Rosja, jak zawsze, uczy się wszystkiego, co w polityce najgorsze, od Zachodu.
To musiało skończyć się źle, chociaż mogło skończyć się dużo gorzej. Działania Piotra Pawlenskiego od lat były swoistym wyścigiem z władzą – wyścigiem nerwów, odporności, okrucieństw. Zawsze mnie dziwiło, jak Piotrowi udaje się w tym wyścigu ciągle wygrywać. Ostatnim, spektakularnym zwycięstwem było wypuszczenie go z więzienia latem 2016 roku, po procesie o podpalenie drzwi FSB na Łubiance. Jego zwolnienie nie miało żadnego sensownego wyjaśnienia – poza tym, że więzień Pawlenski zapewne przyniósłby rosyjskiej władzy jeszcze więcej kłopotów niż Pawlenski na wolności. Oraz że władze Rosji były pewne, że znajdą na Pawlenskiego jakiś inny sposób. Teraz, zdaje się, ten sposób w końcu znalazły.
czytaj także
Sytuacja wokół emigracji Piotra Pawlenskiego i jego życiowej partnerki Oksany Szałyginy z Rosji zawiera w sobie dosyć trudny dylemat. Tak, musimy zawsze i wszędzie bronić artystów opozycyjnych przed autorytarną władzą, szczególnie gdy od lat – wyłącznie z powodu sztuki, którą tworzą – znajdują się o włos od uwięzienia. I tak, musimy zawsze i wszędzie traktować serio oskarżenia o przemoc seksualną, szczególnie gdy są kierowane wobec postaci obdarzonych sporą symboliczną władzą. Nawet w kontekście, który jest znany z regularnej eksploatacji wątków seksualnych w celu usuwania oponentów politycznych.
Jak mogliśmy przypomnieć sobie przy okazji mniemanych moskiewskich „złotych deszczów” Trumpa, epoka Putina w Rosji zaczęła się od oskarżenia ówczesnego prokuratora generalnego o udział w orgii (owo oskarżenie było pierwszym ważnym publicznym występem przyszłego rosyjskiego prezydenta). Dla rosyjskiej władzy zupełnie nieważne jest, czy Trump zmuszał prostytutki do sikania na prezydenckie łóżko w moskiewskim hotelu, czy nie. Tak samo nie jest dla niej ważne, czy Pawlenski i Szałygina zgwałcili aktorkę opozycyjnego teatru, czy też nie. Ważne, że pojawienie się tych informacji wprowadza taki właśnie podział w sporze politycznym, jaki jest dla rosyjskiej władzy najbardziej wygodny. Co, oczywiście, wcale nie zamyka pytania o przemoc i jej ofiary.
Tego, co tak naprawdę stało się pomiędzy Piotrem, Oksaną i ich znajomą aktorką, z pewnością już się nie dowiemy. Natomiast możemy być pewni, że zaskarżenie tej historii do rosyjskiej policji nie jest czymś, co we współczesnej Rosji robi się z własnej woli. Łatwiej mi uwierzyć w to, że Putin osobiście zgwałcił Trumpa i teraz szantażuje go nagraniem tej sytuacji, niż w szczerą próbę postawienia Pawlenskiego przed rosyjskim wymiarem sprawiedliwości. Wymiar sprawiedliwości w Rosji po prostu nie istnieje, o czym aktorzy opozycyjnego teatru nieraz mogli się przekonać na własnej skórze. Tym bardziej nie istnieje w Rosji wymiar sprawiedliwości dla kogoś, kto już kilkakrotnie pokazał nieudolność tamtejszego systemu sądowego. Dlatego trudno mi uwierzyć, że to oskarżenie zostało złożone na własną rękę.
Rosja, jak zawsze, uczy się wszystkiego, co w polityce najgorsze, od Zachodu. Europejski wymiar sprawiedliwości ciągle udaje, że ściga Assange’a z powodu seksualnego wykroczenia, chociaż jest jasne, że jest ścigany za działalność polityczną. W ten sam sposób Rosja teraz próbuje postąpić z Pawlenskim. Na razie Francja, gdzie Pawlenski i Szałygina złożyli apel o azyl, raczej nie zgodzi się na ekstradycję uciekinierów politycznych do Rosji. Przynajmniej do wyborów prezydenckich.