Piłkarz z Manchesteru twardo punktuje nędzę polityki społecznej Borisa Johnsona i raz za razem wygrywa. Dostało mu się od kibiców za to, że w finałowym meczu Euro nie strzelił Włochom karnego, ale Marcus Rashford rozumie, że spudłowana jedenastka, nawet na wagę złotego medalu, nie jest ważniejsza niż ciepły posiłek dla dziecka.
Finał Euro. Na Wembley powietrze można kroić nożem. Anglicy prowadzą w rzutach karnych i mogą już niemal dotknąć pucharu Henriego Delaunaya. Do wykonania jedenastki przymierza się Marcus Rashford. 23-letni gwiazdor Manchesteru United kładzie bramkarza i posyła piłkę w przeciwnym kierunku, ale ta odbija się od słupka. Jego dwaj młodsi koledzy podchodzą do kolejnych karnych i też pudłują. Koniec marzeń dla Anglii, jednak Rashford już za chwilę znajdzie się w centrum uwagi mediów i kibiców.
Nie po raz pierwszy. Ten chłopak z Manchesteru to bowiem ktoś więcej niż po prostu sportowiec. To aktywista i twarz starcia dwóch Anglii – konserwatywnej i rasistowskiej z różnorodną i nowoczesną. I choć nie jest najlepszym piłkarzem na świecie, to gdy gwiazdy takie jak Messi czy Ronaldo poza boiskiem znane są głównie z tego, że migają się od podatków, Anglik jawi się jako postać zupełnie innego formatu.
Piłkarka, która walczy o lepszy świat. Poznajcie Megan Rapinoe
czytaj także
Po finale piłkarze nie zdążyli jeszcze zejść do szatni, a na Rashforda, Sancho i Sakę – trzech czarnych zawodników, którzy spudłowali karne – wylało się internetowe szambo. Media społecznościowe zalały rasistowskie komentarze, a konserwatywni brytyjscy politycy i publicyści sugerowali Rashfordowi, by więcej czasu poświęcał na piłkę niż politykę. Dzień później piłkarz wydał oświadczenie, w którym napisał:
„Uprawiając sport, spodziewam się czytać o sobie różne rzeczy. O kolorze mojej skóry, o tym, skąd pochodzę, i od niedawna o tym, jak spędzam czas poza boiskiem. Potrafię słuchać krytyki cały dzień. Mój karny nie był dość dobry i powinienem był trafić. Ale nigdy nie będę przepraszał za to, kim i skąd jestem”.
Mecz na szczycie
Pnąc się po szczeblach sportowej kariery, wychowanek Manchesteru United zapracował na opinię jednego z najzdolniejszych zawodników młodego pokolenia. Ale to nie strzelone gole zapewniły mu miejsce w historii. W czerwcu ubiegłego roku brytyjski rząd ogłosił zamrożenie na czas wakacji programu darmowych posiłków dla dzieci z ubogich rodzin. Ponad milion uczniów mogło zostać głodnych przez dwa miesiące. Na gabinet Borisa Johnsona posypały się gromy ze strony organizacji pozarządowych, ale w głównym nurcie to głos Marcusa Rashforda brzmiał najdobitniej. Piłkarz opublikował list otwarty do wszystkich parlamentarzystów, w którym skrytykował decyzję o wstrzymaniu programu i nawoływał do jej zmiany. Podzielił się też swoją historią z dorastania w domu, gdzie mimo najcięższych starań jego matka nie zawsze mogła postawić na stole gorący posiłek.
„Jako czarny mężczyzna z ubogiej rodziny w Manchesterze mogłem być tylko kolejną liczbą w rocznikach statystycznych. Ale dzięki bezinteresownym działaniom mojej mamy, rodziny, sąsiadów i trenerów jedyne statystyki, z jakimi jestem utożsamiany, to bramki i mecze. Byłbym niesprawiedliwy wobec samego siebie, mojej rodziny i mojej społeczności, gdybym teraz nie użył mojego głosu i zasięgu, by prosić was o pomoc. Gdy trzeba ratować gospodarkę, rząd próbuje robić wszystko, co tylko możliwe. Proszę was, byście to samo podejście zastosowali także do ochrony dzieci w Anglii”.
List wywołał lawinę reakcji, z miejsca stając się tematem dnia. W mediach społecznościowych Rashford nawoływał, by ludzie naciskali na swoich przedstawicieli w parlamencie. Z początku Boris Johnson zapewniał, że nie rozważa zmiany decyzji. Wystarczyły jednak 24 godziny, by zmienił śpiewkę. Postulat Rashforda wsparło wielu polityków nawet rządzącej Partii Konserwatywnej, a brytyjski premier nie miał innego wyjścia, jak przyznać się do błędu i zagwarantować dzieciom darmowe posiłki w czasie wakacji. Rashford – Johnson 1:0.
Było to pierwsze, ale nie ostatnie starcie z politykami, z którego Rashford wyszedł zwycięsko. Kilka miesięcy później sytuacja powtórzyła się niemal co do joty. W Pałacu Westminsterskim głosami Partii Konserwatywnej zdecydowano o przerwaniu serwowania darmowych posiłków na okres ferii świątecznych. Gdy prawicowi politycy przekonywali, że stołowanie dzieci z ubogich rodzin to uzależnianie ich od socjalu, Rashford odpowiedział: „Musimy przestać stygmatyzować, oceniać i wytykać palcami. Dajemy się zaślepić politycznej przynależności. Tu nie chodzi o politykę, a o człowieczeństwo”. A potem wziął się za koordynowanie akcji ratunkowej. Na Twitterze zachęcał do dostarczania posiłków potrzebującym. W ciągu kilku dni ponad 100 organizacji z całej Anglii – od kawiarń, przez firmy cateringowe, aż po fundacje charytatywne – zobowiązało się do pomocy. Pod taką presją Boris Johnson ugiął się po raz kolejny i brytyjski rząd znalazł dodatkowe 400 milionów funtów na wsparcie najuboższych rodzin.
czytaj także
Rashford był też w pierwszym szeregu walki o przedłużenie wypłacania dodatkowych środków w ramach programu socjalnego Universal Credit, z którego korzysta ponad 5 milionów gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii. Jego starania niosły potencjalny ratunek ludziom, którzy w trakcie pandemii stracili źródło utrzymania.
Bohater i wróg
Na arenie społecznej Rashford radził sobie równie dobrze jak na murawie. Idąc od zwycięstwa do zwycięstwa, zdobywał nagrody i wyróżnienia, w tym Order Imperium Brytyjskiego przyznany mu za walkę z głodem. W samych superlatywach wypowiadał się o nim Barack Obama. Przede wszystkim jednak stał się symbolem walki o lepsze jutro nie dla polityków i publicystów, ale dla milionów Anglików. Gdy w pandemicznym kryzysie głód zajrzał w oczy milionom rodzin, powszechne stało się przekonanie, że chłopak z Manchesteru robi dla nich więcej niż rząd Borisa Johnsona i opozycja spod znaku Partii Pracy.
Aktywizm Rashforda nie wszystkim jest na rękę. Brytyjscy konserwatyści nie po to od dekad rozmontowują system opieki społecznej, żeby teraz jakiś dzieciak od kopania piłki wchodził im w paradę. Jednak niewiele mogą na to poradzić. Krytykować ulubieńca kibiców za to, że walczy z głodem i ubóstwem wśród dzieci? To byłoby polityczne samobójstwo nawet dla torysów. Nie mieli więc innego wyjścia, jak publicznie chwalić piłkarza i wyrażać podziw dla jego działalności. Na początku roku Boris Johnson powiedział nawet, że Rashford skuteczniej rozlicza politykę społeczną jego gabinetu niż lider opozycji, Keir Starmer (skądinąd opinię tę podziela ponad połowa Brytyjczyków).
Pod warstwą publicznych pochlebstw torysi kryją jednak niechęć do Rashforda. Angielska prawica wrze w środku, bo młody czarny mężczyzna spoza westminsterskich kręgów raz za razem ogrywa ich z większą łatwością niż obrońców Leicester City i Newcastle United. Na początku roku do mediów wyciekły wiadomości z grupy na WhatsAppie, w której politycy Partii Konserwatywnej narzekali, że rząd tańczy tak, jak Rashford mu zagra. Zaś w anonimowej rozmowie z magazynem „Politico” jeden z torysów stwierdził, że „Rashford to bystry gość, ale żaden z niego Clausewitz”.
Buczą i wygwizdują, bo „klękanie kojarzy się z marksizmem i socjalizmem”
czytaj także
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy piłkarz po raz pierwszy starł się z gabinetem Borisa Johnsona, przez Wielką Brytanię przetaczała się fala protestów przeciwko rasizmowi. Przed meczami Premier League Rashford razem z innymi zawodnikami klęczeli z uniesionymi pięściami na znak wsparcia dla Black Lives Matter. Wystawili się tym na cel rasistowskich ataków w mediach społecznościowych i na stadionach. Rashford miał na to zwięzłą odpowiedź: „Tak, jestem czarnym mężczyzną i zawsze jestem z tego dumny. Nikt ani nic tego nie zmieni”.
Z czasem tarcia na tle rasowym tylko się nasiliły. Gdy piłkarze uklękli przed sparingowym meczem poprzedzającym Euro, kibice na stadionie ich wygwizdali. Po finałowym meczu z kolei, gdy Rashford i dwóch innych czarnych zawodników przestrzeliło rzuty karne, w Manchesterze zdewastowano mural, którym parę miesięcy wcześniej upamiętniono jego działalność na rzecz walki z głodem. Ale już kilka godzin później na miejscu stawiły się setki osób z wyrazami wsparcia i wdzięczności dla zawodnika. Głosy krytyki szybko utonęły w fali sympatii. Spudłowana jedenastka, nawet na wagę złotego medalu, nie jest bowiem ważniejsza niż ciepły posiłek dla dziecka.
Rashford a sprawa polska
Trudno nie dostrzec kontrastu z naszym podwórkiem. W Polsce sportowcy w debacie publicznej funkcjonują jako rekwizyty do politycznej nawalanki. Robert Lewandowski to najlepszy piłkarz na świecie, ale jego wizerunek jest aseptyczny. Zdezynfekowany tak, by żadna kontrowersja nie mogła się przylepić. Najgorętszy temat wokół Lewego to zegarek za kilkaset tysięcy złotych, dwa dni kłóciliśmy się o niego na Twitterze. Anna Lewandowska, także wybitna atletka i żona Roberta, jakiś czas temu w wywiadzie podzieliła się takimi myślami, jak: „Pozytywne podejście do życia pozwala nam szybciej rozwiązywać wiele problemów i pokonywać większość trudności”. Gdyby tylko Marcus Rashford wiedział, że dzieci można nakarmić pozytywnym podejściem, nie musiałby się angażować w cały ten aktywizm. Ostatnio głośno było o też o Hubercie Hurkaczu. Polaków na moment rozpaliła debata o tym, czy tenisista płaci podatki w Polsce, w Monako czy jeszcze gdzie indziej. A potem nam przeszło.
„Myśl pozytywnie” – zaleca Anna Lewandowska. Łatwo myśleć pozytywnie, gdy ma się miliony na koncie
czytaj także
Nie chodzi o to, by każdy wyróżniający się sportowiec musiał być także aktywistą i agitatorem. Trudno jednak nie zazdrościć Anglikom Rashforda albo Amerykanom Colina Kaepernicka i Megan Rapinoe, walczących odpowiednio z rasizmem i dyskryminacją osób LGBT. Mogliby w spokoju kontynuować kariery, siedząc cicho i zbijając kokosy na wizerunku modelowej kariery, ale czują odpowiedzialność wobec swoich społeczności. Swoje osiągnięcia i popularność wykorzystują po to, by stawać w obronie najsłabszych. I ciągną za sobą innych. Kiedy Kaepernick pierwszy raz klękał przy hymnie Stanów Zjednoczonych, wielu traktowało to jako wybryk rozkapryszonego gwiazdora. Potem w jego ślady poszli inni gracze NFL, NBA i MLS. Dziś nie ma wątpliwości, że ten gest popchnął do przodu amerykańską debatę na temat rasizmu.
Rashford też był inspiracją dla kolegów z boiska. Po finale Euro rasistowskie wpisy kibiców ostro skrytykował kapitan Synów Albionu Harry Kane, a obrońca Aston Villi Tyrone Mings nazwał hipokrytką brytyjską ministrę spraw wewnętrznych Priti Patel, która bluzgi wobec piłkarzy skomentowała dopiero po finale Euro, ale nie widziała problemu, gdy kibice wygwizdali zawodników protestujących przeciwko rasizmowi. Kane’owi i Mingsowi z pewnością było o takie wypowiedzi łatwiej po tym, jak Rashford przez rok publicznie ścierał się z Borisem Johnsonem.
Reprezentacja Niemiec jest bardziej progresywna niż Koalicja Obywatelska
czytaj także
Sport przyciąga uwagę i elektryzuje społeczeństwo. Nie przypadkiem wśród dziesięciu transmisji telewizyjnych z największą oglądalnością w polskiej historii mamy sześć meczów piłkarskich i zawody w skokach narciarskich. Brakuje nam jednak sportowców, którzy tę energię potrafią skumulować i skierować ku ważniejszym sprawom niż kopanie piłki albo rekord w Planicy. To nie musi wcale być małżeństwo Lewandowskich. Niech mają te swoje nieskalane myślą społeczną nazwiska-produkty. Ale niechby chociaż, bo ja wiem, Krychowiak, Piotr Żyła czy inny rozpoznawalny sportowiec wyszedł przed szereg w obronie społeczności LGBT i praw kobiet albo skrytykował ministra Czarnka. To już byłoby coś. Tymczasem nasi atleci od tematów politycznych trzymają się z dala albo traktują je transakcyjnie, użyczając niekiedy znanego nazwiska Platformie w zamian za jedną czy dwie kadencje.
Ale skoro doczekaliśmy się najlepszego piłkarza świata, to może kiedyś doczekamy się i polskiego Rashforda.
**
Wojtek Borowicz – pracuje z technologią i głównie o niej pisze. Publikował m.in. w The Next Web i UX Magazine. Absolwent kulturoznawstwa na UJ.