Gdy spłonął obóz dla uchodźców Moria na wyspie Lesbos, władze otworzyły nowy – na terenie, gdzie do jesieni ubiegłego roku znajdował się poligon wojskowy. Tysiące dorosłych i dzieci mieszkają teraz wśród niewybuchów, na ziemi prawdopodobnie skażonej ołowiem. Czy do wszystkich nieszczęść uchodźców dodamy jeszcze ołowicę?
8 grudnia 2020 roku ukazał się raport Human Rights Watch wzywający greckie władze do zbadania, czy teren obozu dla uchodźców w Mavrovouni (znanego również jako nowe Kara Tepe) nie jest skażony ołowiem. Położone na wyspie Lesbos Mavrovouni to dawny poligon wojskowy, wykorzystywany od 1926 aż do września ubiegłego roku, kiedy przerobiono go na obóz mieszkalny. Organizacja Human Rights Watch poinformowała również, że władze nie usunęły „niewybuchów z moździerzy i ostrych pocisków z broni małokalibrowej, które w razie dotknięcia lub przemieszczania grożą obrażeniami albo śmiercią”.
W nowym obozie mieszka ponad 7,5 tysiąca osób pochodzących głównie z Syrii i Afganistanu. Obóz powstał w związku z zamknięciem Morii, która była największym obozem w Europie, dopóki we wrześniu 2020 roku nie zniszczyły jej pożary. Klęskę ognia poprzedzały miesiące piekła: obóz był skrajnie przepełniony, brakowało węzłów sanitarnych (na jedną toaletę przypadało ponad 100 osób), dochodziło do powszechnych aktów przemocy. Sześciu byłym mieszkańcom obozu Moria postawiono zarzut podpalenia. W obozie mieszkało ponad 12,7 tysiąca ludzi, czyli ponad czterokrotnie więcej, niż zakładano.
Największy obóz dla uchodźców w Europie doszczętnie spłonął. I nikt nie wie, co dalej
czytaj także
Mieszkańcy Mavrovouni uciekli przed przemocą i ubóstwem z różnych krajów Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej. Europa gdzie się schronili i gdzie stanowią niebiałą mniejszość, naraża ich teraz na nieproporcjonalnie wysokie ryzyko kontaktu z substancjami toksycznymi. To ekologiczny rasizm, potęgowany jeszcze przez COVID-19: u setek mieszkańców obozu wykryto obecność wirusa.
Kontakt z ołowiem powoduje m.in. trwałe uszkodzenie układu nerwowego i jest szczególnie niebezpieczny dla mózgu dzieci i dla rozwoju płodu. Jak udowodnił dr Bruce Lanphear, „całe spektrum narażenia [na ołów] jest obarczone ryzykiem”. Nie ma takiego poziomu stężenia, który byłby bezpieczny dla dorosłych lub dzieci, przy czym w przypadku dorosłych istnieje w związku z narażeniem na ołów wysokie ryzyko śmierci z powodu chorób układu krążenia.
Kryzys uchodźczy już nie szokuje
Prawo międzynarodowe, w tym Komentarz Generalny nr 14 Komitetu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych ONZ, chroni „prawo do najwyższego osiągalnego standardu ochrony zdrowia”. Konwencja praw dziecka (której Grecja jest stroną) nawołuje, by państwa uwzględniały „zagrożenia oraz ryzyka związane z zanieczyszczeniem środowiska naturalnego”. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w Projekcie globalnego planu działania na rzecz zdrowia uchodźców i migrantów (2019–2023) zwraca uwagę na szczególne bariery uniemożliwiające korzystanie z prawa do zdrowia przez osoby przesiedlone.
Prawo międzynarodowe, które pozostaje niestety bardzo niekonkretne w kwestii egzekwowania przepisów, zasadniczo chroni prawa przesiedleńców. Greckie władze powinny wywiązywać się ze swoich obowiązków zapewniania azylantom ochrony przed substancjami toksycznymi. W greckiej konstytucji zawarto prawo do zdrowego środowiska. Jednak na warunki panujące w obozie w Mavrovouni nie można patrzeć przez pryzmat krajowych czy międzynarodowych zobowiązań prawnych. Tak jak w przypadku innych wstrząsających historii z greckich obozów, również tutaj mamy do czynienia z osobami zmuszonymi do opuszczenia własnego kraju, których Europa zwyczajnie u siebie nie chce. I kiedy praktycznie cały europejski kontynent zatrzasnął uchodźcom drzwi przed nosem, trwają w stanie zawieszenia w Grecji, która nie jest dostatecznie wyposażona, by ich przyjmować.
W marcu 2016 roku weszło w życie porozumienie między Unią i Turcją, na mocy którego wszyscy nielegalnie wkraczający na terytorium Grecji będą odsyłani do Turcji. Organizacje praw człowieka zwracały uwagę na wady i negatywne konsekwencje tego porozumienia, takie jak „nieprawdziwe, świadomie zignorowane założenie, że Turcja jest krajem bezpiecznym dla uchodźców i azylantów”, jak zauważa Amnesty International. Chwiejność porozumienia uwidoczniła się ze szczególną mocą na początku 2020 roku, kiedy to tureckie władze „otwarły drzwi” do Europy, by wywrzeć presję na UE. W związku z zaostrzeniem sytuacji w północnej Syrii do Turcji przybywa coraz więcej ludzi. Tureckie władze mówią o braku wsparcia ze strony UE w obliczu tego wzrostu.
czytaj także
Upłynęło ponad pięć lat, odkąd cały świat obiegły zdjęcia Alana Kurdiego, trzyletniego Syryjczyka. Od tamtej pory życie straciło ponad 13,8 tysiąca osób próbujących przedostać się do Europy przez Morze Śródziemne. Jednak media poświęcają problematyce uchodźczej znacznie mniej uwagi niż w szczytowym momencie kryzysu. Czy oznacza to, że również motywacja greckich i unijnych władz do działania zacznie spadać?
Ołów, cierpliwy zabójca
Zanim skutki zatrucia ołowiem zaczną się ujawniać w zauważalny sposób, mogą minąć miesiące, a nawet lata. Jeżeli mieszkańcy Mavrovouni utkną w obozie bez możliwości przedostania się do kontynentalnej części Grecji czy do innych krajów Europy, w ich organizmach może zacząć gromadzić się ołów. Tymczasem biurokratyczni decydenci nadal utrzymują, że nie ma nic niewłaściwego w zmuszaniu ludzi do przebywania w tym obozie.
W liście do Human Rights Watch z 19 listopada 2020 roku grecki minister ds. polityki migracyjnej i azylowej Notis Mitarachi stwierdził, że gleba w obozie nie jest skażona ołowiem, niemniej jednak zostanie pod tym kątem zbadana. (Skontaktowałam się w tej sprawie z Kancelarią Ministra Mitarachi, jednak do czasu publikacji nie otrzymałam żadnego komentarza). 6 grudnia 2020 roku sekretarz generalny ds. przyjmowania azylantów Manos Logothetis powiedział Human Rights Watch, że przed przeniesieniem ludzi do obozu nie przeprowadzono żadnych testów na obecność ołowiu w glebie; dodał jednak, że sprawa jest w toku.
czytaj także
To, że po pożarach konieczne było szybkie znalezienie dachu nad głową dla mieszkańców Morii, nie usprawiedliwia narażania ich na kontakt z ołowiem. Human Rights Watch wątpi w zapewnienia, że znajdująca się na terenie obozu broń nie zawiera ołowiu: „pociski bezołowiowe są drogie i do lat 80. XX wieku były bardzo rzadko wykorzystywane”. W przypadku znajdujących się w glebie pocisków z bezołowiową łuską po w miarę szybkim rozkładzie warstwy zewnętrznej zostaje odsłonięte zawierające ołów wnętrze naboju.
– Nawet obserwator z zewnątrz, ktoś, kto niekoniecznie zna się na zdrowotnych i środowiskowych protokołach, od razu zauważy, że to nie jest odpowiednie miejsce nawet na przejściowy pobyt – mówi mi Manos Kalaintzis, grecki prawnik zajmujący się doradztwem prawnym dla azylantów m.in. z Morii. – Nie przeprowadzono żadnej oceny wpływu, żadnych kontroli, które by potwierdziły, że jest tu bezpiecznie.
Decyzję o umieszczeniu tu uchodźców podjęto za zgodą greckiego wojska.
– Do założenia w tym miejscu obozu nie była potrzebna zgoda władz lokalnych. I to jest prawdziwy powód, dlaczego powstał właśnie tutaj – wyjaśnia Kalaintzis. – Obóz wyrósł dosłownie z dnia na dzień. Ministerstwo ds. migracji bawiło się w chowanego, a dziennikarze próbowali na własną rękę odkryć planowaną lokalizację obozu.
czytaj także
Dawniej były tu bagna. W związku z powodziami nie cichną obawy związane z naruszaniem zanieczyszczonej ołowiem gleby i budową drewnianych podłóg pod namiotami. W listopadzie rozpoczęto prace, które mają poprawić dostęp do wody i prądu. Roboty budowlane zwiększają jednak ryzyko kontaktu z ołowiem w glebie.
Belkis Wille, główna badaczka kryzysów i konfliktów w Human Rights Watch, stwierdziła w rozmowie ze mną, że greckie władze naraziły migrantów na niepotrzebne zagrożenie.
– Napisaliśmy do przedstawicieli władz, że nie powinno się zaczynać robót budowlanych przed przeprowadzeniem testów ze względu na wysokie ryzyko zwiększenia narażenia na ołów w trakcie budowy. Niestety, pozostali głusi na nasze zalecenia. Oznacza to, że narażają nie tylko migrantów, ale również pracowników organizacji pomocowych i robotników budowlanych, którzy nie mają żadnych specjalistycznych środków ochrony osobistej.
Rozmawiałam też z Kathariną Rall, główną badaczką ds. ekologii i środowiska w Human Rights Watch, której zdaniem rozpoczęcie budowy to scenariusz z najgorszym potencjalnym ryzykiem. – Możemy tu mieć do czynienia ze skażoną glebą, którą duże maszyny przemieszczają po całym placu budowy. To ostatnie, co należy w takim miejscu robić. Nie można zmuszać ludzi do wybierania między dostępem do czystej wody a ochroną własnego zdrowia – podkreśla Rall. – Ponieważ ci ludzie już tu są, bardzo trudno jest poprawić warunki mieszkalne tak, by było tu bezpiecznie.
Uchodźcy jak powódź albo natarcie wrogich armii. Język w służbie nieludzkiej polityki
czytaj także
Cała nadzieja w tym, że w badaniach gleby okaże się, że nie ma w niej ołowiu. Ale nawet jeśli spełni się ten optymistyczny scenariusz, nie zmienia to faktu, że greckie władze przyłożyły rękę do rasizmu ekologicznego, zaniedbując obowiązek sprawdzenia, czy miejsce przeznaczone na obóz jest bezpieczne, zanim przeniesiono tu ludzi.
Długotrwałe narażenie na działanie ołowiu to często przykład powolnej, rozłożonej w czasie niesprawiedliwości środowiskowej. Nie jest ani mniej, ani bardziej groźne niż niewybuch z moździerza obok namiotów sypialnych dla dzieci. Jednak w przeciwieństwie do niewybuchu ludzie nie wiedzą, jak unikać ołowiu.
Inny palący problem Mavrovouni to zdaniem Kalaintzisa brak kanalizacji. Ludzie boją się chodzić w nocy przez cały obóz do polowych toalet. Wolą wykopać w ziemi prowizoryczną toaletę w pobliżu namiotu. Pojawia się również dużo zgłoszeń ataków na tle seksualnym.
Kalaintzis zwraca także uwagę, że wraz z zamknięciem ośrodka kwarantanny dla pacjentów z COVID-19, prowadzonego w centrum Morii przez Lekarzy bez Granic, doszło do eskalacji napięć jeszcze przed wybuchem pożarów. Lokalne greckie władze nakładały grzywny i groziły postawieniem zarzutów karnych za naruszanie prawa budowlanego, zmuszały do zamykania obiektów i wzbudzały wśród rodzimych mieszkańców coraz większy strach przed koronawirusem. Wszystkie te lęki i obawy powróciły w Mavrovouni.
Najnowsza odsłona długiego kryzysu
Skoro ponad 13,8 tysiąca ludzi, którzy stracili życie w drodze przez Morze Śródziemne, nie zdołało wystarczająco wstrząsnąć władzami, to czy skłoni je do działania zagrożenie dla zdrowia, którego efekty mogą zacząć objawiać się dopiero po dłuższym czasie?
W ostatnich latach napływ migrantów komentuje się często jako „nowe zjawisko nękające Europę”. W rzeczywistości jednak jest to najnowszy odcinek ciągnącego się od lat kryzysu. Ignorowanie praw i godności osób przesiedlanych to nic nowego. Wystarczy wspomnieć o ciężkim losie uchodźców z okresu drugiej wojny światowej, Palestyńczykach od 1948 roku, Wenezuelczykach od lat 90. XX wieku, o milionach osób przesiedlonych po podziale Indii w 1948 roku oraz o niezliczonych dalszych przykładach, by przekonać się, że przesiedlenia, wygnania i nieprzestrzeganie praw osób w trudnej sytuacji życiowej stanowiły nieodłączny element najważniejszych wydarzeń geopolitycznych w XX wieku. „Przesiedlenia i wysiedlenia to chleb powszedni tego [XX] wieku” – powiedział w 1987 roku pisarz Josif Brodski.
O ile jednak przesiedlenia wpisane były w życie ludzi w każdej epoce i za każdą granicą, o tyle niesprawiedliwość ekologiczna to cecha charakterystyczna współczesności. W 2010 roku zatrucie ołowiem w związku z wydobywaniem złota wykryto w nigeryjskim stanie Zamfara. Zginęły tam co najmniej 163 osoby, w tym 111 dzieci. W miejscowości Torreón w Meksyku, gdzie mieści się czwarta co do wielkości huta cynku i ołowiu na świecie, podwyższony poziom ołowiu we krwi obserwuje się u dzieci od co najmniej trzydziestu lat. W chińskim mieście Hunan w 2009 roku ponad 1,3 tys. dzieci zatruło się ołowiem pochodzącym z wyziewów z fabryki manganu. Mnóstwo ludzi zatruwa się, pracując przy recyklingu baterii w różnych miejscach świata, np. Wietnamie i Senegalu. W grudniu 2020 roku za przyczynę chorób, które dotknęły ponad 500 osób w południowych Indiach, uznano wysoki poziom ołowiu i niklu.
Amerykański Instytut Ewaluacji i Pomiarów Zdrowia (IHME) szacuje, że narażenie na ołów doprowadziło do ponad miliona zgonów w 2017 roku, zaś w 2016 roku odpowiadało za 63,2 proc. idiopatycznych (bez innych znanych przyczyn) zaburzeń rozwoju intelektualnego oraz za istotny odsetek chorób serca i zawałów. Ołowica nadal pozostaje problemem ubogich. Dzieci w krajach z niskimi lub średnimi dochodami mają podwyższony poziom ołowiu we krwi, natomiast w krajach o wysokich dochodach odnotowano jego spadek. Tymczasem w USA badanie opublikowane w 2017 roku na łamach czasopisma „Pediatrics” wykazało, że 1,2 miliona dzieci w wieku od dwunastu miesięcy do pięciu lat miało w latach 1999–2010 podwyższony poziom ołowiu we krwi. Ołowica szaleje więc w Stanach Zjednoczonych, jednak w krajach Globalnego Południa brak testów i słaba wykrywalność zatrucia ołowiem oznacza, że sytuacja jest tam najprawdopodobniej jeszcze bardziej dramatyczna.
Rall zajmowała się zatruciami ołowiem w Kosowie. Przez ponad dziesięć lat od zakończenia wojny na tamtych terenach w skażonych ołowiem obozach prowadzonych przez ONZ żyło około 600 przedstawicieli mniejszości romskiej, Aszkali i Egipcjan Bałkańskich.
Dzieci znikały w prewentorium, były wykreślane z dziennika, a potem wracały
czytaj także
– To, co miało miejsce w Kosowie, należy traktować jako realne ostrzeżenie – stwierdza. – Kiedy jakąś marginalizowaną grupę w trudnej sytuacji społecznej umieści się w obozie w koszmarnych warunkach i zafunduje jej kontakt z toksycznym ołowiem, życie tych ludzi staje się jeszcze cięższe nie tylko tu i teraz, ale być może na kolejnych wiele lat.
Rall opowiedziała mi o rodzinach, które „mają ogromne problemy ze zdobywaniem zdrowego, wartościowego jedzenia, tak ważnego zwłaszcza dla dzieci, które zostały narażone na kontakt z ołowiem”, i o tym, „że szkoły oferują bardzo ograniczone wsparcie dla dzieci z niepełnosprawnościami”.
Szykujemy grunt pod katastrofę
Udowodniony, ścisły związek między zaburzeniami rozwoju i ołowiem sprawia, że sytuacja w Mavrovouni staje się szczególnie alarmująca. Przesiedlone osoby z niepełnosprawnościami mają trudności w dostępie do pożywienia, higieny i podstawowych usług. Terapia chelatacyjna stosowana w leczeniu ostrych przypadków zatrucia ołowiem jest kosztowna, a stosowanie jej przez dłuższy czas może mieć poważne efekty uboczne, choć i tak azylanci mają raczej marne szanse, by z niej skorzystać.
Greckie władze, odmawiając szybkiego przebadania gleby, a także opóźniając przeniesienie mieszkańców obozu w inne miejsce do czasu ustalenia, czy jego teren da się oczyścić z ołowiu i pozostałości uzbrojenia, skazują żyjących tam ludzi na rasizm środowiskowy. Jeżeli chociaż część spośród kilku tysięcy dzieci żyjących w obozie miała kontakt z ołowiem, to czy zostaną one odpowiednio przebadane? Czy jeśli zachorują albo nie będą się prawidłowo rozwijać, władze Grecji, Unii albo ONZ zapłacą za ich leczenie? Kto pokryje koszty opieki do końca ich życia, jeżeli okaże się im potrzebna?
czytaj także
W pochodzącym z 2001 roku materiale poświęconym drowi Herbowi Needlemanowi, lekarzowi stojącemu na czele badań nad szkodliwym działaniem ołowiu, Rebecca Skloot opowiada o tym, jak dr Needleman leczył młodą dziewczynę, która połknęła ołów z farby pochodzącej z malowania ścian jej domu w Filadelfii. Była bliska śmierci, jednak chelatacja przyniosła jej poprawę. Kiedy dr Needleman powiedział matce dziewczyny, że cała rodzina musi wyprowadzić się ze skażonego ołowiem domu, mieszczącego się w dzielnicy zamieszkanej przez ludzi o niskich dochodach, w przeciwnym razie dziewczynie grozi uszkodzenie mózgu, matka odparła: „A dokąd mam się wyprowadzić? Każdy dom, na jaki nas stać, będzie podobny do tego, w którym teraz mieszkamy”. Prawdziwą chorobą wcale nie było zatrucie, które dotąd Needleman leczył. Problemem jego pacjentki było „to, gdzie mieszkała, i powód, dla którego tam mieszkała”.
Uchylanie się greckich władz od swoich obowiązków wobec migrantów w Mavrovouni to nie tylko efekt nieudolnego podejścia do kryzysu przesiedleńczego w Unii i na świecie. To także zapowiedź kolejnej możliwej katastrofy. Osobom przesiedlanym nie wystarczy zapewnić schronienie na minimalnym poziomie, podstawowe wyżywienie i podrzędne warunki sanitarne. Mają prawo żyć w takich warunkach, gdzie będzie zagwarantowana ochrona przed kontaktem z substancjami toksycznymi i gdzie na pewno nie będą narażeni na zwiększone ryzyko chorób i niepełnosprawności. W przeciwnym razie mamy do czynienia z jawnym rasizmem ekologicznym.
czytaj także
Warunki panujące w Mavrovouni muszą zostać otwarcie uznane za patologiczne. Najpierw konieczne jest przeprowadzenie kompleksowej inspekcji Mavrovouni i przebadanie krwi mieszkańców na obecność ołowiu. Greckie i unijne władze muszą zreformować politykę zakładania obozów i zarządzania nimi, tak by możliwe było transparentne i rzetelne badanie panujących tam warunków. Obozy muszą powstawać w miejscach, których bezpieczeństwo według międzynarodowych standardów sanitarnych i środowiskowych zostanie potwierdzone, zanim jeszcze zaczną tam trafiać migranci.
**
Carly A. Krakow – pisarka, badaczka, aktywistka. Obecnie doktoryzuje się na wydziale prawa międzynarodowego w London School of Economics, uzyskała tytuł magistra w dziedzinie stosunków międzynarodowych i nauk politycznych na Uniwersytecie Cambridge. Zajmuje się przede wszystkim problematyką praw człowieka, prawem międzynarodowym, sprawiedliwością środowiskową, prawami uchodźców i osób przesiedlonych oraz polityką na Bliskim Wschodzie. Na Twitterze: @CarlyKrakow.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.