Film

Miłość i agon

Relacja dwójki artystów nie jest w stanie konkurować z ich sztuką i projektami życiowymi. Sztuka Bąkowskiego i Bartoszek jest totalna, tożsama z życiem, pochłania całą biografię. Miłość nie jest jej w stanie przetrwać.

Czytając opisy Serca miłości, można odnieść wrażenie, że Łukasz Ronduda nakręcił kolejny film-wystawę, posługujący się narzędziem filmowej fikcji do tego, by przedstawić twórczość artysty, którego praca trudno poddaje się umuzealnieniu, ekspozycji w czterech białych ścianach galerii. W Performerze tym artystą był odtwarzający samego siebie na ekranie Oskar Dawicki, w Sercu miłości twórców jest dwójka: Wojciech Bąkowski i Zuzanna Bartoszek. Podobnie jak Dawicki są to artyści uwikłani w praktykę wykraczającą poza wytwarzanie zdolnych zaistnieć jako „dzieła sztuki” obiektów.

Awangardowe kino moralnego niepokoju [rozmowa]

A jednak Serce miłości jest zupełnie innym projektem niż Performer. Nie tylko dlatego, że dwójkę artystów odtwarzają nie oni sami, ale zawodowi aktorzy. W Performerze fabuła służyła przede wszystkim jako wehikuł prowadzący nas do kolejnych działań Dawickiego. Nowy film Rondudy o wiele głębiej wchodzi w narracyjne i gatunkowe konwencje kina fabularnego. Tworzy gęsty, bogaty świat przedstawiony i angażującą emocjonalnie widzów fabułę, które pozwalają wciągnąć się w Serce miłości także tym odbiorcom, którzy nigdy wcześniej ani o Bąkowskim, ani o Bartoszek nie słyszeli.

 

Co poza sztuką i życiem dwójki bohaterów jest przedmiotem pokazywanej na ekranie historii? Dwa tematy. Po pierwsze miłość i związek dwójki artystów, których relacja wchodzi w symbiozę i konflikt z ich artystycznymi projektami. Po drugie, sam status, język i praktyki sztuki współczesnej. Film wyraźnie broni ich przed wysuwanymi przeciw nim najczęściej zarzutami.

La La Land w artworldzie

Jako historia związku Serce miłości nie ma happy endu. Relacja dwójki artystów nie jest w stanie konkurować z ich sztuką i projektami życiowymi. Sztuka Bąkowskiego i Bartoszek jest totalna, tożsama z życiem, pochłania całą biografię. Miłość nie jest jej w stanie przetrwać.

Podobną historię miłości, która musi ustąpić artystycznemu powołaniu, przedstawiał oscarowy hit ubiegłego sezonu, La La Land. Film Rondudy nie jest jednak tylko La La Landem przeniesionym z Hollywoodu w świat polskiej sztuki współczesnej i opowiedzianym przy użyciu konwencji współczesnego arthousu, nie amerykańskiego kina gatunków.

Ameryka po dwóch stronach snu

W Sercu miłości dynamika związku dwójki bohaterów jest zupełnie inna niż w hicie z Hollywood. Filmowi Bąkowski i Bartoszek prezentują zupełnie inne wzorce kobiecości i męskości niż wpisujący się w ich hegemoniczne modele Ryan Gosling i Emma Stone. Filmowi artyści są niezdrowo bladzi, pozbawieni włosów, androginiczni. Stojąc obok siebie, wyglądają jak własne odbicie w krzywym zwierciadle. Jak różne wersje tej samej osoby. Mamy często wrażenie, że któreś z nich za sprawą wehikułu czasu przeniosło się w przeszłość i spotkało młodszą wersję siebie samego. Związkiem rządzi zasada dość niesamowitej, demonicznej bliźniaczości. Nie dziwi nas to w żaden sposób, że w swoich codziennych rytuałach, wzorcach intymności, seksu ekranowa relacja podąża zupełnie innymi drogami niż standardowy obraz kinowej pary.

Związek z Serca miłości jest też relacją starszego, uznanego artysty, zbliżającego się do wieku średniego, i młodej kobiety stawiającej pierwsze kroki w świecie sztuki. Oboje żywią się nawzajem sztuką, kreatywnością i pomysłami partnera. Relacja miłości jest jednocześnie relacją pedagogiczną, uwikłaną we władzę, różnice artystycznego statusu i przywileju. A przy tym dynamika władzy w związku, wszystkie układy przewag i podporządkowań nie są raz na zawsze ustalone, podlegają gwałtownym, dynamicznym transformacjom. Każda ze stron ma tu swoją agendę, podmiotowość, narcyzmy i egoizmy. Żadna nie poddaje się infantylizującej, wiktymizującej narracji.

Filmowa relacja Bartosik i Bąkowskiego wygląda przy tym, jakby wyjęta została z opisu poetyckiego agonu u Harolda Blooma. Artystyczna praktyka młodej artystki jest walką o wyzwolenie się spod wpływu języka początkowo silniejszego, starszego twórcy. Ta walka udaje się, młoda artystka staje na własnych nogach, odcina pępowinę – czego nie jest w stanie przetrwać prywatna relacja tej dwójki.

Nie mieliśmy w polskim kinie ostatnich dekad tak niezwykłego, oryginalnego obrazu dynamiki związku, miłości i walki o własny głos w sztuce. Nie udałoby się go Rondudzie przedstawić na ekranie, gdyby nie świetny obsadowy wybór. W roli Bąkowskiego wystąpił rzadko goszczący na ekranie Jacek Poniedziałek, w roli Bartoszek jedna z najbardziej wszechstronnych aktorek młodego pokolenia, Justyna Wasilewska. Poniedziałek i Wasilewska luźno odbijają się od postaci rzeczywistych artystów, nie naśladują ich, jak Więckiewicz Wałęsę u Wajdy, tylko budują kreacje zdolne w filmowym medium, za pomocą aktorskiej techniki, oddać to, co najciekawsze w portretowanym duecie.

Jak dla mnie ekranowa para Poniedziałek–Wasilewska tworzy aktorską kreację sezonu. Pozostaje żałować, że film Rondudy nie znalazł się w głównym konkursie w Gdyni – Poniedziałek i Wasilewska mieliby wielkie szanse na aktorskie laury.

W obronie sztuki

Serce miłości jest głosem w obronie języka sztuki współczesnej i tworzących ją artystów. W tym aspekcie obraz Rondudy doskonale dopełnia się z bardziej złośliwym obrazem artworldu XXI wieku, jaki Ruben Östlund przedstawił w The Square.

Sztuka nie zastąpi społeczeństwa

Sztuka, jaką uprawiają bohaterowie, łatwo mogłaby się stać obiektem podobnej satyry jak w filmie Szweda. Nie tworzy ona żadnych materialnych obiektów, powstaje poza kategoriami rzemiosła i technicznej sprawności. Jest nie tylko postmaterialna, ale i postkrytyczna, wydaje się idealnie zrośnięta ze społeczeństwem konsumpcyjnym XXI wieku, wtopiona w tworzony przez niego brandscape. Bohaterowie idą doładować energię do centrum handlowego. Bartoszek, spacerując po mieście, pozdrawia jak starych przyjaciół otaczające ją znaki towarowe i marki – co oczywiście ma (post)ironiczny, ale z pewnością nie antysystemowy charakter.

Sztuka bohaterów dla niewprawionego oka przyjmuje wreszcie formę narcystycznej autoterapii. Pokrywa się z ich życiem, powtarza je, upublicznia to, co prywatne. Michał Oleszczyk celnie porównał bohaterów Serca miłości do postaci Zdzisława Beksińskiego z Ostatniej rodziny (jej scenariusz, podobnie jak Serca, pisał zresztą ten sam autor – Robert Bolesto). Cała trójka nie ustaje w groteskowym dla zewnętrznego obserwatora wysiłku obsesyjnego utrwalania własnego życia. W przypadku Beksińskiego seniora w formie magnetofonowych i wideofonicznych dzienników, w przypadku bohaterów Serca w postaci instalacji, performansów, wideo, muzyki.

Wspaniałość Beksińskich

O ile jednak Ostatnia rodzina pokazuje klęskę takiego projektu i bezradność sztuki i wszelkich innych starań w obliczu śmierci, to Serce miłości jest bardziej optymistyczne. Film przekonuje, że język sztuki współczesnej – przy wszystkich swoich słabościach, o którym pisałem wyżej – jest w stanie być źródłem sensów, narracji, emocji. Że jest medium, w jakim wyrazić się może najbardziej ważkie egzystencjalne doświadczenie. Pięknie pokazuje to ostatnia scena performansu Bąkowskiego, podsumowująca metaforycznie cały film, historię miłości, poświęconej w dynamice artystycznego agonu.

W okresie, gdy prawomocność języka sztuki współczesnej coraz częściej bywa atakowana także przez oficjalne czynniki, ta skromna, pozornie apolityczna scena zamykająca znakomity film, zyskuje szczególną siłę rażenia. Nic w obronie współczesnej sztuki nie trzeba już do niej dodać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij