Dawid Grosman „Wchodzi koń do baru”, Lyonel Trouillot „Niedziela, 4 stycznia”, Tomasz Jastrun „Osobisty przewodnik po depresji”, Tomasz Kowalski „Mędrzec kaźni”.
Spotykają się Żyd, Polak i Haitańczyk. Żyd jest chory i straumatyzowany, Polak ma depresję, a Haitańczyk nie żyje. Wtedy nadchodzi kat… Czy to wygląda na początek dobrej anegdoty? Chyba nie, ale pewno tak zacząłby Dowale Gee, bohater powieści Dawida Grosmana.
***
Dawid Grosman, Wchodzi koń do baru, przeł. Regina Gromacka, Świat Książki 2016
Dobry wieczór! Dobry wieczór! Wiii-tam wspaniałe miasto Cee-zaa-reę!!!
Stand-up to trudna sztuka, komik, jeśli nie jest cały czas śmieszny, łatwo staje się żałosny. Dawid Gee – starzejący się i chory bawi publiczność żartując ze wszystkiego – z Żydów i Arabów, z kobiet, z siebie i z gości zebranych na sali. Przekraczając granice przyzwoitości, jednocześnie przekracza granice intymności. W jego występ powoli wkrada się opowieść o jego życiu: naznaczonych traumą rodzicach, prześladowaniach w szkole i na obozie wojskowym, zdradzonej przyjaźni… Wiele osób wychodzi z sali. To czasami naprawdę bolesna, chociaż i komiczna lektura. Śmiech i ironia mogą bronić nas przed bólem, ale w końcu całkiem nie potrafią go przykryć. I jeżeli czytelnik zdecyduje się jednak pozostać do końca, pozna najbardziej dramatyczną historię z jego życia. Coś, czego nie umielibyśmy przewidzieć. Dramat rozgrywający się właściwie tylko umyśle, ale taki na miarę greckiej tragedii. (Albo Wyboru Zofii, jeśli ktoś pamięta.)
Napisanie takiej powieści to sztuka chyba równie trudna jak stand-up, jednak autorowi do końca udaje się utrzymać napięcie. I potem trudno o tej lekturze zapomnieć.
***
Lyonel Trouillot, Niedziela, 4 stycznia, przeł. Jacek Giszczak, Karakter 2016
Student schodził ze wzgórza, pieszcząc stopami ziemię, żeby nie zbudzić brata, który spał jeszcze we wspólnej izbie, z głową pod poduszką, ssąc kciuk z uradowaną buzią, na której malował się cały spokój świata, pokój trwały jak czas dzieciństwa i tak samo kruchy, pokój wyjęty z kontekstu na tej anielskiej twarzy jakby z innego wymiaru, która kłóciła się z resztą ciała, ramionami, torsem, nogami, ciała pokrytego aż po podeszwy stóp krzykliwymi tatuażami i sloganami: Guevra, Wyclef Jean, Tim Duncan, shot to kill, kobiety to suki, szczury zdychają w norze, chcę wszystkiego, peace and love.
Wydajemy, co nam się podoba – reklamuje się subtelnie, bo na skrzydełku, pod nazwą wydawnictwa, Karakter. To miłe w świecie, gdzie raczej wszyscy chcą utrafić w to, co spodoba się innym. Poza tym Karakter wydaje książki pisarzy spoza kręgu literatury anglosaskiej, pisarzy często zupełnie tu nie znanych, ale zawsze wartościowych. Tym razem to autor z Haiti. I piękna, smutna opowieść.
Student schodzi ze wzgórza do miasta, stolicy, żeby wziąć udział w demonstracji, podczas której zginie. Wiemy to od początku. Kupuje papierosy w małym sklepiku, u sprzedawcy wspominającego dawne czasy, odbiera pieniądze za korepetycje od bogatego chirurga, ojca niezbyt rozgarniętego chłopca… Myśli o matce, bracie, żonie chirurga i zauroczeniu zachodnią dziennikarką. Umrze pod morzem transparentów, z których największy poświęcony jest obchodom dwusetnej rocznicy niepodległości Haiti. Wśród atakujących demonstrację chuliganów i prowokatorów będzie jego młodszy brat, który jako odpowiedź na niesprawiedliwość, sytuację w kraju, swoje wykluczenie wybrał siłę, gangsterkę, pistolet i ciemne okulary. A czego pragnie student? Demonstracja jest lewicowa, ale jego myśli niekoniecznie. Chodzi mu o przyzwoitość, lojalność, miłość, wolność. Może też o to, żebyśmy spojrzeli na niego, jak na człowieka, który nie jest inny od nas.
***
Tomasz Jastrun, Osobisty przewodnik po depresji, Zwierciadło 2016
To, co jest najbardziej dominującym problemem w depresji, oprócz bólu i cierpienia, to samotność.
Trochę literatury, wyznania o własnych doświadczeniach, trochę wiadomości i przemyśleń o depresji. Wspomnienia o rodzicach, matce z zespołem maniakalno-depresyjnym, bo predyspozycje często są dziedziczone.
Spośród rozmaitych kryzysowych doświadczeń, z których piszący zwierzają się nam – alkoholizm, narkomania, choroba nowotworowa – chyba najtrudniej jest pisać o depresji. Nie jest może najbardziej wstydliwa, ale najmniej w niej spektakularnych wydarzeń. Leki, pokój, łóżko, umęczona rodzina. I nie bardzo można liczyć na pełen sukces w walce chorobą. Jeśli tylko się da, pozornie normalne życie i praca, choć okupione często ogromnym wysiłkiem. A jak się nie da – obóz koncentracyjny, takiego porównania używa autor, żeby opisać stan, w którym się znajduje. Nie każda depresja jest równie ciężka, ale jest to choroba śmiertelna.
To na pewno książka dla „klubu D”, kto ma takie doświadczenie, odnajdzie w niej siebie.
A inni? Może zrozumieją, że ktoś, kto pozornie ma wszystko, czego do szczęścia potrzeba, nie jest wcale takim szczęściarzem, na jakiego wygląda. I spróbują go wesprzeć, choć nie jest to łatwe i raczej trzeba szukać pomocy u innych, podobnych sobie.
***
Tomasz Kowalski, Mędrzec kaźni, wydawnictwo mg 2016
Marzec 1939 roku. Paryż, Steven Mulford szedł ulicami miasta, przepełniony radością i podekscytowany myślą o mającym nastąpić spotkaniu.
Mulford jest młodym amerykańskim dziennikarzem. Idzie przeprowadzić wywiad z emerytowanym katem, który perfekcyjnie zgilotynował kilkaset osób. Przy okazji poznajemy historię gilotyny, jest też sporo rycin ze scenami gilotynowania. Dziennikarz liczy na krwisty materiał, kat przekonuje go o bezsensie kary śmierci – moment, w którym toczy się rozmowa, nie jest bez znaczenia: wojna to też zabijanie legalne. Kiedy rozmowa ta zaczyna nas nużyc i wydaje się całkowicie przewidywalna, pojawia się w niej jednak coś niepokojącego i zaczynamy wątpić w szczerość intencji kata. Powiastka filozoficzna zamienia się… powiedzmy, żeby za dużo nie zdradzić, w inny gatunek literacki. Dziennikarz dowie się dużo więcej niż by chciał, a puenta jest mało optymistyczna.
Przy okazji możemy się dowiedzieć, że ostatni raz użyto gilotyny we Francji w 1977. Prezydentem był wtedy Valery Giscard d’Estaing, a ściętym morderca, imigrant z Tunezji. Szok.
**Dziennik Opinii nr 183/2016 (1383)