Kraj

Rok 2019: Anty-PiS umarł, niech żyje… No właśnie, co?

PO wywaliła SLD z koalicji i tym samym zanegowała własną narrację, że w Polsce liczy się tylko jeden spór, a „wszystkie ręce na pokład” to jedynie słuszna strategia. Na rozpadzie koalicji skorzystała lewica, która się dogadała i weszła do sejmu. Tylko w PiS-ie bez zmian, jak był tak jest odporny na afery. Rok 2019 w polskiej polityce podsumowuje Michał Sutowski.

Rok 2019 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia… A tak zupełnie serio, to pożyliśmy w naprawdę ciekawych czasach. Bywało strasznie i tragicznie, raz czy drugi bardzo radośnie, ale przede wszystkim niespodziewanie. To wydarzenia, jak w zgranym bon mocie dawnego brytyjskiego premiera, decydowały o biegu spraw, tych w realu i tych w mentalu zbiorowym.

Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele. Afery Srebrnej, posad w NBP, „działkowa” Morawieckiego i ostatnio, Banasia. Względna porażka i niemal pełny rozpad Koalicji Europejskiej oraz powstanie nowej formacji lewicy. Kolejne wybory i Senat stracony przez PiS. Nobel dla Olgi Tokarczuk. Projekt neutralności klimatycznej UE do 2050 roku. Ustawa kagańcowa. Ustawianie ich w rankingu nie ma sensu, bo polityka to nie lista przebojów; ze względu na majestat śmierci byłoby to wręcz nieprzyzwoite. Ale czy jest w nich jakaś logika? Na pewno płynie kilka wniosków.

Paweł Adamowicz – prezydent gdańszczanek i gdańszczan

Po pierwsze, że w polityce nie znamy dnia ni godziny – aż się prosi o biblijną metaforę o czuwaniu i oczekiwaniu na „przyjście Pana”. Bo przecież na lewicy jeszcze rok temu Wiosna była wielką nadzieją, Razem nadzieją upadłą i przekreśloną, a SLD szykowało sobie wygodny fundusz emerytalny w łonie szerokiej, centrowej koalicji. A potem spór o wynik wyborów europejskich, dziwne roszady w PSL, kunktatorstwo działaczy PO stworzyły szansę na renesans.

Przełamanie uprzedzeń i wzięcie własnych biografii w nawias było dla działaczy po lewej stronie wielkim wyzwaniem i chwała im za to, że oczekiwania wyborców i okazję wejścia do gry w pierwszej lidze postawili ponad złe emocje. Nie zmienia to faktu, że nowy sojusz to dodatni efekt uboczny przepychanek wewnątrz innych partii. Socjaldemokraci i postępowcy dostali od Grzegorza Schetyny złoty róg – a co z nim zrobią, jest wciąż sprawą otwartą.

Po drugie, najwyraźniej doszło do hiperinflacji afer – kiedyś Rywingate wstrząsnęła układem władzy w Polsce; seksafera z aferą gruntową do spółki zniszczyły ważną partię; afera taśmowa docisnęła wajchę wyborów na korzyść opozycji. A już dwie wieże Kaczyńskiego, wrocławskie działki premiera, asystentki w NBP, ani nawet mafia vatowska w Ministerstwie Finansów niespecjalnie kogoś wzruszają, a już najmniej – słupki poparcia.

Polityczny cynizm Polaków. Raport z badań socjologicznych

Czy to wszystko za sprawą polaryzacji, która robi z nas ślepych na jedno oko? Odcina od źródeł informacji z drugiej strony? Każe usprawiedliwić każde świństwo naszej opcji i wyolbrzymić machloje tamtych? Badania Sadury i Sierakowskiego, a ostatnio także Mikołaja Lewickiego sugerują, że nie o to chodzi. Polacy są całkiem świadomi kolejnych afer, także tych z własnego obozu, nie mają jednak złudzeń, co do jakości klasy politycznej. Wysoko ustawiają próg tolerancji dla korupcji politycznej, zwłaszcza służącej interesom partii a nie prywatnym; jednocześnie widzą, że stawka politycznego wyboru wzrosła, a nasze portfele i aksjologiczne bezpieczeństwo zależą od tego, która z opcji wygra. Dlatego mało prawdopodobne, by kolejne kwity, taśmy czy inne zeznania wstrząsnęły Polską – nie tą metodą władza się utrzyma lub opozycja zajmie jej miejsce.

