Kraj

Dymek: Lewica żyje poza parlamentem

Mniejsze inicjatywy, grupy nieformalne oraz zmiana w głowach Polaków i Polek wpływają na polityczną busolę tego rządu skuteczniej niż apatyczne SLD.

Poranne programy polityczne w radiu czy telewizji mają nas budzić – ktoś pokrzyczy, ktoś powie coś kontrowersyjnego, ktoś się oburzy. Lewicowego wyborcę, aktywistkę czy społecznika budzą jednak w sposób szczególny. Bo jak nie zerwać się z łóżka, gdy po raz dziesiąty w tygodniu ktoś z głośnika czy ekranu telewizora wierci dziurę w brzuchu i pyta: „Czemu nie ma lewicy?” „Czemu jest tak słaba?” „Czemu wciąż się kompromituje?”. […]

Nie dziwi mnie, że skutecznej i wiarygodnej lewicy nie odnajdują ci, którzy szukają jej w parlamencie. […] Nikt nie ma złudzeń co do jej potencjału politycznego i wiarygodności parlamentarnej. Nie mają tych złudzeń wyborcy. W 2011 roku SLD wypadło poniżej oczekiwań, w tegorocznych wyborach do europarlamentu – mimo dobrych kandydatur – udało im się wysłać do Strasburga garstkę posłów i posłanek, wybory samorządowe były natomiast już klęską. Twój Ruch poradził sobie w eurowyborach jeszcze słabiej, a gorzką pigułkę, którą musieli przełknąć w listopadzie, osładza tylko sukces Biedronia w Słupsku.

Czy to wszystko oznacza jednak, że lewicy nie ma już – jak sugerują media – nigdzie?

Oczywiście, że nie, i pokazali to sami wyborcy, szukając alternatywy tam, gdzie mogli. Stąd głosy na komitety lokalne, ruchy miejskie, kandydatów bezpartyjnych. Nawet ci partyjni, którym udało się odnieść sukces – w Słupsku, Częstochowie, Wadowicach – zyskali na własnych pomysłach i programie, a nie partyjnym szyldzie, bo ten mógł ich tylko ciągnąć w dół. Były miasta, gdzie elektorat lewicy lepszą alternatywę znalazł nawet w PiS, jak we Wrocławiu, gdzie Mirosława Stachowiak-Różecka w drugiej turze zagroziła popieranemu przez PO Rafałowi Dutkiewiczowi dzięki postulatom prospołecznym, które promowała głośniej i skuteczniej niż lokalne struktury SLD.

Wyborcy po raz kolejny okazali się mądrzejsi od mediów, bo w odróżnieniu od gadających głów z radia i telewizji szukali, zadawali mądre pytania i nie zadowalali się rutynowymi odpowiedziami. Pokazali, że w odróżnieniu od mediów widzą jedno: szukanie silnej i wiarygodnej lewicy w dzisiejszym układzie partyjnym to strata czasu.

Szukać jej można za to z sukcesami w miastach, w inicjatywach lokalnych, w związkach zawodowych. Połączona siła mniejszych inicjatyw, uparte drążenie wielu spraw przez grupy nieformalne, zmiana w głowach i większa świadomość (lokalna, miejska, pracownicza, obywatelska) Polaków i Polek wpływa na polityczną busolę tego rządu skuteczniej niż apatyczne i słabe SLD. Niezadowolenie mieszkańców i mieszkanek z imitacyjnego i wyimkowego programu modernizacji realizowanego przez Platformę i aplikowanego polskim miastom nie pozwoliło na wygraną w pierwszej turze pewniakom popieranym przez PO, jak wspomniany Dutkiewicz we Wrocławiu czy Hanna Gronkiewicz-Waltz w stolicy. To nie duże partie wprowadzają do debaty najważniejsze dla lewicy i sprawiedliwego społeczeństwa tematy. Zatrudnianie na umowach śmieciowych przez uniwersytety, raje podatkowe, łamanie praw pracowniczych wyciągnęły odpowiednio: Komitet Kryzysowy Humanistyki, Młodzi Socjaliści, Inicjatywa Pracownicza, a nie SLD i Twój Ruch czy największe polskie redakcje.

