tym tematem niezależnie od kontekstu najbardziej radykalnie antyszczepionkowy elektorat, nawet bardziej grawitujący w stronę Grzegorza Brauna niż Mentzena. Dla niewielkiego zysku politycznego legitymizuje w głównym nurcie debaty publicznej najbardziej szurskie poglądy i środowiska.

Nawrocki został wybrany m.in. dlatego, by kandydat PiS nie musiał tłumaczyć się przed „pandemioscepytcznym” elektoratem z decyzji o lockdownach, obowiązkowych maseczkach i innych środkach walki z pandemią, jakie podejmował rząd Morawieckiego. Tak otwarcie grając antyszczepionkową kartą, Nawrocki ostentacyjnie wyrzuca na śmietnik wizerunek PiS jako partii, która w coraz bardziej podlegających niszczącej polaryzacyjnej logice kwestiach zdrowia publicznego potrafiła, przynajmniej w pandemii, przeciwstawić się szurii i zachować się z elementarną odpowiedzialnością za państwo i społeczeństwo.

Nie przesadzajmy z tym socjalem

O okresie 2015–2023 można powiedzieć wiele złego. Z całą pewnością wydarzyła się wtedy jedna dobra rzecz: PiS dokonał pewnej podstawowej korekty socjalnej polskiego modelu społeczno-politycznego. Symbolizował to szczególnie program 500+, który poza swoim społecznym czy wymiernym finansowo znaczeniem miał też głęboki symboliczny sens: wysyłał sygnał wielu polskim rodzinom, które czuły się przez lata opuszczone przez państwo, że państwo o nich wcale nie zapomniało.

Oczywiście, wyciąganie z tego wniosku, że to PiS stał się „prawdziwą, socjalną lewicą”, było absurdalne. Projekt socjalny PiS był w wielu miejscach dziurawy, nieprzemyślany, nastawiony często nie na interes publiczny, ale partyjny – co najlepiej widać było po tym, jak bardzo niesprawiedliwie wychylony był w stronę ponadprzeciętnie popierających tę formację seniorów. Niemniej „zwrot socjalny” pozostaje pozytywnym dziedzictwem rządów Szydło – i w mniejszym stopniu Morawieckiego – czymś, co odróżniało PiS od prawicy fundamentalistycznie rynkowej, odrzucającej jakikolwiek język społecznej solidarności w imię społecznego darwinizmu.

Paternalizm, nie socjalizm. Ile jest propracowniczej lewicy w PiS-ie?

Jest czymś mocno zaskakującym, że Nawrocki zachowuje się, przynajmniej jak dotąd, w swojej kampanii tak, jakby to dziedzictwo socjalne rządów PiS nie istniało albo jakby traktował je jako wstydliwy balast. Owszem, „kandydat obywatelski” wrzuca czasem populistyczno-socjalne postulaty – np. zupełnie niemożliwą do zrealizowania z Pałacu Prezydenckiego obietnicę obniżki cen energii elektrycznej. Są to jednak tylko pojedyncze zagrania, a nie przemyślana, budująca wizerunek kampanii komunikacja.

Zamiast tego mamy sprzeciw wobec podatku katastralnego czy zaproszenia dla Sławomira Mentzena do wspólnego obniżania podatków. Można się spodziewać, że Nawrocki nie powiedział tu ostatniego słowa i że w licytacji na skrajnie społecznie egoistyczny liberalny populizm będzie ścigał się z kandydatem Konfederacji aż do maja. Z wizerunku PiS jako prawicy socjalnej może nie zostać po tej licytacji zbyt wiele.

Co zostaje z dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego?

Najbardziej konsekwentnie w pogoni za elektoratem Konfederacji Nawrocki wygrywa antyukraińskie nastroje. Nie tylko grzmi, że „Ukraińcy nie mogą żyć w Polsce lepiej niż Polacy” – cokolwiek by to w praktyce miało znaczyć, może „kandydat obywatelski” zaproponuje, by np. obowiązkowo ustępowali Polakom miejsca w komunikacji publicznej? – ale też oskarża Ukrainę o „niewdzięczność” i złe traktowanie Polski. Zapowiada także, że jako prezydent nie zgodzi się na wejście Ukrainy do Unii Europejskiej, póki ta nie załatwi ważnych dla Polski spraw z ekshumacjami na Wołyniu na czele.

Dudek: W wyborach prezydenckich opłaca się startować liderom mniejszych partii [rozmowa]

Nawrocki, ścigając się z Mentzenem na to, kto lepiej politycznie zagospodaruje faktycznie narastające w Polsce nastroje antyukraińskie, jednocześnie wyrzuca na śmietnik całą pisowską politykę po lutym 2022. Bo jeśli mówi się, że Ukraina jest „niewdzięczna” i źle nas traktuje, to trzeba wyciągnąć z tego wniosek: Polska była naiwna, bezwarunkowo pomagając Kijowowi, trzeba było od początku stosować znacznie bardziej transakcyjną logikę.

To, że PiS w 2022 roku nie poszedł w podobną pseudorealistyczną politykę, było jego być może największą zasługą obok korekty socjalnej. PiS, wystawiając Nawrockiego i każąc się mu ścigać na antyukraińskość – bo nikt nie ma chyba złudzeń, że „kandydat obywatelski” sam sobie wybiera tematy – zachowuje się, jakby uznał, że nie jest w stanie obronić swojej polityki z tego okresu, poddaje się „ukrainorealistycznym” atakom Konfederacji, zanim zdążą one naprawdę wybrzmieć.

Przy okazji dzieje się tu coś jeszcze: PiS zupełnie oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego w polityce wschodniej. Symbolizowała ją mowa byłego prezydenta w Tbilisi, utrzymana w tradycjach polskiego prometeizmu i idealistycznego podejścia do polityki międzynarodowej, upominającego się w niej o wartości. W tym o prawa małych narodów, dotkniętych przekleństwem sąsiedztwa takich imperiów jak rosyjskie, o ich prawo do wyboru własnych sojuszy i podążania swoją drogą.

Można krytykować naiwność tej wizji, ale szczerze mówiąc, jeszcze bardziej naiwne jest zachwycanie się powrotem nagiej siły jako jedynego kryterium kształtującego politykę międzynarodową przez przedstawicieli państwa tak skromnie siłą dysponującego jak Polska.

Nawrocki ze swoim podsycaniem antyukraińskich emocji, z nakręcaniem historycznych sporów z Ukrainą, transakcyjnym, pseudorealistycznym podejściem do polityki, wreszcie fascynacją polityką siły Trumpa stoi na antypodach w myśleniu o polityce zagranicznej, jakie Kaczyński zaprezentował w Tbilisi. Dziś mowę byłego prezydenta z Gruzji przywołuje wprost tylko Adrian Zandberg – i jakby to nie było paradoksalne, to kandydat Razem jest dziś znacznie bliższy „dziedzictwu Kaczyńskiego” niż Nawrocki.

Ten idealizm, nawet jeśli prowadził do często nieskutecznej polityki, jest czymś, co nie pozwala do końca ocenić postaci Lecha Kaczyńskiego negatywnie. Podobnie jak PiS można było bronić tak długo, jak długo partia ta blokowała zupełną endekizację polskiej prawicy i jej przesunięcie na pozycje skrajnego rynkowego fundamentalizmu i egoizmu społecznego. Kampania Nawrockiego wytrwale – choć dość topornie i nieudolnie, bo ten kandydat inaczej chyba nie bardzo potrafi – pracuje, by rozmontować te ostatnie pozytywne elementy pisowskiej tożsamości politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij