Kampania to czas przepychanek i intryg wewnątrzpartyjnych oraz szukania grup wyborców, którym jeszcze coś można zaproponować. Polem walki już są głosy kobiet, które Zbigniew Ziobro zachęca kupowanymi z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości sprzętami kuchennymi.
Prezydent Duda ogłosił start kampanii wyborczej, a także termin wyborów, które odbędą się 15 października. Doniosłą informację podał na Instagramie – dla chętnych i zainteresowanych followersów. Pewnie między kolejnymi piknikami partyjnymi nie miał czasu na zwołanie konferencji i zaproszenie mediów – bo kampania wyborcza, nieoficjalnie, pod wynalezionym na tę okazję pojęciem „prekampanii”, trwa już od roku.
Start kampanii został więc ogłoszony w chwili, gdy wszyscy już dawno rozpoczęli wyścig.
Donalda Tuska zastał na wiecu w Legionowie, gdzie tłum po chwili skandował hasło „w październiku, piętnastego, pogonimy Kaczyńskiego”. Z kolei Lewicę – między omawianiem przedwczesnej informacji o tym, że Magdalena Biejat została kandydatką Paktu Senackiego, a zmianą ciuchów przed kolejnym rajdem po Polsce.
W przerwie w trasie pojechaliśmy na @PolAndRockFest. Wspaniale było spotkać się z Wami i potańczyć razem 🙂 Do zobaczenia! pic.twitter.com/PybLaZ7NhW
— Magda Biejat (@MagdaBiejat) August 6, 2023
Już pogodzona Trzecia Droga poznała termin przy ustalaniu list. Nieoficjalnie wiadomo, że Szymon Hołownia będzie jedynką w Podlaskiem. Konfederacja po wyborach obiecuje przeciwnikom „wywrócenie stolika”, ale tymczasem sama opędza się od Ryszarda Petru, który powstał z popiołów, by wypunktować każdy absurd w zestawie konfederackich postulatów.
Największe zamieszanie dwa miesiące przed wyborami panuje w PiS. Dymisja ministra Adama Niedzielskiego, który ujawnił wrażliwe informacje dotyczące lekarza opowiadającego o kłopotach z nowym systemem wystawiania recept – została ogłoszona ze znacznie większą pompą niż start kampanii. To pewna nowość: dotychczas PiS raczej bronił swoich ministrów, pokazując wyborcom i opozycji, że jest odporny na krytykę, a jeden skandal przykrywał drugim.
Jeśli Trzecia Droga przeszacowała, to Kaczyński utrzyma władzę
czytaj także
Tym razem jest inaczej. Może dlatego, że elektorat PiS jest nieufny, boi się szczepionek, 5G i innych spisków, a PiS tę nieufność podsyca, przekonując, że otoczeni jesteśmy przez wrogów, przed którymi obronić potrafi tylko sam PiS. Dowód, że polityk może dostać do ręki dane dotyczące zdrowia i kondycji dowolnego obywatela mógł zachwiać tym układem.
Dzień Papieski
Ale to niejedyny kłopot PiS. Kolejne skandale jakoś nie dają się w prosty sposób przykryć. Na wiecu w Chełmie – ostatnim w cyklu pikników „Z miłości do Polski”, organizowanym za pieniądze z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej – wicepremier Kaczyński był wyraźnie zdenerwowany. Pospiesznie przechodził z tematu na temat, głównie broniąc się przed zarzutami, powtarzając, że śmierć w kobiet to „urojona rzeczywistość”.
Zapewnienia o tym, że Polska jest bezpieczna, też nie zabrzmiały szczególnie donośnie. Przecież zaledwie tydzień wcześniej białoruskie śmigłowce latały sobie nad Polską przez nikogo nie niepokojone, a oddziały WOT nadal przeczesują lasy pod Bydgoszczą, bo być może znajdują się tam szczątki jeszcze jednej przeoczonej rakiety.
Obrona suwerenności to z kolei dla Jarosława Kaczyńskiego obrona interesów, jakie Suwerenna Polska Ziobry kręci na wycinaniu lasów. Prezes zapewnia, że to dzięki PiS możemy chodzić na grzyby, ale każdy grzybiarz widział już pobojowisko, które zostawiają po sobie Lasy Państwowe, które w wielu miejscach niszczą wszystko razem ze ściółką i grzybnią.
Z sojuszami też nam idzie marnie, bo, co podkreślał prezes PiS – otoczeni jesteśmy przez wrogów: wagnerowców i Rosjan na wschodzie, a Unię Europejską i Niemców na zachodzie. Niemcy – jak przekonywał w Chełmie Kaczyński – pracowali na to, żeby rosyjskie oddziały weszły do Polski, i tylko pisowskiej polityce obronnej mamy zawdzięczać, że ich tu nie ma. Przyjaźń z Ukrainą też wyraźnie już prezesowi przeszkadza.
Proukraińskość już się PiS-owi nie opłaca, czas na nakręcanie konfliktów
czytaj także
W tej sytuacji trudno się dziwić, że na dzień wyborów został wybrany 15 października, czyli niedziela przed Dniem Papieża Jana Pawła II, obchodzonym oficjalnie od 2005 roku.
Sojusz z Kościołem, sowicie opłacany z naszych podatków, to jedyny sojusz, jaki Polsce pod rządami PiS pozostał. Zjednoczona Prawica liczy na uniesienia religijne, po których wierni pójdą do lokali wyborczych.
Kalendarz wyborczy
Do 28 sierpnia trzeba zarejestrować komitety wyborcze, to również data końca dyskusji na temat wspólnej listy. Widać jednak, że nikt nie chce czekać tak długo. Jako pierwsza, już w środowy poranek zgłosiła komitet Konfederacja, potem komitety koalicyjne Trzeciej Drogi, Nowej Lewicy i Koalicji Obywatelskiej.
Do 6 września należy zgłosić listy kandydatów i kandydatek na posłanki. To czas przepychanek i intryg wewnątrzpartyjnych oraz szukania grup wyborców, którym jeszcze coś można zaproponować. Polem walki już są głosy kobiet, które Zbigniew Ziobro zachęca kupowanymi z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości sprzętami kuchennymi – pikniki organizowane w ramach tego projektu potrwają do 30 września. O ten sam elektorat konsekwentnie walczy Lewica oraz Platforma Obywatelska, stawiająca zgodę na prawo kobiet do aborcji do 12. tygodnia jako warunek otrzymania miejsca na listach wyborczych.
Również do 6 września jest czas na zgłoszenie kandydatek do Senatu. Pakt Senacki ma zostać jednak ogłoszony wcześniej, jako dowód na współpracę opozycji. Dyskusje jeszcze trwają. Pewna jest kandydatura Magdaleny Biejat w Warszawie, mówi się o miejscu dla Adama Bodnara, problemem jest zaś Roman Giertych, który chciałby wrócić do polityki, ale w przeciwieństwie do Ryszarda Petru nie umie znaleźć sobie miejsca.
Między 1 września a 12 października wyborcy mogą składać wnioski o wydanie zaświadczenia uprawniającego do zmiany miejsca głosowania. Z kolei od 30 września partie będą mogły korzystać z bezpłatnego czasu antenowego w mediach publicznych, ale przecież wszystko, co dzieje się w mediach publicznych, ma wyraźny profil polityczny, więc tu zapewne wiele się nie zmieni.
To, co się zmieni, to że teraz będzie można politykom partii rządzącej patrzeć na ręce i rozliczać ze sposobu prowadzenia kampanii, nadużywania źródeł finansowania ze spółek skarbu państwa czy wsparcia instytucji takich jak na przykład wojsko, które ma organizować pikniki i wielką paradę wojskową 15 sierpnia.
To nie koniec atrakcji, bo na kalendarz wymaganych od komitetów i partii działań nakłada się kalendarz wydarzeń: na przykład początek roku szkolnego, a z nim protesty nauczycielek, zapowiadane również na wrzesień protesty lekarzy, marsz pracowników budżetówki na Kancelarię Premiera, wreszcie marsz miliona serc 1 października. Każde z wydarzeń będzie okazją do nakręcania przedwyborczych emocji, coraz silniejszych, bo takie są reguły gry w spolaryzowanym i populistycznym środowisku.