Państwo, w którym żyjemy, nie jest obojętne ideologicznie. Wystarczy spojrzeć na politykę podatkową, skup interwencyjny, subsydia, subwencje, fundusze na promocję, metodyczną normalizację w ramach edukacji i kultury i pomoc w ukrywaniu rzeczywistych kosztów produktu – przemysły wykorzystujące zwierzęta są bezprzykładnymi beneficjentami określonej polityki państwa.
Właściwie z góry wiadomo, że artykuł zatytułowany w taki sposób, jak niedawna opinia Marcina Makowskiego (Nowy wspaniały świat weganizmu. Albo go pokochasz, albo Sylwia Spurek cię zmusi), nie jest skierowany do kogoś, kto szuka zniuansowanego, czułego na kontekst, pogłębionego komentarza, napisanego ze znajomością tematu i otwartością na dyskusję. Jednak sprawa, której tekst Makowskiego mógłby być poświęcony, dotyczy nas wszystkich i warto się nad nią poważnie zastanowić.
Rozsądek nakazuje spojrzeć bez uprzedzeń na problem, w którym wszyscy tkwimy i którego wciąż nie potrafimy rozwiązać. Jest nim obecny model polityki żywnościowej, której rdzeniem jest niespotykane wcześniej uzależnienie od masowej eksploatacji zwierząt. Aspekt etyczny tego problemu jest oczywisty: kolejne pokolenia niewyobrażalnej liczby zwierząt żyją marnym życiem, zakończonym brutalnym aktem rzezi. Ludzie spierają się o to, czy potrafimy usprawiedliwić takie traktowanie zwierząt, ale samego faktu nie sposób zanegować.
czytaj także
Skala tzw. produkcji zwierzęcej jest tak wielka, że problem nie kończy się na ich krzywdzie. Hodowla miliardów zwierząt i wymuszona przez nią – zwykle monokulturowa – uprawa roślin na paszę, związane z tym zużycie wody i energii, wylesianie ogromnych obszarów pod pola uprawne i pastwiska, bezustanny, często długodystansowy transport, organizacja procesu masowego zabijania i przetwarzania, tony odpadów, odchodów, zanieczyszczeń – wszystko to ma ogromny, negatywny wpływ na środowisko naturalne i stabilność klimatyczną.
Dlatego właśnie jeden z najbardziej znanych raportów krytykujących ten model produkcji żywności zatytułowano Livestock’s long shadow – „Długi cień hodowli zwierząt”. Nie chodzi jedynie o szaleństwo traktowania miliardów zwierząt jak maszyny, a o rozległą narośl całego systemu produkcji. Okazuje się on krzywdzący również dla zwierząt wolno żyjących, ale jeśli i to kogoś nie przekonuje, niech pomyśli, że jego uparta kontynuacja będzie coraz bardziej szkodliwa również dla ludzi. Każda polityka żywnościowa, która nie odnosi się do tych faktów, będzie nieracjonalna i nieefektywna.
Pojawia się coraz więcej alarmujących raportów, włącznie z ostatnim, przygotowanym przez IPCC. Opracowania te, pochodzące z różnych instytucji, ośrodków badawczych i środowisk, są głosem międzynarodowym. Można się oczywiście – wbrew stanowi współczesnej wiedzy – upierać, że to spisek mizantropów, ale bądźmy poważni. Nie ścigajmy się na teorie spiskowe z antyszczepionkowcami. Mamy określone fakty, a pytanie brzmi: co z nimi zrobimy. I kto właściwie powinien coś z tym zrobić.
Agresywna narracja, której jednym z przykładów jest tekst Makowskiego, jest prosta jak budowa cepa. Jej celem jest wmówienie opinii publicznej, że ktoś (czytaj: przeciwnik polityczny), zwracając uwagę na fakt, że z rozpędem wjeżdżamy w ślepą uliczkę, tratując nieprzeliczone zwierzęta, w rzeczywistości szykuje zamach na świętą dowolność konsumpcji. I że stanowi to haniebny wyjątek, bo przecież normą jest, że świat owej konsumpcji to bastion niezależności i samostanowienia jednostek. Wszystko w tej narracji jest nieprawdziwe.
