Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Boże, chroń polskiego rolnika (albo jak wyjść z Unii, żeby nie było na nas)

PiS nie zrobił nic w sprawie tranzytu zbóż z Ukrainy z tej prostej przyczyny, że destabilizacja rynku i pogorszenie sytuacji polskich rolników są mu zwyczajnie na rękę.

Polska dość długo grała na bycie enfant terrible Unii Europejskiej, wokół którego lepiej chodzić na palcach, a kolejne awantury buforować, żeby zapobiec rozpętaniu większych. Wszystko jednak wskazuje na to, że pokłady cierpliwości wobec „suwerenistycznej” polityki prowadzonej przez polski rząd, polegającej na zrywaniu umów, lekceważeniu prawa i odwracaniu się od sojuszników, już się wyczerpały. W piątek Komisja Europejska podtrzymała decyzję o zniesieniu embargo na ukraińskie zboże.

Czytaj takżeEpicki gambit rządu Morawieckiego albo państwo z kukurydzyPiotr Wójcik

Nie tak sprawni jak w Mołdawii

Do ostatniej chwili o taką decyzję apelował do Ursuli von der Leyen prezydent Wołodymyr Zełenski. Z drugiej strony trwały naciski Polski, a także Węgier, Bułgarii i Słowacji, które teraz dołączyły do polskiego bojkotu postanowień KE.

Zważmy racje. Ukraina toczy ciężką wojnę, codziennie giną ludzie na froncie i w miastach atakowanych rakietami i dronami. Wojna kosztuje, demokratyczny świat wspomaga Ukrainę, pozwalając państwu działać, ale to tylko kroplówka. Bogactwem Ukrainy jest zboże, które ma swoich stałych odbiorców, a to, w czym kraj potrzebował wsparcia, to pomoc logistyczna w transporcie, skoro szlak handlowy przez Morze Czarne nie jest bezpieczny.

Czasu było dużo. Wojna trwa już półtora roku. Już zeszłe lato pokazało, że rząd nie zorganizował tranzytu, ale zboże z Ukrainy i tak wchodzi podejrzanymi drogami na polski rynek, obniżając tym samym ceny. Słyszeliśmy wówczas o zbożu „technicznym”, gorszej jakości, którym można palić w elektrowniach.

Proceder trwał, polscy rolnicy biednieli, polscy wytwórcy pasz zarabiali, aż w końcu w kwietniu rząd pod wpływem coraz gwałtowniejszych protestów stwierdził, że czas najwyższy bronić polskiego rolnika. Poleciała głowa ministra Henryka Kowalczyka, a na jego miejscu zasiadł minister Telus, który obiecał dopłaty osłonowe dla rolników i wprowadzenie embargo na produkty z Ukrainy, nawet wbrew Unii.

Czytaj takżePolska zamyka granice dla zboża z Ukrainy. Czy jesteśmy fałszywą sojuszniczką Kijowa?Katarzyna Przyborska

Komisja Europejska, nie chcąc destabilizacji rynku i niepokojów, wprowadziła w maju embargo – najpierw do czerwca, potem do 15 września. Czasu, by zorganizować działający system tranzytu, wzmocnić infrastrukturę portową i zatkać podejrzane kanały wpływu produktów z Ukrainy na polski rynek, jednak zabrakło.

Ministerstwo rolnictwa w sprawie logistyki nie zrobiło nic. Nie wprowadzono w życie nawet prostego pomysłu PSL, polegającego na opłacie kaucyjnej pobieranej od przewoźnika na granicy z Ukrainą i oddawanej na drugiej granicy – tak, by była pewność, że zboże nie „rozpłynie się” gdzieś pomiędzy. Tranzyt udało się zorganizować Turcji czy Mołdawii, dlaczego nie Polsce?

PiS nie zrobił nic z tej prostej przyczyny, że destabilizacja rynku i pogorszenie sytuacji rolników są mu zwyczajnie na rękę. Tuż przed wyborami może ich „ratować” dopłatami i kierować ich gniew na Ukrainę – minister Telus oświadczył w ubiegłym tygodniu, że Ukraina w Unii to wielkie niebezpieczeństwo dla polskiego rolnictwa.

Niech Bóg ma w opiece polskich rolników. Bo rząd nie pomoże

Nadszedł 15 września, a PiS, łamiąc przepisy unijne i z odnosząc się do Ukrainy z otwartą wrogością, ogłosił, że podtrzymuje embargo. Na Twitterze i w plenerze trwa zmasowana akcja propagandowa. Premier Morawiecki, minister rozwoju Waldemar Buda i minister rolnictwa Robert Telus ogłaszają bojkot decyzji KE, przekonując, że bronią polskich rolników.

W czasie Święta Wdzięczności Polskiej Wsi, które odbyło się 17 września we wsi Miętne koło Garwolina, premier wyraził wiarę w mądrość polskich rolników oraz życzenie, by „Bóg ich miał w opiece”.

Cóż, chyba ma rację. Mam nadzieję, że mądrzy polscy rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że Ukraina walczy za nasze bezpieczeństwo i w naszym własnym pieprzonym interesie jest to, żeby przetrwała i wygrała. Że naszym obowiązkiem jest jej pomagać, np. poprzez ułatwienie sprzedaży ukraińskich zbóż, które mają swoich stałych odbiorców i którzy na to zboże czekają.

Oby polscy rolnicy wiedzieli, że w wojnie, jaką Rosja wydała Ukrainie za chęć dołączenia do Unii, kluczowa jest solidarność UE i USA wobec Ukrainy. Powtarzał to w nieskończoność prezydent Duda, słyszeli to zatem widzowie wszystkich mediów. I wiedzą, że sprawa solidarności z Ukrainą to teraz jest właśnie kwestia bezpieczeństwa. Dlatego słowa ministra Telusa o tym, że Ukraina w UE zagraża Polsce, są po prostu złowrogie. Są łamaniem elementarnych zasad solidarności.

Wierzę, że polscy rolnicy zdają sobie sprawę, że to zła wola – bo chyba jednak nie nieudolność polskiego rządu – sprawiła, że tranzyt wciąż nie działa. Zboże znika, znajduje się w silosach wielkich producentów, być może pisowskich oligarchątek – i destabilizuje ceny.

Czytaj takżeTrybalizm kontra spiski. Kto wygra spór wokół ukraińskiego zboża?Galopujący Major

Mam też nadzieję, że polscy rolnicy potrafią liczyć i patrząc na politykę PiS wobec UE i Ukrainy zastanawiają się, czy jednak nie opłaca im się bardziej pobieranie dopłat właśnie z Unii, niż tych trzech tysięcy zapomogi z naszych podatków od PiS-u. A ta wcale nie byłaby potrzebna, gdyby logistyka działała i nie dochodziło przy tym do żadnych machlojek.

Rolnicy zapytają, czy można mieć i jedne opłaty, i drugie? Może jeszcze przez moment, bo Polski tak szybko z Unii wyrzucić się nie da. Natomiast za sprawą kolejnych afer sami stawiamy się poza europejskim systemem prawnym i systemem wartości.

Już od dwóch lat widać, że granicą obowiązywania praw człowieka jest granica na Odrze, nie na Bugu. Nie chronimy też granic UE. Ta polsko-białoruska przecieka, mimo obecności rozmaitych wojaków, rosomaków i płotu. Afera wizowa pokazała, że będąc w strefie Schengen nie potrafimy respektować jej przepisów, i krzycząc, że nie chcemy relokacji dwóch tysięcy osób, samodzielnie prowadzimy „relokację” migrantów do Polski, ale i do Niemczech, Szwecji, a nawet w USA.

Jeśli nie przestrzegamy umów i przepisów i wyłamujemy się ze wspólnej polityki, to być może przestaną nas też dotyczyć korzyści z niej płynące. A wtedy, zgodnie z życzeniami premiera Morawieckiego, niech Bóg ma w opiece polskich rolników.