Stoję po stronie tych, którzy uważają, że lewica może szukać elektoratu nie tylko wśród uciśnionego ludu oraz powinna się jakoś skonsolidować.
Tonący brzytwy się chwyta, może dlatego na lewicy pojawiają się pomysły, że lekiem na jej słabość może być większa radykalizacja. Porzucenie mieszczańskiego bagienka na rzecz prawdziwego gniewu prawdziwego ludu. Michał Sutowski w kolejnych tekstach stara się pokazać, że taką brzytwą można się co najwyżej pochlastać, odcinając się od mocno wyartykułowanego konfliktu politycznego. Ja także stoję po stronie tych, którzy uważają, że lewica może szukać elektoratu nie tylko wśród uciśnionego ludu oraz powinna się jakoś skonsolidować. Sama powtarzam to od tylu lat, że już zwątpiłam w sens tego powtarzania, cóż innego jednak pozostało? Przy czym za pierwszoplanowe zadanie nie uważam ani dyskusji programowych, ani rozważań o klasowej strukturze w Polsce.
Lewica ma powody, by chcieć odsunąć PiS od władzy [polemika z Wosiem]
czytaj także
W najogólniejszym zarysie lewicowy program jest dosyć jasny:
1. Dobrze funkcjonujące, praworządne i nielekceważące obywatela świeckie państwo.
2. W kwestiach społeczno-gospodarczych więcej równości i solidaryzmu. Naprawdę więcej. Mniej reprywatyzacji, więcej troski o dobro wspólne, również takie, jak środowisko naturalne.
3. Proeuropejskość i pragnienie współdecydowania o Unii, ale tak, aby było w niej więcej sprawiedliwości społecznej.
4. Respektowanie praw człowieka, kobiet, mniejszości. Zdecydowany sprzeciw wobec nacjonalizmu czy rasizmu.
Reszta to przypisy z konkretami, które niestety muszą uwzględniać realia, czyli co się da zrobić w istniejących warunkach.
Składa się to na pewną formację światopoglądową, która, moim zdaniem, ma jakieś tam zakorzenienie społeczne, a mogłoby ono być większe. I oczywiście warto się zastanawiać, jak o tym mówić, na jakich konkretach pokazywać, jak w oparciu o ten światopogląd budować wizję, która byłaby atrakcyjna dla innych. Nie warto natomiast oszukiwać dla dobra sprawy. Nawet, jeśli nie będzie się eksponowało kwestii kulturowych, to i tak w końcu ktoś o nie zapyta, a nawet, jak nie zapyta, to i tak się domyśli. Nie wyobrażam sobie budowania polityki na lęku wobec Obcego, jak bardzo nie byłoby to opłacalne. Pójście do Canossy – Częstochowy czy innego Lichenia – po to, aby być bliżej „zwykłych Polaków” albo tego, jak ich sobie wyobrażamy, nie wypadnie wiarygodnie. Nawet gdyby PiS wprowadził w Polsce „prawdziwy socjalizm”, to i tak nie udałoby się nam, a przynajmniej mnie, opanować odruchu oburzenia i obrzydzenia, kiedy widzę polską premier wzywającą w Sejmie Europę do powstania z kolan. To jest już ukształtowana, dość trwała tożsamość, ok, może nie całej lewicy, ale poważnej jej części, która mentalnie zahacza również o liberalne centrum – nie można się jej ot tak wyprzeć. Nie jest ona zbyt radykalna i rewolucyjna, bardziej jednak wierzę w takie mieszczańskie umiarkowanie i „porządek musi być” niż w powiew nadchodzącej rewolucji antysystemowej.
Pójście do Częstochowy czy Lichenia po to, aby być bliżej „zwykłych Polaków” albo tego, jak ich sobie wyobrażamy, nie wypadnie wiarygodnie.
Może jestem naiwna, ale trudno mi uwierzyć, że jest to tak marginalna postawa, że nie ma szans na stworzenie jej reprezentacji w parlamencie. Chociaż czasami i to mi przychodzi do głowy. Może nawet gdyby udało się połączyć siły lewicy, znaleźć przekonujących i wiarygodnych liderów (liderki), którzy staliby się twarzami takiej formacji, stworzyć atrakcyjną wizję i przełożyć ją na hasła oraz kilka jasnych i konkretnych postulatów – i tak pozostalibyśmy marginesem. Dobrze byłoby jednak mieć czyste sumienie i poczucie, że maksymalnie wykorzystaliśmy wszystkie szanse.
Zgadzam się z Michałem Sutowskim, że albo uda się lewicy wejść w znaczący sposób do przyszłego parlamentu, albo jej nie będzie wcale, a w każdym razie będzie jeszcze dużo trudniej. Długi marsz w poszukiwaniu prawdziwego lewicowego elektoratu może skończyć się czterdziestoma latami spędzonymi na pustyni, póki całe pokolenie nie wymrze.
czytaj także
Niestety, jednak nie wierzę, że najsłuszniejsze nawet socjologiczne diagnozy, takie jak Macieja Gduli, czy mądra publicystyka są w stanie przełożyć się na zmianę sposobu działania lewicowych polityków. Zwiększa to co najwyżej frustrację potencjalnego elektoratu, czyli mnie. Zatem, Michale drogi, skoro naprawdę wierzysz, że polską lewicę może zbawić triumwirat Biedroń-Nowacka-Zandberg, to spotkaj się z nimi i spróbuj ich do tego skłonić! Choćby po to, żeby kiedyś opisać to w pamiętnikach.
Nie wystarczy tonącemu zabrać brzytwę, trzeba jeszcze rzucić mu koło ratunkowe.