Koniec prawdy, niech żyją prawdy!

czytaj także

Koniec prawdy, niech żyją prawdy!

Instytut Studiów Zaawansowanych

Po trzecie, anty-PiS umarł, niech żyje… No właśnie, co? Usunąwszy SLD z opozycyjnej koalicji Platforma zanegowała własną narrację ostatnich lat – że w Polsce liczy się tylko jeden spór, a „wszystkie ręce na pokład” to jedynie słuszna strategia. Wyborcy z ulgą przyjęli możliwość zagłosowania na kogoś spoza duopolu, czego efektem był obiecujący wynik lewicy, niespodziewanie dobry PSL i niepokojący – Konfederacji. Pierwsze sondaże „kandydata spoza układu”, czyli Szymona Hołowni również sugerują, że fantazja o wyjściu poza „wojnę polsko-polską” ma oparcie w opinii publicznej. Mało tego, zarówno spory o kwestie równouprawnienia kobiet czy różnych mniejszości, o świeckość państwa, ale też krytyka dziur w „polskim państwie dobrobytu” sprzyjają raczej partiom bardziej wyrazistym niż ogólnie słusznej, liberalno-umiarkowanej, europejskiej chadecji środka, za jaką chyba chciałaby dziś uchodzić Koalicja Obywatelska.

I co dalej? Bo mimo tych fantazji wielu Polaków, duopol trzyma się mocno. Sprzyjać mu będzie kolejna bitwa w wojnie o sądy, w której – ze względu na ostrość i wielką stawkę – gubić się muszą niuanse („bronić sądów” czy „reformować trzeba, ale inaczej”). Sprzyjać też będą, z oczywistych powodów, kampania i wybory prezydenckie, gdzie od przymiotów kandydatki czy kandydata ważniejsze będą zasoby machiny partyjnej i środki finansowe.

Wreszcie, po czwarte, podział estetyczny. Gdy Polska liberalna eksploduje dumą i radością z Nobla dla Olgi Tokarczuk, TVP urządza w operze benefis Zenona Martyniuka. Trudno nie ulec przy tym wrażeniu, że obóz rządzący rozmyślnie wpycha nas w ramy konfliktu, który aspirujących wykształciuchów z dużych miast (i wysepki inteligenckie w tych mniejszych) przeciwstawia ludowej masie, przaśnej w swych gustach, zadowolonej z siebie i trochę pełniejszej kiesy. A opozycyjny komentariat wchodzi w tę opowieść jak w masło: my mamy Olgę, a oni Zenka. I tak oto Polska oświecona podaje rękę tej przedsiębiorczej, gdy po drugiej stronie nieokrzesany fan disco polo dzięki 500 plus może zasrywać plażę.

Statystyki pokazują ewolucję światopoglądu Polaków – rośnie przyzwolenie dla związków partnerskich, liberalizacji prawa do przerywania ciąży oraz krytyka roli publicznej Kościoła. Sfery, za które odpowiada rząd, jak ochrona zdrowia czy perspektywa emerytur, oceniane są coraz gorzej. W tej sytuacji nie ma nic lepszego niż zwekslować spór na stare dobre „elity kontra lud”, w którym PiS w imię interesów, godności i woli tego ludu dojeżdża sędziów i pląsa na scenie do Oczu zielonych.

A gdzie widać okna możliwości dla zmiany układu sił w Polsce?

Po październikowych wyborach Jarosław Kaczyński utracił kontrolę nad legislacyjnym „ciągiem technologicznym”: satelickie partie Ziobry i Gowina zaczęły się robić asertywne, w Senacie opozycja dostała każdorazowo 30 dni na opowiedzenie danej ustawy po swojemu, a ostatnio jeszcze zbiesił się Marian Banaś. W efekcie Zjednoczona Prawica przestała być jak walec drogowy, a jednocześnie jej lider otworzył ryzykowny przed wyborami prezydenckimi front. Bo choć sędziów mało kto w Polsce lubi, dla części z 50 procent plus jeden potrzebnych Andrzejowi Dudzie na wiosnę, ustawa kagańcowa to może być o jeden most za daleko.

Jak uniknąć apokalipsy, czyli wszystko, czego nie chcecie wiedzieć o polskim zdrowiu, choć powinniście

Dalej, narasta kryzys ochrony zdrowia i zdrowia publicznego w ogóle – od jatki na SOR-ach po falę problemów psychiatrycznych wśród młodzieży. Na to nakłada się coraz bardziej uświadomiony kryzys ekologiczny na poziomie mikro i makro; Polacy nie chcą już więcej dusić się w smogu, ale też pozostawać węglowym bastionem Europy. Do tego wszystkiego poważni ekonomiści zapowiadają osłabienie koniunktury; głównie przez turbulencje na zewnątrz i niskie inwestycje w kraju, nie bez związku z demografią i brakami pracowników. Wreszcie, sukcesy fiskalne rządu (zrównoważony budżet przy zerowym PIT) odbywają się kosztem finansów samorządów.

Czy to dużo czy mało, zależy głównie od tego, czy opozycja dla tych problemów w bazie wymyśli dobrą nadbudowę. Wiatry trendów gospodarczych i społecznych wieją na jej korzyść. I nawet gdyby polityka była jedynie „sztuką tego, co możliwe”, jak mawiał pruski reakcjonista, w obliczu zmian i kryzysów, jakie nas czekają, możliwe wydaje się bardzo dużo.

Niestety, duże trendy to jedno, a skrzecząca pospolitość w naszym Sejmie i wokół to drugie. Przykłady? A choćby prawybory w Platformie Obywatelskiej – największa wciąż partia opozycji, zamiast aranżować polityczny spektakl w celu wypromowania najlepszego kandydata lub kandydatki do walki z Dudą, przeprowadziła go głównie po to, by przewodniczący partii łatwiej zachował stołek. Miałki i nieciekawy pojedynek Jaśkowiaka z Kidawą-Błońską służył przecież odsunięciu w czasie rozliczeń w PO, a nie budowie wizerunku przyszłego prezydenta. O realnym przetarciu w boju potencjalnych kandydatów nie wspominając.

Drugi charakterystyczny przypadek to głosowanie w sprawie ustawy kagańcowej. Zobaczyliśmy wyrazistą, choć nie dostatecznie masową mobilizację uliczną, brak koordynacji i przytomności wśród posłów niemal całej opozycji, z lewicą włącznie. I wreszcie dylematy odwoływania się do sił zewnętrznych, czyli Unii Europejskiej. W efekcie przez kolejne dwa tygodnie Polacy – gdzieś między karpiem a igristoje – toczą bekę z Napieralskiego na wczasach z rodziną zamiast się przynajmniej pospierać, czy PiS już nam dobił demokrację, czy może się sędziom trochę dyscypliny należy.

Dostajemy dziś wysokie prawdopodobieństwo przeforsowania autorytarnych rozwiązań; wśród wyborców opozycji narastające poczucie, że ich reprezentanci są niezbyt poważni; a w PiS przekonanie, że naprawdę nie ma z kim przegrać. Jeśli podobnie uznają obywatele, w wyborach prezydenckich będzie to samospełniająca się przepowiednia.

Przełom roku – te trzydzieści dni w Senacie, kiedy opozycja ma szansę, by coś wymyślić w kwestii obrony sądów – pokaże, czy z dostępnych narzędzi (większość w jednej izbie) opozycja potrafi korzystać. Czy potrafi mobilizować Polaków i opowiadać im historię o Polsce, jaka jest i jaka być by mogła. Po latach smuty, październikowy wynik wyborów dał promyk nadziei na zmianę; pokonanie wiosną Andrzeja Dudy zupełnie odmieniłoby dynamikę konfliktu politycznego w Polsce. Rok 2019 był więc rokiem otwarcia; kolejny będzie wielkim sprawdzianem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij