Mowa Morawieckiego i wystąpienia Kaczyńskiego z weekendu pokazują nowy kurs PiS. Partia stawiać będzie na radykalnie polaryzujący przekaz, zbudowany wokół planów reformy Unii Europejskiej. PiS będzie przesuwał się na coraz bardziej eurosceptyczne pozycje, coraz słabiej odróżnialne od tych Konfederacji.
Ruszył Sejm X kadencji. Marszałek senior odebrał ślubowanie od posłów. Składaniu go przez Łukasza Mejzę i Dariusza Mateckiego towarzyszyło buczenie – przy Mejzie być może zasłużenie donośniejsze. Całkiem sporo posłów i posłanek pominęło formułę „tak mi dopomóż Bóg” po „ślubuję”, w tym kluczowi liderzy KO, na czele z Tuskiem. Słowa te, jako jedyny z klubu Lewicy, wypowiedział za to Łukasz Litewka, reprezentujący jeden z najbardziej zsekularyzowanych okręgów wyborczych w kraju – diecezję sosnowiecką, która od dekad przewodzi w rankingach absencji wśród wiernych na niedzielnych mszach świętych.
Poza ceremoniałem miały miejsce dwa istotne wydarzenia: Andrzej Duda wystąpił przed izbą jako aspirujący lider opozycji, a Mateusz Morawiecki wygłosił przedwczesne exposé, zwiastujące jeszcze bardziej radykalnie eurosceptyczny kurs PiS.
Początek trudnej kohabitacji
Wystąpienie Andrzeja Dudy sprowadzało się do trzech komunikatów. Pierwszy skierowany był do nowej większości i można go streścić tak: żadnych złudzeń, to nie będzie łatwa kohabitacja. Prezydent zapowiedział, że będzie stał na straży wszystkich dobrych zmian, jakie dokonały się w ostatnich ośmiu latach, jak również na straży prawa i konstytucji. Wywołało to wesołość wśród posłów – zrozumiałą w kontekście choćby nocnego zaprzysięgania wybranych wbrew prawu sędziów-dublerów do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent zadeklarował w ten sposób, że będzie interweniował – czy to przez weto, czy kierując ustawy do TK – wszędzie tam, gdzie rząd, próbując przywrócić praworządność, sięgnie po narzędzia mogące budzić prawne kontrowersje.
Umowa koalicyjna już jest. Co w niej zapisano, a co pominięto?
czytaj także
Zapewnił też, że nie pozwoli na ograniczanie konstytucyjnych prerogatyw głowy państwa, co oznacza najpewniej, że będzie blokował ustawy porządkujące status neosędziów powołanych z rekomendacji nowej, najpewniej niekonstytucyjnej KRS. Nie jest to zaskoczenie, prezydent od dawna uważał, że powoływanie sędziów to jego prerogatywa, że jest skuteczne i niepodważalne niezależnie od tego, z rekomendacji jakiej KRS by się dokonało. Neo-KRS i neosędziowie, zwłaszcza ci w Sądzie Najwyższym, są jednak wielkim problemem w sporze o praworządność z Unią Europejską. Postawa Dudy oznacza kłopoty dla rządu pragnącego go zakończyć.
Drugi komunikat prezydenta skierowany był do posłów PiS. Powiedział im: to ja przez najbliższe dwadzieścia miesięcy będę jedyną barierą między wami a rozliczeniowymi planami nowego rządu. Dla własnego dobra powinniście mnie traktować z większym szacunkiem niż w ciągu ostatnich ośmiu lat.
W trakcie przemówienia wracał do koncepcji „koalicji polskich spraw”. To sformułowanie pojawiło się po raz pierwszy przed drugą turą wyborów prezydenckich w 2020 roku, jako oferta skierowana do wyborców Kosiniaka-Kamysza i Bosaka. Wtedy większość komentatorów nie traktowała jej poważnie.
czytaj także
Dziś ten pomysł powraca jako oferta skierowana do Konfederacji i PSL. Prezydent chce bowiem – a przynajmniej chcieć ma tego szef jego gabinetu, Marcin Mastalerek – wystąpić jako akuszer nowej koalicji (PiS-PSL-Konfederacja), która miałaby objąć władzę jeszcze w tej kadencji. Duda jako jej patron mógłby stać się czołową postacią obozu Zjednoczonej Prawicy.
Głowie państwa powagi nie dodaje fakt, że Duda mówił, jakby uznawał, że rząd utworzy Donald Tusk, a jednocześnie misję jego stworzenia powierzał Mateuszowi Morawieckiemu.
Kurs na eurosceptycyzm
Morawiecki wykorzystał swój czas, by wygłosić coś w rodzaju przedwczesnego exposé. Mówił tak długo i nużąco, że marszałek senior Sawicki przerwał mu, przypominając, że miał wygłosić tylko podsumowanie swoich rządów, a Jarosław Kaczyński najwyraźniej przysnął.
Jak nużąca nie byłaby forma wystąpienia premiera, treść była istotna. Morawiecki wygłosił bowiem chyba jedno z bardziej eurosceptycznych przemów w swojej politycznej karierze. Mówił w zasadzie to samo, co Jarosław Kaczyński przestrzegający w ostatni weekend w Warszawie i Krakowie przed „anihilacją polskiej państwowości” – choć mniej kwiecisto-barokowym językiem i bez piętrowych, sięgających czasów Bismarcka, a niemalże Krzyżaków, antyniemieckich obsesji.
Wzorem Kaczyńskiego Morawiecki przestrzegał przed dyskutowaną teraz w Parlamencie Europejskim reformą traktatów unijnych, która ma usprawnić działanie Unii i przygotować ją na rozszerzenie na wschód i południe. Premier przekonywał, że reformy odbiorą nam prawa do kształtowania naszego miksu energetycznego, zmuszą do kupowania energii z zagranicy i odbiorą możliwość decydowania o naszym narodowym losie.
czytaj także
Morawiecki powtórzył też największą manipulację Kaczyńskiego: że Unia dąży do likwidacji państw narodowych i tylko PiS może to powstrzymać. Zaapelował, by wokół PiS i obrony polskiej suwerenności ukonstytuowała się „koalicja polskich spraw”.
Mowa Morawieckiego i wystąpienia Kaczyńskiego z weekendu pokazują nowy kurs PiS. Partia stawiać będzie na radykalnie polaryzujący przekaz, zbudowany wokół planów reformy Unii Europejskiej. PiS będzie przesuwał się na coraz bardziej eurosceptyczne pozycje, coraz słabiej odróżnialne od tych Konfederacji – co zmieni też całą „geografię” polskiej dyskusji o naszej przyszłości w Unii. Niestety w bardzo niekorzystnym kierunku, bo z opozycją krzyczącą na wszelkie próby reformy Unii „jedenasty zabór, siódma okupacja” nie sposób prowadzić merytorycznej dyskusji.
Walka, której nie da się nawet honorowo przegrać
Na szczęście Morawiecki ze swoim przekazem nie zostanie premierem. Czyni to jego misję jeszcze bardziej absurdalną. U części opozycji może pojawić się pokusa, by ukrócić ten absurd poprzez konstruktywne wotum nieufności. Ale zamiast sięgać po dyskusyjne rozwiązania, lepiej pozwolić Morawieckiemu ośmieszyć się całkowicie – bo Kaczyński z Dudą wepchnęli premiera w walkę, której nie da się nawet przegrać z honorem.