Dla nas, ludzi z dyktatur globalnego Południa, Europa to jedyne miejsce, do którego możemy popłynąć, gdy nasze kraje upadają. Tylko tam możemy wykrzyczeć, że nie ma demokracji, i nie zostać za to wtrąceni do więzienia.
„Listy o demokracji” to projekt IV Forum Kultury Europejskiej, które odbędzie się w czerwcu 2023 roku w Amsterdamie. Organizowane przez ośrodek De Balie Forum skupia się na znaczeniu i przyszłości demokracji w Europie. Gromadzi artystki i artystów, działaczy i działaczki oraz intelektualistki i intelektualistów, którzy przyglądają się demokracji jako bardziej kulturowemu niż politycznemu środkowi wyrazu.
W serii „Listów o demokracji” pięcioro pisarzy – Arnon Grunberg, Drago Jančar, Lana Bastašić, Oksana Zabużko oraz Kamel Daoud – przedstawia swoje wyobrażenie o przyszłości Europy i o roli, jaką mają w niej do odegrania osoby piszące.
* * *
Drogi Arnonie!
Podejmę ryzyko zbytniego spoufalenia się, tudzież podpięcia się pod opinie osób, których w życiu na oczy nie widziałem, w sprawie, która jest zbyt rozległa, pisząc, że bardzo przypadła mi do gustu metafora Europy jako „klubu swingersów”, a to z kilku powodów.
Po pierwsze: żyjąc w świecie, który Ty nazywasz „arabskim”, dogłębnie i brutalnie doświadcza się pomieszania pojęć wolności seksualnej i wolności samej w sobie, które przypisujemy Europie. W tzw. świecie „arabskim” bycie osobą wyzwoloną niekiedy oznacza nie tyle możliwość oddania głosu w wolnych wyborach, ile wolność ucałowania ukochanej osoby w usta w miejscu publicznym.
czytaj także
Tak się składa, że islamiści w naszych regionach prędko wykorzystali owo kulturowe pomieszanie pojęć w celu zdobycia poparcia konserwatystów, macho i patriarchów. Erotyczne wyuzdanie, rozpusta, grzech, zło i upadek moralny są przedstawiane jako owoce liberalnej demokracji, jeśli nie wręcz objawy jej samej. Zbawienie zaś ma nadejść w wyniku wystrzegania się ich: poprzez Boga, poprzez Dyktaturę.
Drugi powód, dla którego spodobała mi się owa metafora, jest taki, że w klubie swingersów spotyka się czasem podglądaczy: gatunek samotników, przybywających, aby patrzeć w milczeniu, jak bezcieleśni świadkowie ciał innych. Tak właśnie postrzegam siebie, ilekroć udaję się na Zachód – jako podglądacza europejskiej demokracji. Jako ten, który patrzy, ale nie może dotknąć – esteta, wielbiciel, ktoś z zewnątrz.
I owszem – aby stać się Europejczykiem, aby o Europie marzyć i ją definiować, trzeba żyć gdzieś indziej. Tym „gdzieś indziej” może być Ameryka. Najlepiej jednak kontury Europy wytycza się, żyjąc w dyktaturze. To stamtąd, z tego martwego kąta, można zdefiniować europejską demokrację, niejako z automatu, przez kontrast. Takie spojrzenie oznacza zaś zgodę na naiwność, skróty myślowe i uproszczenia w analizie. Oto warunek wiary w demokrację: kiedy się ją widzi zanadto z bliska, zauważa się sploty, nieuchronne niedoskonałości, krzywą fastrygę. Czy jednak te zastrzeżenia do europejskiej demokracji mają jakiekolwiek znaczenie, gdy próbuje się przeżyć w dyktaturze? Nie mają.
czytaj także
W tak zwanym świecie „arabskim” Europa istnieje zatem podobnie jak jej demokracja: jako coś, co z pewnością nie jest dane nam. Coś, czego się domagamy, co naśladujemy. To również coś, co odrzucamy w imię naszych ograniczających tożsamości i prawa do inności w następstwie dekolonizacji. Zdekolonizowani zawsze są wyczuleni, a ich nieufność jest nieufnością przetrwańców.
To zaledwie toporna teoria, naiwna i nieco nieuczciwa, jako że zamyka możliwość jakiejkolwiek dyskusji między nami. Jednak jest bardzo istotne, abyśmy zachowali pewną perspektywę. Ja jestem zadowolony z tego marzenia o Europie. Reszta moich zastrzeżeń pojawi się później, jeśli uda mi się mieć jakąś przyszłość. A co do moich wątpliwości, wolałbym wyrażać je poprzez literaturę, niż dążąc do ścisłych definicji.
Co sprawia, że demokracja, jaką dostrzegam w tym klubie, jest ważna? Jest ważna ze względu na zasadę konsekwencji: kiedy demokracja kruszy się w Europie, kiedy nadwerężają ją ekscesy i umniejszają ją skutki wewnętrznych barbarzyńskich napaści ze strony populistów, dla mnie oznacza to wzmocnienie dyktatury i autorytaryzmu, poprzez podkopywanie ideału demokracji.
Ten skrót myślowy to paliwo dla naszych dyktatorów, czyniących z Europy widowisko: „Demokracja? To chaos! Zważcie, czego pragniecie” – powtarzają. Nieco niesprawiedliwie, nieco kaznodziejsko ja sam powtarzam często na wykładach dla Europejczyków, że „wasze kompromisy to nasze klęski”. Ostrzegam, że znaczenie europejskiej demokracji wykracza poza jej geograficzne granice. Mówię o islamizmie podsycanym kolonialnym poczuciem winy, populizmie windowanym przez nostalgię za tożsamością posiadaną na wyłączność. Jako retoryka, mój argument nie trzyma się kupy, ale ma tę zaletę, że brutalnie i bezpośrednio przypisuje odpowiedzialność: europejska demokracja jest niezbędna, nie tylko dla Europy.
Oczywiście pozostaje jeszcze cała reszta do przećwiczenia: czy demokracja panuje wyłącznie w Europie Zachodniej? Czy można ją eksportować przez przerzucanie wojsk lub organizacji pozarządowych? Czy to jakaś lokalna historia, czy złudna uniwersalna zasada? Czy to szczególna cecha jednej kultury, czy ogólnoludzka prawidłowość? Tak zwany świat „arabski” bezustannie szuka definicji, utykając w intelektualnych kastach niekończącej się dekolonizacji. Ostatecznie, ludzie często decydują się na uchodźstwo. Lepiej żyć w słabo zdefiniowanej demokracji niż w dyktaturze, gdzie ludzie do upadłego definiują demokrację.
Demokracja nie wie, jak się bronić, spójrz na Europę – mawiał mój tunezyjski znajomy. Rzeczywiście to widzę: zaskakujący paradoks, w którym celem ziemi wszelkich wygód jest osiągnięcie równowagi władzy poprzez ogólne osłabienie.
Drugi oczywisty argument: czy nadmiar demokracji zabija demokrację? Nie powiem tego na głos, ale mieszkam na „Południu”, co pozwala mi być rozgoryczonym – kiedy oglądam najświeższe „aktywistyczne selfiaczki” z kampanii w obronie praw żywieniowych komarów, albo z oblewania obrazów Van Gogha zupą pomidorową, albo z przyklejania dłoni do samochodów w celu ratowania świata, rzeczywiście zastanawiam się, czy nadmierna demokracja nie zabija demokracji.
czytaj także
A trzeci oczywisty argument? Pozwolę sobie na jeden cytat – fragment wiersza Jorge Luisa Borgesa: „Ten, co patrzy na morze, widzi Anglię” [tłum. Krystyna Rodowska]. Efekt poetyckiego zagęszczenia jest doprawdy wspaniały, od razu sprawia, że śnimy: imperium, niezmierzone przestrzenie, Anglia, przygoda, wszystkie statki gotowe, prędkość w węzłach i kraniec znanego. Cały kraj definiuje się poprzez zniesienie własnych granic. Wszystko zasadza się w morzu, w nim się rozpuszcza. I naraz dwie różne rzeczy, morze i Anglia, przedstawiają tę samą rzecz, pozostając jednocześnie odrębne.
Tak właśnie jest z demokracją i Europą: każdy z globalnego „Południa”, kto patrzy na morze, widzi Europę. Dla pisarza to albo wiersz Borgesa, albo wyborna metafora. Dla migranta czekającego na dobrą pogodę, aby powiosłować do Hiszpanii, w tych kilku słowach mieści się wszystko, i to wszystko naraz: morze to Europa, a więc wolność, życie pozagrobowe z pominięciem trupa, zupełnie inne miejsce, ucieczka, przestwór, seks bez grzechu, swingowanie i podglądanie, uśmiech losu.
Europa pozostaje demokracją, ale jest tego nieświadoma. To ostatni kaprys jej urody. Pewien rodzaj niewinności, który drażni i staje się okrucieństwem. Ale my, na „Południu”, to wiemy: my potrafimy zdefiniować demokrację. A gdy zapraszają mnie do Europy, czynią to po to, aby lepiej wyrazić kwintesencję demokracji.
Bo przybywam do nich z kosmicznego barbarzyństwa reszty świata; bo wiem, ile ona kosztuje. Bo wiem, gdzie się zaczyna i gdzie kończy. Bo uważny i dyskretny podglądacz ma więcej do powiedzenia niż swinger oddający się pieszczotom lub podgryzaniu innych. A w tym przypadku metafora sięga jeszcze dalej: to, co Europie zagraża, to przede wszystkim fakt, że to wielkie miejsce przestało siebie pragnąć.
czytaj także
A zatem, owszem – bądźmy orędownikami europejskiej demokracji liberalnej. Dla nas, ludzi z „Południa”, ludzi z dyktatur, to jedyne miejsce, do którego możemy popłynąć, gdy nasze kraje upadają. To jedyne miejsce, gdzie możemy wykrzyczeć, że nie ma demokracji, i nie zostać wsadzeni za kratki przez dyktaturę, która lubi wyolbrzymiać. Dla demokracji zatem podzielmy się zadaniami: wy musicie w nią wątpić, aby ją usprawniać, zaś ja muszę wierzyć, że istnieje w waszych państwach, aby móc żywić nadzieję, że pewnego dnia stanie się ona także moim udziałem. Ponieważ na razie, w tym tzw. świecie arabskim, jedyny możliwy klub swingersów to raj w niebiesiech. A droga do tego raju wiedzie przez morderstwo albo śmierć. Waszą lub moją.
Przez całe stulecia Europa poszerzała swoje granice – poprzez kolonizację i wynalezienie uniwersalności. Teraz zaś Europa wycofuje się w poczucie winy i przeprosiny. Teraz to „barbarzyńcy” narzucają się Europie, próbując zmienić jej poglądy, niegdyś dominujące. Czy Europejczycy mają dusze, czy zwierzęcą naturę? Czy ich nagość to bezecny prymitywizm? Czy należy ją zakryć, czy odkryć? Czy należy ich nawracać, czy reedukować?
czytaj także
Wszyscy wiemy, jak kończą się takie nierówne spotkania: bardzo źle dla jednej ze stron. Europa zdaje się przede wszystkim geograficzną wyspą. To, że ma granice, niewiele znaczy. Podziwiać ją to patrzeć na bezmiar morza. A ludzie marzą o tym – w dobrej i złej wierze demokratycznego działacza z „Południa”, w naiwności i z poczuciem wysiłku, który należy podjąć – aby była wszędzie. Aby pozostała dowodem na to, że ten drugi brzeg tam jest. Migranci przyczajeni w Maghrebie spoglądają na morze tak, jak wierni spoglądają w niebo. Z tą samą złudną nadzieją.
Drodzy Lano Bastašić, Drago Jančar i Oksano Zabużko, to oczywiście nie jest żadna odpowiedź na Wasze listy. Nadrzędną zasadą podglądacza jest wszak nie odzywać się.
Kamel Daoud, Oran (Algieria), 15 maja 2023 r.
**
Kamel Daoud jest francusko-algierskim pisarzem i publicystą. Za swoją pierwszą powieść zdobył w 2015 roku nagrodę Goncourtów. Pracował także jako redaktor naczelny dziennika „Le Quotidien d’Oran”. Pisze i publikuje w różnych mediach, w tym w „Le Point”, „Le Monde des religions”, „The New York Times” oraz „Liberté”. W polskim przekładzie ukazała się jego powieść Sprawa Meursaulta (Wydawnictwo Karakter, przełożyła Małgorzata Szczurek).
Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.