Kołodziejczak idzie do Sejmu, żeby coś załatwić, tylko jeszcze nie wie co

Rolnikom popierającym Agrounię zapewne chodzi o coś konkretnego, ale Kołodziejczak sprawia wrażenie człowieka, którego nie interesuje nic poza wejściem do Sejmu.
Michał Kołodziejczak. Fot. Jakub Szafrański

Trzy miesiące temu, gdy nikt nie przypuszczał, że Kołodziejczak zmieni między innymi Schetynę, obwieścił: „Rolnictwo to jest jak w soczewce skupione to, co robi PiS, i tak naprawdę inne partie też, bo nikt nie mówi o budowaniu silnej gospodarki, która ma być takim czymś, co zapewnia nam dobrobyt”. O taką teorię ekonomii nic nie robiłem.

Nowa gwiazda Koalicji Obywatelskiej nie ma lekko. Przeciw Michałowi Kołodziejczakowi wyciągnięto najcięższe działa. Ekipa rządząca i sprzyjające jej środki przekazu grzmią, że lider Agrounii jest de facto rosyjskim szpionem. Wypominają mu antyamerykańskie hasła czy szerzenie nieprawdziwych informacji na temat rzekomego braku paliwa na stacjach w pierwszych tygodniach wojny. Lewicowo nastawiony komentariat przypomina z kolei, że pokazywał się w znakomitej komitywie z Robertem Bąkiewiczem, czyli licencjonowanym narodowcem PiS-u.

Medialne grillowanie Kołodziejczaka jest prostsze niż obsługa komputerowej myszki. Na przykład w poniedziałek bez mrugnięcia okiem przekonywał, że Kornel Morawiecki na łożu śmierci przestrzegł go przed… własnym synem.

„Powiedział mi jasno: proszę uważać na mojego syna. Ja nie rozumiem jego decyzji. Nie współpracuj z Mateuszem Morawieckim” – stwierdził lider Agrounii podczas konferencji pod siedzibą TVP. Brzmi legitnie, ja w to wierzę.

Czy Agrounia na listach KO to naprawdę gamechanger?

W tym całym ataku na Kołodziejczaka ludziom umyka jednak znacznie bardziej podstawowa kwestia. Przecież ten człowiek mówi bez sensu. Można go słuchać godzinami i nadal nie mieć pojęcia, co on właściwie chce w tej polityce zrobić. Polityków głównego nurtu możemy nie lubić, ale mają oni taką zaletę, że da się odszyfrować ich komunikaty werbalne i pi razy oko dopasować do poszczególnych opcji ideowych, nawet jeśli traktują te idee wyłącznie instrumentalnie.

Nawiedzonych antysystemowców mieliśmy już wielu. Ale nawet tych szło z grubsza zrozumieć. Wiadomo było, że Paweł Kukiz chciał okręgów jednomandatowych i więcej demokracji bezpośredniej. Grzegorz Braun chce wyrzucić Żydów, a Janusz Korwin-Mikke postuluje cywilizacyjne cofnięcie się o kilka wieków. Wszyscy trzej są bardzo mrocznymi postaciami, ale zaczynam być im wdzięczny, że przynajmniej wyrażają się jasno.

Walne zgromadzenie kobiet

W przypadku jedynki Koalicji Obywatelskiej w Koninie wiadomo jedynie, że reprezentuje interesy jakiejś grupy rolników. Zapewne im samym chodzi o coś konkretnego, ale Kołodziejczak sprawia wrażenie człowieka, którego nie interesuje nic poza wejściem do Sejmu. Najlepszy popis dał w rozmowie z Dominiką Wielowieyską w radiu Tok FM. Zapytany przez prowadzącą o zmiany, jakie chciałby przeforsować jako minister rolnictwa, Kołodziejczak zaczął zwyczajnie gaworzyć.

Kongres AGROunii: Jedna droga dla kraju, narodowy agraryzm

„Przede wszystkim chciałbym, żebyśmy zaczęli zmieniać Polskę, tutaj, od takiej strony też, mocnego podejścia. Jeżeli będzie taka potrzeba i będzie od strony ministerialnej (kilka sekund przerwy), to tak naprawdę ja do tej pory o tym nie myślałem. Widzę, co dzisiaj jest w ministerstwie, sześciu wiceministrów, którzy totalnie się na tym nie znają” – wymamrotał.

Sam bym wymienił z marszu parę konkretów, chociaż jestem drugorzędnym publicystą, a nie jedynką Koalicji Obywatelskiej. To jakich dokładnie interesów chce bronić Kołodziejczak, skoro nie potrafi określić żadnego postulatu?

Na pytanie red. Wielowieyskiej o jego hipotetyczne głosowanie nad liberalizacją przepisów aborcyjnych, Kołodziejczak odparł „Jeśli mówi pani o prawach kobiet, to ja mówię tak. Chciałbym, żeby kobiety w Polsce się dogadały. Pokazały, co mamy im przyklepać”. Należy więc po prostu zwołać Walne Zgromadzenie Polskich Kobiet – najlepiej gdzieś na przedpolach Warszawy – i nie wypuszczać żadnej, póki się nie dogadają.

Michał Kołodziejczak. Fot. Jakub Szafrański

Prometeusz znad Wisły

Ostatni tour Kołodziejczaka po mediach głównego nurtu pełen jest takich dziwacznych wypowiedzi. Podczas wywiadu w krążącym po stolicy samochodzie Onetu zaczął ostro krytykować referendum PiS. „A jakie pytania pan by zadał?” – spytała Odeta Moro. „Czy Polacy zgadzają się, żeby politycy ciągle mogli bezkarnie kraść” – odpowiedział lider Agrounii.

To ja już chyba wolę pytania Kaczyńskiego. Bo jakie działania miałaby podjąć krajowa legislatura, gdyby referendum okazało się wiążące, a głosujący odpowiedzieliby „nie”? Wprowadzić zakaz czerpania osobistych korzyści z pełnionej funkcji? Przecież to już jest nielegalne, nazywa się potocznie „korupcja”. Owszem, w Polsce te przepisy są skutecznie omijane, ale co niby zmieniłoby w tej sprawie referendum?

Trzy miesiące temu, gdy nikt nie przypuszczał, że Kołodziejczak zmieni między innymi Schetynę, obwieścił: „Rolnictwo to jest jak w soczewce skupione to, co robi PiS, i tak naprawdę inne partie też, bo nikt nie mówi o budowaniu silnej gospodarki, która ma być takim czymś, co zapewnia nam dobrobyt”. Adam Smith XXI wieku. O taką teorię ekonomii nic nie robiłem.

Może w otoczeniu Kołodziejczaka rzeczywiście nie rozmawia się na tematy ekonomiczne – co nie byłoby takie zaskakujące – ale zasadniczo w Polsce sporo się o tym dyskutuje. Mimo to nowy sojusznik Donalda Tuska jest przekonany, że to właśnie on, niczym Prometeusz ogień, przyniesie nadwiślańskiemu ludowi wiedzę o istnieniu gospodarki. Mistrzu, prowadź!

Michał Kołodziejczak jest człowiekiem nie tylko wielkich idei, ale też wielkiego serca. „Chce ktoś coś, to mu dam. Ja nie potrzebuję, żeby mi Donald Tusk coś dawał i obiecywał. Ja nawet nie rozmawiam o tym, w jaki sposób co jest. Ja chcę zmieniać Polskę, to jest dla mnie priorytet” – stwierdził kilka dni temu w rozmowie z Radiem Zet. Tu nie chodzi o to, co i w jaki sposób, chodzi o zmianę. Czego? Między innymi polityki.

Nienawidzę tych nienawistników!

Według Kołodziejczaka polska polityka jest przeżarta przez personalne animozje i spory partyjne. On i jego środowisko są ponoć nastawieni na rozwiązywanie spraw ludzi, poprawianie codzienności. Po co okładać się kijami? Niestety to humanitarne podejście mija momentalnie, gdy tylko ktoś się z Kołodziejczakiem nie dogada.

Po fiasku rozmów z Porozumieniem beształ jego aktywistów bez żadnych zahamowań. „Dla mnie zmanierowani politycy, którzy chcą się tylko uśmiechać i dostawać kwiaty, to nie są tacy, którzy zasługują na to, żeby w Polsce podejmować trudne decyzje. […] Ja wyciągnąłem rękę do Gowina. Chciałem mu dać drugie życie. Nie chciał? To dzisiaj przepadnie całe to środowisko w tej czeluści beznadziejnej polskiej polityki” – miażdżył katolickiego liberała polski ludowiec XXI wieku, okraszając to zaangażowaną mimiką.

W rozmowie z Radiem Zet roznosił natomiast polityków PSL – Marka Sawickiego i Piotra Zgorzelskiego – zarzucając im, że deklarowali mu chęć zawarcia koalicji z PiS. Potem szybko się zreflektował i dodał, że chodziło mu o „między wierszami”. Dostało się także prezydentowi Starachowic Markowi Materkowi, za to, że wypierał się porozumienia z Agrounią, chociaż Kołodziejczak zdążył je już ogłosić.

Choroby i cierpienie w kraju białkiem i żółtkiem płynącym

Kołodziejczak opowiadał też o spotkaniu z polityczką Polski 2050 Pauliną Hennig-Kloską. Równocześnie przekonywał, że właściwie to jej nie zna, ale ktoś taki nigdy nie powinien być w polityce, dając do zrozumienia, że coś jednak wie – pewnie to też powiedział mu Kornel Morawiecki tuż przed śmiercią. Następnie przeszedł do spotkania z Hennig-Kloską w poczekalni którejś ze stacji telewizyjnych. Otóż Kołodziejczak jej wtedy w ogóle nie poznał, bo była bez okularów i w makijażu, ale przy okazji poprosił, by nie opowiadała o nim kłamstw.

W gruncie rzeczy Kołodziejczak odsłonił swoje motywacje już na wiecu PO we Włocławku, mówiąc: „Można się pięknie różnić, ale można mieć też wspólne sprawy do załatwienia. I te sprawy wspólnie załatwimy”. Z kolei w Radiu ZET przekonywał: „Proszę pana, to jest machina władzy. To nie są emocje, to nie jest miłość czy nienawiść. To są sprawy do załatwienia. Jestem cholernie zimnym człowiekiem i dla mnie liczy się dzisiaj to, co mamy załatwić”.

Bez wątpienia Kołodziejczak nie idzie do polityki dla jakichś reform, idei czy wyższych celów. On ma do załatwienia pewne sprawy. Jakie to sprawy? Trudno powiedzieć. Może chodzi o jakiś spór o ziemię, może o jakieś niespłacone długi. Roman Giertych chciał za wszelką cenę zdobyć miejsce w pakcie senackim, by uzyskać immunitet i móc bezpiecznie wrócić do Polski z włoskiego wygnania, więc różne rzeczy już widzieliśmy. Możemy jednak bezpiecznie założyć, że z mandatu Kołodziejczaka lepszej Polski nie będzie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij