Ekipa Kaczyńskiego powiedziała właśnie Unii Europejskiej, że jeśli chodzi o prawo, to na terenie Rzeczpospolitej będzie obowiązywać polski, a nie europejski porządek prawny, chociaż Konstytucja RP zobowiązuje nas do przestrzegania przyjętych norm prawa międzynarodowego.
Nie po to Jarosław Kaczyński zainicjował skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o sprawdzenie, czy Polska musi stosować środki zapobiegawcze nakładane przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, żeby zastanawiać się, jakie będzie orzeczenie. Zgodnie z planem TK orzekł, że TSUE nie może ich stosować wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości. Oznacza to na przykład, że dzisiejszy wyrok TSUE zawieszający działanie Izby Dyscyplinarnej nie zostanie wykonany.
Wyrok TK de facto dokonuje zawieszenia działania części Traktatu o Unii Europejskiej (art. 19), zakładającego ochronę prawną obywateli Unii, egzekwowaną właśnie przez wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Sprawa na pewno będzie miała konsekwencje w obszarze orzeczeń. Nietrudno sobie wyobrazić długotrwały spór prawny związany z niewykonywaniem wyroków TSUE. Prawdopodobne jest nałożenie na Polskę dużych kar finansowych, których nasz rząd nie będzie chciał zapłacić, z czym będą się wiązać kolejne postępowania. Sprawa wykracza jednak poza wymiar prawny i ma głębokie znaczenie polityczne.
czytaj także
Ekipa Kaczyńskiego powiedziała właśnie Unii Europejskiej, że jeśli chodzi o prawo, to na terenie Rzeczpospolitej będzie obowiązywać polski, a nie europejski porządek prawny, chociaż Konstytucja RP zobowiązuje nas do przestrzegania przyjętych norm prawa międzynarodowego. Traktaty i TSUE to jedno, ale liczy się, kto może obsadzać sądy i wydawać wyroki. Przez teksty orzeczeń rozgrywa się tutaj konfrontacja siłowa dotycząca zgody na istnienie zewnętrznych bezpieczników dla władzy i poszanowania wspólnych europejskich zasad.
Jeśli konfrontacja ma charakter polityczny, nietrudno wyobrazić sobie, że konsekwencje także będą polityczne. Unia ma tak naprawdę dwa narzędzia nacisku.
Pierwszym, dość słabym i niezauważalnym dla większości obywateli, jest brak uwzględnienia interesów danego kraju przy kształtowaniu polityki międzynarodowej. Polska będzie marginalizowana, pomijana przy kluczowych decyzjach, a programy, na jakich Polsce zależy, otrzymają mniejsze wsparcie. Długofalowo oznacza to spore straty, a przede wszystkim utracone szanse i korzyści.
Drugim narzędziem nacisku, mającym z kolei dla obywateli błyskawiczny i dotkliwy charakter, jest wstrzymanie środków z Funduszu Odbudowy. Na ten moment Komisja Europejska wstrzymała przyznanie środków dla Węgier, argumentując, że kraj ten nie zapewnia wystarczającej ochrony przed korupcją. Nietrudno wyobrazić sobie podobną sytuację w odniesieniu do Polski. Jeśli bowiem ustrój sądów nie jest zgodny z europejskimi standardami, to nie zapewnia też odpowiedniej ochrony przed korupcją.
Ekipa Kaczyńskiego nie może tego nie wiedzieć. A mimo to zdecydowała się na konfrontację.
Przez lata w polskiej polityce oczywistością było stwierdzenie, że ze względu na położenie geopolityczne na linii tarcia między Zachodem i Wschodem potrzebujemy silnych sojuszy, żeby zachować stabilność i bezpieczeństwo. Przez ostatnie 30 lat były to sojusze z USA i Unią Europejską.
W ostatnim czasie Kaczyński zdecydował się uderzyć w oba filary naszego bezpieczeństwa. Rozpoczął współpracę z Turcją, która skonfliktowana jest z USA, do Sejmu trafiła ustawa skierowana przeciwko amerykańskiej własności w telewizji TVN, polskie władze wymyślają też, jak utrudnić przyjazd nowego ambasadora USA do Warszawy. Jeśli chodzi o Unię Europejską, to partia Kaczyńskiego podpisała niedawno deklarację współpracy z partiami jednoznacznie prorosyjskimi i niechętnymi UE, jak np. Front Narodowy, AFD czy Fratelli Italiani. Teraz mamy orzeczenie TK, które kwestionuje jeden z kluczowych punktów traktatu.
czytaj także
Kaczyński jest podobno miłośnikiem rodeo. Bardzo często urządzał je w krajowej polityce w przekonaniu, że to on jest bykiem, a jego przeciwnicy jeźdźcami. Teraz chyba zdecydował się sprawdzić, czy jest w stanie to samo powtórzyć w polityce międzynarodowej. Tylko że Polska nie jest w tym wypadku bykiem, ale jeźdźcem, i upadek może nas naprawdę dużo kosztować.