Nie przypadkiem Kaczyński zaczął krzyczeć o repolonizacji nie po kolejnym nudnym felietonie, ale po tym, jak tabloid „Fakt” dał okładkę o ułaskawionym przez Andrzeja Dudę pedofilu. Po to chcą iść po media, żeby ofiary nie miały się komu w nich na to poskarżyć.
Oskarżenia o pedofilskie gwałty syna Jacka Kurskiego to nie pierwszy i zapewne nie ostatni pedofilski skandal, który, wbrew pozorom, nie przypadkiem wybuchł akurat za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości. Porzucenie zasad moralności na rzecz służalczości, poddaństwa i budowy reżimu autorytarnego, zwłaszcza przez frakcję ziobrystów, zmusza ofiary do walki o swoje prawa już jedynie w mediach, które również i z tego powodu mają być wedle władzy zrepolonizowane.
czytaj także
Oto Magda, córka znajomych Jacka Kurskiego, oskarża jego syna Zdzisława, że we wspólnej leśniczówce rodziców wielokrotnie ją gwałcił analnie i oralnie, gdy ta miała 6–12 lat. Sprawę, już za czasów rządów PiS, prokuratura umorzyła dwukrotnie, mimo iż po pierwszym umorzeniu sąd nakazał cofnąć ją do ponownego rozpatrzenia, albowiem „wnikliwa analiza materiału dowodowego winna prowadzić do sporządzenia aktu oskarżenia”. Akt oskarżenia nigdy nie powstał.
Jacek Kurski wydał w tej sprawie oświadczenie. Oczywiście można wierzyć Kurskiemu. Można wierzyć oświadczeniu Kurskiego, że to kłamstwa, bo ojciec Magdy to „alkoholik”, chociaż ten alkoholik jakoś robił karierę przy boku Kurskiego, a potem w pisowskiej budżetówce i spółkach skarbu państwa od lat. Można wierzyć, że za sprawę odpowiada prokuratura Seremeta, bo wtedy wszczęto śledztwo, chociaż dwukrotnego umorzenia dokonywała prokuratura za czasów Ziorby. Można wierzyć, że Kurski był ponoć w konflikcie z Ziobrą w 2017, tyle że rok wcześniej Kurski został szefem TVP z ramienia Zjednoczonej Opozycji, a ziobryści i zblatowani z nimi dziennikarze od lat brylują w TVP.
Można też wierzyć, że mylił się sąd w Kwidzynie, który cofnął sprawę do ponownego rozpatrzenia, stwierdzając, że materiał zebrany nadaje się na akt oskarżenia. Można wierzyć, że ofiara kłamie, bo w wieku 23 lat pomyliła rozkład pokoi, w których jako dziecko miała być wielokrotnie gwałcona. Można wierzyć wreszcie, że to przypadek, że broniąca się teraz prokuratura Ziobry w kilkunastostronicowej opinii biegłych akurat pomija te fragmenty, które świadczą na korzyść ofiary, co właśnie krok po kroku wykazuje ujawniająca skandal „Gazeta Wyborcza”. Można wierzyć, że to polityczna zemsta, chociaż artykuł w GW nie pojawił się w trakcie kampanii wyborczej, kiedy najbardziej mógł zaszkodzić Dudzie. Wreszcie można wierzyć, że dziewczyna sobie wszystko zmyśliła, że opowiadała świadkom kłamstwa i wreszcie, że okaleczała się i targnęła na własne życie ot, tak sobie, zupełnie bez związku z faktem, że syn Kurskiego miał jej wsadzać penisa do gardła.
Można w to wszystko wierzyć. Tylko ja jestem człowiekiem słabej wiary. Jestem człowiekiem małej wiary, albowiem sposób, w jaki traktowane są w Polsce ofiary przemocy, zwłaszcza gwałtów, urąga wszelkim zasadom cywilizacyjnym. Jestem człowiekiem małej wiary, bo całe oświadczenie Kurskiego wygląda na podręcznikowy wręcz przykład przerzucania winy na ofiarę i jej bliskich z nieśmiertelnymi zarzutami o alkoholizm ojca, retorycznymi pytaniami, dlaczego zgłosiła gwałt tak późno, czy wreszcie obrzydliwą sugestią, że straumatyzowana ofiara ma wręcz „obowiązek” składać subsydiarny akt oskarżenia po ponownym umorzeniu sprawy, bo przecież każdy chciałby przechodzić taką gehennę w nieskończoność. Jestem słabej wiary, bo w ciągu czterech lat prokuratura przesłuchała ofiarę tylko raz, a proces odtwarzania w pamięci takiej tragedii trwa i jak pokazuje „Wyborcza”, prokuratura po prostu w tej sprawie ostentacyjnie mija się z prawdą.
Wreszcie, jestem człowiekiem słabej wiary, bo tuszowanie pedofilskich skandali, pobłażliwość dla pedofilii, traktowanie jej jako spraw rodzinnych, prowadzenie walk pozorowanych jest charakterystyczne dla rządów Prawa i Sprawiedliwości od dłuższego czasu.