Z tego, jak już teraz wybierają Polacy i Polki, wyłania się jednak pewna strategia. […] Jaka? Odcięcie się od podziału PO i PiS jest jej pierwszym punktem. Owszem, większość głosów w Polsce i tak przepływa tylko między tymi dwoma obozami (albo ściślej: w ramach jednego prawicowego obozu, który tworzy PO–PiS), ale jasne powinno być dla wszystkich, że nawet dwie duże partie nie pokrywają całości spektrum politycznego. PO, żeby pokonać Ryszarda Grobelnego w Poznaniu, musiało pozorować wychył w lewo, podobnie postąpił PiS, żeby zagrozić Dutkiewiczowi we Wrocławiu. A przecież ewentualna trzecia siła lewicowości pozorować nie musi, może prospołeczne i równościowe postulaty głosić otwarcie i z obietnicą obstawania przy nich także po wyborach. […]

Traktat TTIP jest dla potencjalnej lewicowej koalicji wyśmienitą okazją, by pokazać, że obie partie prawicowe nie rozumieją interesu Polski w europejskiej polityce handlowej, nie traktują problemów polskiego rynku serio i kiepsko orientują się w nowoczesnych wyzwaniach gospodarczych. Głosy mieszkańców dużych miast, drobnych przedsiębiorców i tych, którzy naprawdę troszczą się o innowacyjną gospodarkę, także mogłyby należeć do dzisiejszej lewicy, gdyby zechciała postawić sprawę inaczej. Powinna powiedzieć, a nie jest to tajemnica, że TTIP będzie wielkim ułatwieniem dla olbrzymich koncernów, otworzy rynki europejskie na eksport z USA i zagrozi ochronie lokalnego przemysłu i producentów.

W Polsce nawet skrajni liberałowie gospodarczy przyznają, że wielkim firmom i zagranicznym korporacjom żyje się w Polsce jak w raju, podczas gdy mały biznes ucierpiał na kryzysie. Skoro więc oni mogą punktować (prawicową przecież w kwestiach gospodarczych) koalicję, czemu nie może zrobić tego lewica przed wyborami? „Po stronie pracowników, polskich firm i lokalnej gospodarki” – to wręcz gotowe hasło. […]

Gra nie toczy się o bycie przyszłym koalicjantem, przystawką jednego lub drugiego ugrupowania, ale realny wpływ (nawet z ław opozycji) na politykę. Co więcej, może być pierwszym krokiem do odbudowania zaufania między lewicą parlamentarną (nieważne pod jakim szyldem) a coraz silniejszą lewicą pozaparlamentarną, która też przecież zyskuje, gdy ma w Sejmie wiarygodnego sojusznika. Niekoniecznie ukochanego przyjaciela, ale rzetelnego partnera. […] Serce lewicy bije dzisiaj poza parlamentem, ale w interesie wszystkich, którzy na serio chcą ją budować, jest połączenie tego, co z niej w Sejmie zostało z żywym krwiobiegiem idei, postulatów i dobrych pomysłów w Polsce. Tylko tak da się ten organizm reanimować.

Czytaj cały tekst w „Rzeczpospolitej” z 18 grudnia

Czytaj także:

Jacek Żakowski: Chcemy lewicy czy kolejnego Orbana?

Slawomir Sierakowski: Lewico, wybieraj odważnie

Janusz Palikot: Dlaczego startuję w wyborach prezydenckich

Sławomir Sierakowski: Kandydat na prezydenta? Biedroń albo Nowacka

Wanda Nowicka: Wyborcy chcą zmiany bardziej niż klasa polityczna

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij