Polskie zbiórki na papier do szpitalnych drukarek, ukraińskie księstwa udzielne i czarnogórskie listy wstydu – oto jak przeciwdziałać pandemii, kiedy państwo jest bezsilne. Pisze Kaja Puto.
Państwa postkomunistyczne cieszyły się w minionym czasie stosunkowo niezłym i powszechnym dostępem do systemu ochrony zdrowia, edukacji czy ubezpieczeń społecznych. Do globalnego kapitalizmu dołączyły w momencie, kiedy prym wiodła jego radykalnie darwinistyczna wersja. Po latach prywatyzacji wszystkiego i niechlujnej budowy demokratycznych instytucji wschodnioeuropejskie państwa okazują się bezsilne w obliczu epidemii koronawirusa.
Lepsze zbiórki niż podatki?
Zacznijmy od Polski, kraju, którego największą bodaj transformacyjną porażką jest system ochrony zdrowia. Od 1989 roku kolejne rządy, nie wyłączając prospołecznego rządu PiS, ignorowały wydłużające się kolejki do specjalistów, coraz bardziej dojmujące braki w zasobach kadrowych i niskie pensje dużej części personelu medycznego. Kto tylko mógł, uciekał pod skrzydła prywatnych przychodni – ale te leczą tylko to, co im się opłaca, więc w walce z epidemią wiele nie pomogą.
Robimy „rozpoznanie bojem”, bo na tę epidemię nie ma algorytmu
czytaj także
Liczba zdiagnozowanych przypadków wirusa SARS-CoV-2 w Polsce nie przekroczyła jeszcze tysiąca (stan na 25 marca), a w szpitalach już brakuje dosłownie wszystkiego. Za pośrednictwem mediów tradycyjnych i społecznościowych dyrektorzy i pracownicy szpitala błagają obywateli o maseczki, gogle, przyłbice, rękawiczki, fartuchy, koce, środki do dezynfekcji, mydło, a nawet stetoskopy czy… papier do drukarki.
Szpitale organizują też zbiórki środków: na zakup odzieży ochronnej, wsparcie dla młodych lekarzy i wolontariuszy czy zakup respiratorów. W pomoc lekarzom angażują się osoby fizyczne, przedsiębiorcy najróżniejszych branży, a także polscy drobnooligarchowie, którzy na co dzień robią wszystko, żeby nie płacić podatków w Polsce. Personelowi medycznemu dostarczana jest też również żywność i maseczki własnej roboty, o czym pisałam wcześniej.
Rosja po epidemii stanie się biedniejsza, ale i bardziej opresyjna
czytaj także
Zbiórki są konieczne, bo Ministerstwo Zdrowia nie potrafi tego zapewnić. Nie pomoże nawet rzekomy gwarant naszego bezpieczeństwa – Stany Zjednoczone – do których zwrócił się prezydent Duda. Z kolei z dostępnej pomocy unijnej Polska postanowiła nie korzystać.
W Polsce jeszcze przed epidemią brakowało niemal 70 tysięcy lekarzy – co jest efektem między innymi drenażu mózgów na Zachód. W związku z deficytem środków ochrony osobistej w szpitalach i przychodniach w obecnej sytuacji brakowało ich będzie coraz więcej – już teraz media zasypują nas informacjami o kolejnych placówkach i setkach ich pracowników objętych kwarantanną. Aktywizacja emerytowanych lekarzy – jak we Włoszech czy Francji – niewiele pomoże, bo już teraz 25% lekarzy w Polsce jest w wieku emerytalnym.
Nadzieja tylko w kwarantannie
Wobec tak katastrofalnej sytuacji, jedyną naszą nadzieją jest kwarantanna.
Albania – z podobnego powodu – wprowadziła radykalne restrykcje zanim liczba chorych (czy raczej przebadanych) osiągnęła setkę. Jeszcze dalej poszła Czarnogóra, która na stronach rządowych publikuje… nazwiska i adresy osób objętych kwarantanną, by ich poczynania kontrolować mogli sąsiedzi. Zgodę na ten manewr wyraził państwowy urząd zajmujący się ochroną danych osobowych, a krytykę jego legalności premier zbył słowami: to nie czas, by rozważać prawne niuanse, trzeba chronić ludzkie życie”.
czytaj także
Inny pomysł na walkę z epidemią ma Ukraina, której obywatele tak bardzo nie ufają swojemu państwu, że w ubiegłym miesiącu protestowali przeciwko utworzeniu miejsc noclegowych dla osób objętych kwarantanną. Kiedy wirus pojawił się w kraju, Ukraińcy śmiali się, że żyją w jedynym państwie, w którym ilość zarażonych maleje: oficjalnie długo mówiono o trzech przypadkach, ale jedna pani (która przywlekła zresztą chorobę z Polski) zmarła. Do dziś 113 testów dało wynik pozytywny (stan na 25 marca).
Ukraińskie księstwa, węgierska dyktatura i czeski przedsiębiorca
No ale do rzeczy: jak napisał korespondent „Gazety Wyborczej” na Ukrainie Piotr Andrusieczko, 23 marca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poprosił oligarchów, by „wzięli pod opiekę” obwody, w których rozmieszczone są ich aktywa, środki i ludzie. Mają być oni regionalnymi „kuratorami” w walce z koronawirusem. Jak pisze Andrusieczko, „już padły deklaracje, ile milionów dolarów każdy z nich wydzieli”. Podczas gdy Ukraina przekształca się w oligarsze księstwa udzielne, Viktor Orbán próbuje z okazji koronawirusa wprowadzić dyktaturę – zawiesić prace parlamentu, wprowadzić cenzurę i rządzić za pomocą dekretów.
Notabene, na epidemii koronawirusa zyskają też czescy oligarchowie: a przede wszystkim premier Andrij Babiš, którego sklep sprzedający bieliznę zaczął sprzedawać „zestawy do wykonania masek ochronnych” i którego kwiaciarnie zostały zakwalifikowane jako sklepy, które mogą działać podczas stanu wyjątkowego. Dzięki prezydentowi Milošowi Zemanowi zyskają też wpływy chińskie w regionie. Więcej o tym na łamach KP piórem Michela Chmeli.
Wódka, czosnek i święcona woda
Są też państwa, które udają, że nic się nie dzieje, bo ich obywatele są tak dzielni, że niestrasza im żadna pandemia. O tym już trochę pisaliśmy: prezydent Aleksander Łukaszenka uważa, że najlepszym lekarstwem na koronawirusa jest wódka, sauna i praca na traktorze, podobną drogą szła też Rosja, która teraz jednak zmienia zdanie. Może być już jednak za późno: oligarchowie od tygodni kupują respiratory oraz odzież ochronną dla swoich lekarzy odbierających ich córki z lotniska.
Prezydent Czeczenii, gwiazda Instagrama Ramzan Kadyrow, się tym jednak nie martwi: zaleca jeść czosnek, pić wodę z miodem i cytryną i informuje swoich obywateli, że „kto ma umrzeć, i tak umrze”. W Gruzji (ale też Polsce, Ukrainie i Rosji) z koronawirusem walczy się z kolei wodą święconą (ciekawe, czy świeżą, czy wyciągniętą z kropielnicy), a ponadto ikonami lub relikwiami JP2 z powietrza, z kolei w Uzbekistanie wprowadzono zakaz siania paniki, za którego złamanie można dostać trzy lata więzienia.
Niektóre z tych rozwiązań mogą wydawać się zabawne, ale wcale nie zebrałam tych wszystkich faktów do kupy, żeby wyśmiać nasz region, znacznie biedniejszy przecież od zachodnich państw. Mamy przecież wszyscy świetnych, zaangażowanych lekarzy, którzy mimo trudnych warunków będą się starać udzielać pomocy zarażonym.
I szczerze wierzę, że wszystkim tym środkom – od zbiórek na stetoskopy przez dzielenie kraju między oligarchów i listy kwarantanniego wstydu po święcenie ulic – towarzyszy dobra wola (wyjątkiem są tu oczywiście machloje Orbána czy Babiša).
Te inicjatywy pojawiły się, ponieważ jest jasne, że słabe, mniej lub bardziej zawłaszczone przez oligarchów i jadące na oparach neoliberalizmu państwa wschodnioeuropejskie nie dadzą sobie rady z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Pozostaje nam siedzieć w domu, liczyć na łaskę bogaczy i się modlić.
Koronawirus pogłębił narodowe uprzedzenia. Również wobec Europy Wschodniej, w tym Polski