Państwo, w którym żyjemy, nie jest obojętne ideologicznie, co widać szczególnie dobrze właśnie na przykładzie statusu zwierząt. Ma swoje preferencje, fundament wartości i narzędzia wpływania na wybory ludzi: od ułatwiania lub utrudniania, poprzez promowanie lub lekceważenie, aż po penalizowanie. W ideę państwa jako takiego, z jego polityką społeczną i wizją rozwoju, wpisana jest jakaś wersja paternalizmu. Każde państwo jest w jakimś stopniu opiekuńcze i mniej lub bardziej restrykcyjne. Trzeba niewiarygodnej wręcz naiwności i oderwania od rzeczywistości, by sądzić, że tylko hipotetyczne państwo przyszłości stawiające na prowegańską politykę rozwoju będzie ograniczać obywateli i aktywnie bronić czegoś, co zdefiniuje jako dobro społeczne.
Wystarczy spojrzeć na dzisiejszą politykę podatkową, skup interwencyjny, subsydia, subwencje, ochronę prawną, programy wsparcia, fundusze na promocję w kraju i za granicą, preferencyjne warunki działalności gospodarczej, metodyczną normalizację w ramach edukacji i kultury, alibi zaprzyjaźnionej religii, dbałość o rynki zbytu i szeroką dystrybucję, pomoc w ukrywaniu rzeczywistych kosztów produktu – przemysły wykorzystujące zwierzęta są bezprzykładnymi beneficjentami określonej polityki państwa.
czytaj także
Wszyscy urodziliśmy się i wychowaliśmy w takim państwie, co z pewnością utrudnia zauważenie, że jesteśmy poddani określonemu systemowi zakazów, nakazów i przyzwoleń. Jednak wbrew temu, co zakładają obrońcy świętej – i urojonej – dowolności konsumpcji, niewiele osób, nauczonych wcześniej krytycznego myślenia, w pełni świadomie wybrało swój wzór konsumpcji na podstawie rzetelnych i kompletnych informacji, z uczciwie i wyraźnie przedstawioną alternatywą. Większość leci na autopilocie i nawet o tym nie wie.
Poczucie, że dokonuje się wyboru samodzielnie, nie jest tożsame z wolnością. Oznacza natomiast daleko posunięte oswojenie ze zdalnym sterowaniem i wpojonym, dominującym wzorcem kultury – do tego stopnia, że traktuje się automatyzm jako własny wybór. Zakwestionowanie schematów obecnej polityki żywnościowej, opartej na masowej eksploatacji zwierząt, jest jedną z form odzyskania kontroli nad swoim życiem.
Zakwestionowanie schematów polityki żywnościowej, opartej na masowej eksploatacji zwierząt, jest jedną z form odzyskania kontroli nad swoim życiem.
Jednocześnie to samo państwo, z jego paternalizmem i zdolnością zarządzania wyborami swoich obywateli, ma również potencjał naprawczy. Byłoby dziwaczne, gdyby polityk znający realia nie zabiegał o jego uruchomienie. To właśnie próbuje robić Spurek – choćby wtedy, gdy komentuje kwestię przywrócenia realistycznych, a dotychczas sztucznie zaniżonych, cen na produkty zwierzęce, takie jak mięso lub mleko. Na polskim gruncie jest to przełomowe, ale na świecie mówi się o tym coraz głośniej. To jedno z proponowanych narzędzi zahamowania destrukcji i złagodzenia kryzysu, niepozbawione oczywiście wad.
Prowegańska polityka rozwoju, o której europosłanka ma odwagę mówić głośno pomimo fali hejtu utrudniającego merytoryczną dyskusję, oznacza stopniowe odchodzenie od uzależnienia – indywidualnego i systemowego – od masowej eksploatacji zwierząt. Nie ma możliwości wykonania w tym przypadku nagłego zwrotu. Żadnego spektakularnego U–turn raczej nie będzie. Jednych to przeraża, innych uspokaja, ale większość rozumie, że zmiana będzie procesem. Otwartość na tę zmianę powinna być jednym z kluczowych kryteriów wyboru polityków w przyszłych wyborach.
Nasze państwo dba o to, żebyśmy mogli się obżerać na europejskim poziomie
czytaj także