Przepaść w Brodach. Reportaż z Ukrainy

Za cztery dni na Lwów spadną rakiety, odwet za atak dronami w Moskiewskim City. Będziemy już wtedy w Brodach, u kresu pogranicza.
Rogatka miasta Brody. Fot. Wikimedia Commons

Niebo czernieje i miasto tonie w ciemnościach. Latarnie wyłączono z użycia, państwo oszczędza prąd za wszelką cenę. Na rynku i głównych ulicach gromadzi się młodzież, słychać śmiech i muzykę.

O, Brody! Mumie twoich zdławionych namiętności tchnęły na mnie jadem nie do zwalczenia. Czułem już śmiertelny chłód oczodołów, nalanych stygnącą łzą. I oto – chybotliwy galop unosi mnie od wyszczerbionych murów twoich synagog…

Izaak Babel, Armia konna

Z okien bistra na najwyższym piętrze całodobowego centrum restauracyjnego, pełnego zagranicznych dziennikarzy, widać monumentalny dworzec i rozciągającą się na jego tle panoramę Lwowa z czasów nowej wojny ojczyźnianej: ciężarówki wojskowe, grupy żołnierzy, punkt kuchni polowych otoczony potrzebującymi, sznury samochodów w Alejach Czerniowieckich, kanarkowe tramwaje i bezładnie krążące autokary, morze ludzi śpieszących do pracy, gromadę inwalidów wojennych (jest ich dziś w Ukrainie kilkadziesiąt tysięcy), żebraków i dzieci ulicy. Pod okiem niebiesko-żółtej flagi – błękitnego nieba i pola zbożowego – zatkniętej na secesyjnej kopule dworca, kłębi się współczesny fresk, wieczysta energia „ukraińskiego Piemontu”, rdzenia tożsamości państwa.

Za cztery dni na Lwów spadną rakiety, odwet za atak dronami w Moskiewskim City. Będziemy już wtedy w Brodach, u kresu pogranicza.

Stadion miejski w Brodach. Fot. Wikimedia Commons

Południe i zmierzch

Balkon hotelu Folwark wychodzi na radziecki Stadion Jubileuszowy. Jego strzeliste bramy tworzy sześć pionowych bloków, szarych prostokątów murowanych surową cegłą. Ten małoskalowy, dostosowany do lokalnych potrzeb brutalizm jest areną klubu Bohun Brody, którego młodych zawodników oglądamy w sparingowym meczu. Piłka szybuje przez pole karne, napastnik ściera się w powietrzu z obrońcą. Uderzenie łokciem w twarz, upadek, plama krwi wsiąkająca w murawę.

Pod stopami piłkarzy mogą spoczywać dawni obywatele miasta, pogrzebani na Starym Cmentarzu Żydowskim. Zbezczeszczonym przez Niemców, a następnie zrównanym z ziemią i zamienionym w plac budowy stadionu przez Sowietów. Tak unicestwiono jeden z ostatnich śladów „Jerozolimy Austro-Węgier”, której wielonarodowy charakter wykuwał się w ogniu trzech wieków.

Ukraińcy od dawna byli głównym straszakiem polskiej polityki historycznej

Hetman Stanisław Koniecpolski, magnat kresowy zwany wicekrólem Ukrainy, właściciel około tysiąca miast, miasteczek i wsi, sprowadził do Brodów w pierwszej połowie XVII wieku m.in. Żydów i Ormian. Równocześnie zamienił bagniste miasto w barokową twierdzę latyfundialną, projektowaną przez Włochów i Francuzów, która rozmachem ustępowała w Rzeczypospolitej jedynie Zamościowi. W czasie powstania Chmielnickiego oparła się szturmowi wojsk kozackich i trwała do połowy XVIII stulecia, gdy po spustoszeniu przez wojska rosyjskie została przeformowana w rezydencję rodziny Potockich.

Brody stopniowo stawały się najważniejszym żydowskim ośrodkiem religijno-kulturalnym w biednej Galicji Wschodniej, będąc jednym z miejsc rozkwitu haskali (ruchu żydowskiego oświecenia), wyjątkowo istotnym także pod względem handlowym. W XIX wieku Żydzi stanowili 90 procent mieszkańców Brodów. Lata 1779–1877, okres trwania przywileju wolnego miasta handlowego, można określić jako złote stulecie lokalnej społeczności, maksymalnie wykorzystującej swoje położenie na targanym niepokojami pograniczu austriacko-rosyjskim.

„Na środku obszernego rynku krzyżowały się dwie wielkie ulice miasteczka: jedna wiodąca ze wschodu na zachód, druga – z północy na południe. Jedna prowadziła z dworca na cmentarz, druga – od ruin zamku do młyna parowego. Z dziesięciu tysięcy mieszkańców mniej więcej jedna trzecia trudniła się różnorakim rzemiosłem, druga żyła nędznie ze swych marnych gruntów, reszta zaś zajmowała się handlem osobliwego rodzaju. […] W istocie życie tych kupców było zagadką. Nie mieli sklepów. Nie mieli nazwisk. Nie mieli kredytu. Ale posiadali jakiś wyostrzony, cudowny zmysł dla wszelkich tajemnych i tajemniczych źródeł pieniądza” – oto z kolei opis tracącego znaczenie, przemytniczego sztetla, jakim były Brody na początku XX wieku. Wspominał je w ten sposób Joseph Roth, „żydowski chłopiec, wieczny tułacz […], trochę Rosjanin, trochę Polak, trochę Żyd, trochę Rusin, obywatel C.K., kakanier”. Wychowany w Brodach kronikarz zmierzchu monarchii Habsburgów i krainy wschodnioeuropejskich Izraelitów.

Noc

Niebo czernieje i miasto tonie w ciemnościach. Latarnie wyłączono z użycia, państwo oszczędza prąd za wszelką cenę. Na rynku i głównych ulicach gromadzi się młodzież, słychać śmiech i muzykę. Wojenna niepewność jutra skłania do zatracenia się w nocnym życiu. W lokalu Bro Hook przy ulicy Jurydyki, stylizowanym na nowojorski lounge bar, z głośników i ekranów pulsuje militarny phonk, soundtrack wojny w Ukrainie. Wykorzystywany w propagandowych filmach, słuchany przez ukraińskich i rosyjskich żołnierzy, nieustannie obecny w social media. Wywodzący się w prostej linii z południowego amerykańskiego hip-hopu lat 90. Chorego stylu Memphis opartego na głębokich basach i krowich dzwonkach z osiemset ósemki. Phonkowi producenci zaczęli go ciąć, zniekształcać i spowalniać. Spowijać dymem. Wreszcie wzięli się za tę estetykę Rosjanie, przyśpieszając tempo w duchu kultu ciała i motoryzacji. Napędzany sterydami „kacapski drift phonk” jest niechcianym ojcem militarnej, głównie ukraińskiej i litewskiej odmiany, inspirowanej również wave’em. Ta wojna przypomina teledysk bardziej niż jakakolwiek wcześniej.

Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom. Raport z badań socjologicznych

Naprzeciwko lounge baru, w piwnicy domu jednorodzinnego znajduje się najpopularniejszy lokal w mieście, zastawiony dębowymi ławami Bunkier Pub. Na jego ścianach rozwieszono portrety bohaterów i bohaterek narodowych, od radykalnie socjalistycznej wieszczki, kapłanki neoromantyzmu Łesi Ukrainki, do fanatycznego nacjonalisty Stepana Bandery, śmiertelnie zdeterminowanego syna proboszcza. Pod melodię Czerwonej kaliny leją się litry wódki, zakąszanej kiełbasą, pieczonym kartoflem i suszonymi rybami. Trzeba znieczulić duszę przed północą, początkiem godziny policyjnej.

Bunkry mają w galicyjskiej Jerozolimie długą tradycję. Najpierw odegrały swoją rolę w dwóch wielkich bitwach pod Brodami: tej z czasów wojny polsko-bolszewickiej i tej pancernej z roku 1941, niemiecko-radzieckiej. Pierwszą z nich opisywał Izaak Babel w Armii konnej i Dzienniku 1920. Brody przechodziły wówczas z rąk do rąk i były katowane zarówno przez Rosjan, jak i przez Polaków (zgodnie z hasłem „cały proletariat żydowski wspiera bolszewików”).

Miasto w ruinie, zupełnie. Niezwykle ciekawe miasto. Polska kultura (Babel znajdował zapewne w folwarkach m.in. XIX-wieczne książki Józefa Korzeniowskiego, zapomnianego obecnie brodzkiego autora o dużym wpływie na polską literaturę, twórcy buntowniczych Karpackich górali – przyp. aut.). Stara, zamożna, osobliwa żydowska osada. Te okropne bazary, karzełki w kapotach, kapoty i pejsy, zgrzybiali starcy. Ulica Szkolna, dziewięć synagog, wszystkie półrozwalone, oglądam nową synagogę, szames, Żyd brodaty i gadatliwy – niech już będzie pokój, żeby tylko był handel, prawi mi o rozgrabieniu miasta przez Kozaków (rosyjscy Kozacy tworzyli Pierwszą Armię Konną Siemiona Budionnego – przyp. aut.) i o upokorzeniach, jakich nie szczędzili Polacy. […] Te mizerne lustra, ci bladzi austriaccy Żydzi-gospodarze. I te opowieści – tu były dolary, pomarańcze, sukna. Szosa, drut kolczasty, wyrąbane lasy i smutek, smutek bez kresu. Nie ma co jeść, nie ma się czego spodziewać, wojna, wszyscy są tak samo źli, tak samo obcy, pełni wrogości, dzicy; a przedtem było tu spokojne i, co ważniejsze, pełne tradycji życie (Dziennik 1920 w tłumaczeniu Jerzego Pomianowskiego).

Niepodległa Polska i samostyjna Ukraina pod czerwonym sztandarem

Dwadzieścia jeden lat później, po zwycięstwie Niemców w wyżej wymienionej bitwie czołgów, zajęciu miasta i utworzeniu getta, Żydzi zaczęli ukrywać się w miejskich bunkrach na podwórzach i leśnych ziemiankach w jarach. Zagładę Brodów i walkę polsko-żydowskiej partyzantki z nazistami i ukraińską hilfspolicją udokumentował w powieści Czarny potok (1954) najwybitniejszy według Henryka Berezy polski prozaik XX wieku, bezkompromisowy Galicjanin Leopold Buczkowski. Urodzony „na kresach Galicji, na kresach imperium Austro-Węgier, w rejonie Wysokiego Podola”, we wsi Nakwasza w powiecie brodzkim, sercu pogranicza rozcinającego Podole i Wołyń. Doświadczenia pograniczności i wojny, rozpięte między witalistycznym konkretem i niewypowiedzianą rozpaczą, naznaczyły pisarstwo Buczkowskiego do szpiku kości. Przetrwały w nim palone, rozstrzeliwane, gwałcone Brody (powieściowa Szabasowa), pogarda dla językowo-narracyjnego komunału, rządząca światem „stukanina” polowania.

Muzeum

Powietrze Brodzkiego Muzeum Historyczno-Krajobrazowego ma smak skóry, tytoniu i drewna, bliski smakowi odeskiego koniaku Szustowa, przeboju galicyjskich barów hotelowych od grubo ponad stu lat. Kluczowe fragmenty ekspozycji muzealnej przedstawiają ukraińską wersję miejskiej historii, upominając się o los niewolników polskich panów. Tak bowiem postrzegała swoją pozycję większość Ukraińców w Polsce przedrozbiorowej i rozbiorowej (polonizacja w międzywojniu była więc skazana na porażkę), z czym zgadzają się historycy negujący arkadyjską wizję Kresów Wschodnich, tacy jak Daniel Beauvois, autor głośnej książki Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793–1914. Zdaniem Francuza stosunki między Polakami a Ukraińcami „przypominały najczęściej stosunki między panem a niewolnikiem. […] Były tak okrutne jak na amerykańskich plantacjach bawełny, na francuskiej Martynice albo gdzieś w Afryce”.