Przecież w ramach walki o obsadzanie Trybunału Konstytucyjnego sędziami w pisowskich mundurach nie przypadkiem trafił tam prokurator Piotrowicz wsławiony obroną księdza pedofila z Tylawy. Jako prokuratorowi nadzorującemu tamto śledztwo nie przeszkadzało Piotrowiczowi, że ksiądz całuje dzieci i dotyka, bo Piotrowicz uznał to za… zdolności bioenergoterapeutyczne. Ba, tłumaczył, że ksiądz „zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło”. Słowem, Piotrowicz prawdopodobnie dopuszczał nawet wzwód u księdza na widok dzieci, ale bronił go w mediach jako niewinnego. I mimo tych oskarżeń karierę zrobił właśnie w PiS.
Co naprawdę zrobił Piotrowicz i dlaczego jest to gorsze, niż myśleliśmy?
czytaj także
Zresztą sojusz PiS z Kościołem w sprawie zamiatania pedofilskich afer pod dywan trwa od lat w najlepsze. Kolejne filmy braci Sekielskich nie powodują żadnych zatrzymań, tylko głośny rechot na prawej stronie, że ha, ha, przecież nie zmieni to wyniku wyborczego. Sukcesem nie jest nawet przedstawienie zarzutów poszczególnym biskupom, chociaż od trzech lat niepowiadomienie o pedofilii jest przestępstwem, ale w ogóle fakt, że danego biskupa raczył zastąpić ktoś inny. Najlepiej intencje PiS w tej sprawie obrazuje odrzucenie kandydatury księdza Isakowicza-Zaleskiego do tzw. państwowej komisji ds. pedofilii. Jak sugeruje poseł PiS Zbigniew Girzyński, kandydaturę tę utrącił po prostu Episkopat. Słowem: ramię w ramię zabawa w chowanego i w dzień, i w nocy.
Zresztą nie tylko na pedofilię kościelną PiS jest ślepy. Kto pamięta, jak ten sam Jacek Kurski chwalił się na Twitterze, że wyświetlany u niego film o pedofilii w Zatoce Sztuki autorstwa Latkowskiego miał lepszą oglądalność niż film braci Sekielskich? Problem w tym, że tę sprawę od pieciu lat prowadzi pisowska prokuratura i nie licząc łowcy nastolatek Krystka, nie znalazła żadnych winnych poza… dziennikarzem, który dostał zarzuty za opublikowanie materiałów w prasie. Tak, jedynym oskarżanym poza Krystkiem był przez długi czas dziennikarz i dopiero niedawno, gdy zrobiło się gorąco po premierze filmu, prokuratura mu odpuściła.
Wreszcie sprawa ułaskawiania pedofila przez prezydenta Dudę. Do tej pory nikt nie wyjaśnił, dlaczego ktoś, kto łamie zakaz zbliżania się do ofiary, dostał zniesienie tego zakazu przez prezydenta, mimo iż masa skazanych pisze do prezydenta i prosi o łaskę? I dlaczego ofiara zmuszona do mieszkania w domu oprawcy nie dostała wsparcia z Funduszu Sprawiedliwości, chociaż granty na 50 milionów z Funduszu dostał facet, co egzorcyzmował wegetarianki… salcesonem. Tak, dokładnie tak: egzorcyzmował salcesonem.
Gdybym był dziennikarzem od Jacka Kurskiego, napisałbym, że pedofilska mafia zalęgła się w Zjednoczonej Opozycji i jej macki sięgają wszystkich w tym kraju. Ale dziennikarzem TVP nie jestem. Widzę jednak, że cały ten ciąg zdarzeń nie jest przypadkowy. Że służalczość, poddaństwo, ręczne sterowanie prokuraturą zastępujące jakąkolwiek moralność powoduje, że nie ma takiego obrzydlistwa, które nie będzie przez obóz władzy kryte, jeżeli tylko chodzi o naszych. I że wyśmiewany, często także przez lewicę, bezwład instytucjonalny może okazać się mniejszym złem niż parasol ochronny rozpościerany nad pisowskimi elitami.
Kurskiemu łatwiej się wyłgać, ale i Kowalskiego kara nie dosięgnie
czytaj także
I że wbrew rechotowi części Lewicy mówiącej o repolonizacji mediów w tej repolonizacji nie chodzi o artykuły Wielowieyskiej, Lisa czy Gadomskiego. Chodzi o dziennikarzy śledczych i ujawnianie afer, także afer pedofilskich. Nie przypadkiem Kaczyński zaczął krzyczeć o repolonizacji nie po kolejnym nudnym felietonie Maziarskiego, ale po tym, jak tabloid „Fakt” dał okładkę o ułaskawionym przez Andrzeja Dudę pedofilu. Po to chcą iść po media, żeby ofiary nie tylko dostawały kolejne umorzenia z prokuratury, ale nawet żeby nie miały się komu w mediach na to poskarżyć. W końcu w państwie „dobrej zmiany” władza tak dba o lud, że ten lud, nawet jak jest gwałcony, to zapewne się myli i nie powinien władzy głowy w tych przebrzydłych zagranicznych mediach zawracać.