Rynek w Brodach w okresie I wojny światowej. Fot. Wikimedia Commons

Mit kozackiej Ukrainy, mit wolnej ziemi bez Pana rozniecił Taras Szewczenko, co znalazło w Galicji – regionie rodzącym ruchy narodowe wszelakiej maści – olbrzymi oddźwięk. Jak mówi Jarosław Hrycak, „tkwiły tu zalążki wirusów, które potem będą pożerały organizm największych imperiów istniejących w centralnej i wschodniej części Europy w XIX wieku”. Szczególne wrażenie w muzeum robi notabene „szewczenkowska” gablota z figurami szlachty mordującej ukraińskie chłopstwo. Na pierwszym planie kobieta klęczy przy martwym mężczyźnie (oboje w płóciennych koszulach, podolskich soroczkach), leżącym obok rozbitej furmanki. Nad nimi stoi starszy, zgarbiony mężczyzna o siwej głowie. Plan drugi tworzą dwaj szlachcice w barwnych kontuszach – z gołymi szablami, na koniach – i ich podwładny, poganiający woły nahajem.

Polska i Ukraina, przyszłość w cieniu historii

Wychodzimy na rynek i rozmawiamy z przewodniczką Natalią, która oprowadziła nas po muzeum. Natalia mieszka w mieście od urodzenia i używa frazy „przepaść w Brodach”, nawiązując do powiedzenia znanego dawnym Galicjanom. Człowiek „przepadł w Brodach”, czyli zniknął w jakimś ponurym, podszytym katastrofą miejscu, jakich na pograniczu pełno. Dorosłe życie Natalii, córki Ukrainki i Rosjanina, zaczęło się w niepodległej Ukrainie 1991 roku, była świadkiem wszystkich politycznych i społecznych przemian udręczonego Rosją kraju. Brała udział w budowaniu struktur Ludowego Ruchu Ukrainy, pierwszego opozycyjnego ugrupowania w radzieckiej Republice Ukraińskiej, wywodzącego się z ruchu dysydenckiego. Widziała z brodzkiej perspektywy pomarańczową rewolucję, Euromajdan, wybuch wojny w Donbasie i pełnoskalową inwazję Rosji. W międzyczasie zerwała relacje z moskiewskim odłamem swojej rodziny, coraz bardziej zaczadzonym putinizmem. Pozostała wierna galicyjskiemu etosowi walki.

Cmentarze

Przeraźliwe wycie syren alarmowych, ostrzegających przed rosyjskim atakiem powietrznym, odprowadza nas w kierunku wsi Smolno, przylegającej do miasta. Zbliżamy się do skraju lasu i pola przy wiejskiej drodze. Przed oczami staje scena z Czarnego Potoku, bieg dwóch chłopców w stronę Smolna. Miś Kunda i Dudi spali w polu na pokosach koniczyny, obudziła ich ulewna burza. „Nad ziemią zabłysło oślepiającym ogniem i rozszarpał się nowy grzmot, obejmujący hałasem całe niebo. […] Biegli na Smolno. Można tam było skryć się w jakimś nie dopalonym chlewku”. Podobno w lesie nad rzeką koło Smolna ukraińscy żołnierze dopadli wroga w lutym 2022 roku, gdy kilkudziesięciu rosyjskich komandosów wylądowało na polach w helikopterach i próbowało zdobyć przyczółek.

Na północny wschód od wsi znajdują się brodzkie cmentarze, chrześcijańska nekropolia i żydowski kirkut (tzw. Nowy Cmentarz Żydowski, otwarty w 1831 roku). Pierwszy z nich jest miejscem spoczynku żołnierzy dwóch wojen: polsko-bolszewickiej i ukraińsko-rosyjskiej. Groby Polaków, oznaczone betonowymi krzyżami, były jeszcze w 2012 roku niewidoczne, przykryte zaroślami i stertą śmieci. Wysiłkiem społecznym krzyże stanęły na nowo, pobielone i obwiązane biało-czerwonymi szarfami. Po drugiej stronie cmentarza wzniesiono dwa lata później czarnomarmurowe groby Brodzian poległych w bitwach z putinowską Rosją. Wciąż powstają świeże, bez nagrobków, zanurzone w kwiatach ogrody żołnierskiej śmierci.

Cmentarz żydowski w Brodach. Fot. Wikimedia Commons

Leopold Buczkowski twierdził, że jako uczestnik seminarium u Leona Chwistka we Lwowie był świadkiem bezpardonowej szarży, która wywarła na niego decydujący wpływ. Podniecony Chwistek miał krzyczeć: „Podam wam teraz receptę na powieść absolutnie znakomitą! Zamykającą się w jednym zdaniu orzekającym. Bo to jest cała istota! Brzmi to zdanie bardzo prosto: żołnierz sra na cmentarzu. Oto powieść wojenna. Oczywiście można zdanie rozwinąć do trzytomowej powieści mieszczańskiej, ale po co?”.

Przy piaszczystej ścieżce wchodzimy na teren cmentarza żydowskiego, bezbrzeżnego lasu ogromnych macew.

Postscriptum

Po powrocie do Polski rozmawiam z Ryszardem Czubaczyńskim, autorem setek tekstów polskiej muzyki popularnej, scenarzystą telewizyjnego cyklu Dobry wieczór, tu Łódź z lat 70., dyrektorem Muzeum Miasta Łodzi w latach 1988–2011. Czubaczyński urodził się w Brodach we wrześniu 1938 roku. Jego wspomnienia z okresu wojny to przebłyski dziecięcej pamięci zmieszane ze wspomnieniami ojca, inżyniera Józefa Czubaczyńskiego, który w połowie lat 30. przyjechał do Brodów, by uczyć się w praktyce budowy dróg i mostów kolejowych. Warszawiak Józef poznał wówczas przyszłą żonę, zbarażankę Matyldę Szymczewską. „Szybko wzięli ślub, zamieszkali w brodzkim domu i długo wiedli spokojne życie”, mimo obecnych wokół napięć między narodami.

Skrajna prawica w Ukrainie. Czy pułk Azow to neonaziści?

Od 1939 roku sytuacja zaostrzała się jednak z miesiąca na miesiąc. Józef „spał z siekierą i koktajlem Mołotowa pod poduszką”, a ukraiński przyjaciel, z którym regularnie łowił ryby w pobliskiej rzece, ostrzegał go przed rychłym podpaleniem domostwa przez bandy chłopskie. Czubaczyńscy z dnia na dzień się ewakuowali. „Spali po stajniach” i dzięki kolejnemu ostrzeżeniu, tym razem ze strony znajomej Ukrainki, zdołali wymknąć się czystkom etnicznym, trafiając ostatecznie po kilku dniach ucieczki do Warszawy. „Nie było wtedy na Kresach bohaterstwa, tylko absurdalne zbrodnie i odruchy pomocy. Wszyscy byliśmy w transie, na granicy życia”.

Reperkusje powstania warszawskiego rozdzieliły rodzinę na wiele miesięcy. Porwany sześcioletni Ryszard trafił w Niemczech do ośrodka zniemczającego polskie dzieci, z którego wyzwolili go Amerykanie z armii Pattona, idący na Buchenwald. „Pamiętam obraz dwóch czarnych żołnierzy, niosących w buchenwaldzkim obozie bardzo ciężką skrzynię z niemieckimi odznaczeniami. Skrzynia wypadła im z rąk i zawartość wysypała się na ziemię. Wraz z innymi dziećmi zacząłem buszować w stosie orderów”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Biłuński
Jakub Biłuński
Dziennikarz i reporter
Dziennikarz i reporter, redaktor portalu Bokser.org. Współpracuje lub współpracował m.in. z Grupą Agora, TVP Sport, Wirtualną Polską, Interią i Programem Drugim Polskiego Radia. Współautor książki „Polskie pisanie o boksie”.
Zamknij