Kraj

500+. Parę faktów, wiele mitów

Wokół programu 500+ narosło wiele mitów, półprawd i kilka zwyczajnych kłamstw.

Śledząc dyskusję wokół programu Rodzina 500+, trudno czasem odróżnić fakty od powtarzanych w tej dyskusji do znudzenia półprawd, kłamstw i uprzedzeń. Wystarczy przywołać kwestię, która Polaków z niezrozumiałych powodów interesuje w tym kontekście najbardziej: czy pieniądze z tego programu są przepijane? Ten temat pojawia się nie tylko w internetowych dyskusjach, takie przeznaczenie pieniędzy z programu często sugerują również politycy. Część z komentatorów dodaje jeszcze z przekonaniem, że 500+ przyczynia się do zwiększenia przemocy domowej. No więc, jak to jest: faktycznie „pijo i bijo”?

Na przechlanie i awantury?

Na początku czerwca 2016 internety podbił tekst o tym, że pieniądze z programu 500+ są przez beneficjentów przepijane. Materiał, który pierwotnie wrzucił Onet.pl, rozszedł się powielany przez mediaworkerów kolejnych portali. Według autora artykułu dowodem na patologiczne skutki świadczenia miały być słowa Piotra Grudzińskiego, szefa Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku. Kiedy jednak osobiście zapytałem Grudzińskiego o skalę narastającej przemocy, stwierdził, że chodziło o trzy przypadki. To niewiele jak na ponad stutysięczne miasto. To jednak nie miało już wielkiego znaczenia, lawina ruszyła: szery, komentarze i wniosek: patolo przepija 500+. I się awanturuje po pijaku.

Zerknijmy więc w dane. Jeżeli po wprowadzeniu świadczenia wzrosłoby spożycie alkoholu, odnotowałyby to zapewne stowarzyszenia sprzedawców napojów wyskokowych. Tymczasem przedsiębiorcy zrzeszeni w Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego, największej organizacji branżowej, nie zauważyli w ostatnich miesiącach widocznego wzrostu sprzedaży swoich produktów.

Nie oznacza to, że pieniądze z 500+ nie są przepijane w ogóle. Ustawa o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci, bo tak się oficjalnie nazywa trzon programu, pozwala na zamianę świadczenia pieniężnego na formę bezgotówkową. Dzieje się tak, kiedy urzędnicy stwierdzą, że pieniądze są wydawane niezgodnie z przeznaczeniem, np. właśnie w nadmierny sposób na alkohol. Od 1 kwietnia do 1 lipca prowadzono 254 tego typu sprawy . Jak informuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej problem dotyczy… 0,01 proc. pobierających świadczenie. To niewiele w stosunku do miejsca poświęcanego w mediach na fantazjowanie o pijakach z 500+.

Potępienie jest więc zupełnie niewspółmierne do wagi problemu. Zresztą nawet jeśli zjawisko byłoby nieco powszechniejsze, to również niewiele zmienia ogólną ocenę programu.

Używając argumentu „z przechlania”, można podważyć sens istnienia zasiłków dla bezrobotnych, świadczeń wychowawczych, ale także zasadność wypłacania pracownikom pensji. Bo przecież nie po to człowiek pracuje, żeby pogłębiał swoją chorobę alkoholową. Prawda?

Być może jest więc tak, jak stwierdził Paweł Kukiz, że „pięciokrotnie wzrosła ilość policyjnych interwencji domowych”? Taka sugestia jakoś wiąże się z argumentem dotyczącym nadużywania alkoholu i związanej z tym przemocy. Oto nieodpowiedzialni rodzice, raczej biedni, zapewne też dość prymitywni, niepotrafiący powstrzymać swoich dzikich instynktów i żądz piją, po czym urządzają domowe burdy… Znowu pudło. Według danych policji od początku kwietnia do końca maja w skali rocznej, nie tylko ilość interwencji policyjnych nie wzrosła, ale wręcz spadła o niemal 12 tys. (z 86 124 do 74 376 przypadków). Wystawiono również mniej tzw. niebieskich kart. Przypomnijmy, że taka procedura jest wszczynana, kiedy w domu stwierdza się przypadki przemocy.

500+ rozleniwia?

A może ludzie otrzymujący świadczenie porzucają swoje miejsca pracy, jak to zwięźle ujął Wojciech Cejrowski ? „Im się odechciało pracować. Miałem facetów do wycinania trzciny. W tym roku ich nie mam i oni mi uczciwie powiedzieli: «Panie, ja mam trójkę dzieci, to ja mam 1000 złotych miesięcznie. Mam reumatyzm, nie będę przychodził do pana»” – opowiadał bosonogi podróżnik. Nie mamy jednak żadnych informacji z rynku pracy, które potwierdzałyby taką tezę. Biuro prasowe Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej stwierdziło, że nie dysponuje tego typu danymi.

Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego to organizacja zrzeszająca hotelarzy z całej Polski, znanych z niezbyt wysokich wypłat dla nisko wykwalifikowanych pracowników (a przecież jeśli ktoś miałby rezygnować z pracy, to raczej ci, którzy zarabiają tak mało, że dodatkowe 500 lub 1000 zasiłku odbiera im taką motywację). Ona również twierdzi, że jest za wcześnie na ocenę sytuacji. Jeronimo Martins, właściciel sieci Biedronka stwierdza z kolei, że po wprowadzeniu 500+ nie zauważono w firmie zwiększonej rotacji pracowników.

Kwestia kobieca

To oczywiście nie wyklucza faktu, że część osób po prostu przestaje pracować. Być może tak się właśnie dzieje. Ale na poparcie takiego twierdzenia nie mamy danych, a jedynie anegdoty. Nie warto jednak takiego zjawiska lekceważyć. Jak dowodzą eksperymenty z dochodem gwarantowanym w Kanadzie, skutkiem wprowadzenia bezwarunkowego świadczenia pieniężnego w mieście Dauphine w latach 70. była rezygnacja z pracy jedynie 3 do 5 procent kobiet .

To właśnie (niewielka) część nisko kwalifikowanych kobiet może w dłużej perspektywie stracić na programie – w patriarchalnym społeczeństwie, jakie tworzą Polacy, to kobiety przejmują na siebie najwięcej obowiązków domowych. W przypadku rozpadu związku te z nich, które pozostawały w domu, mają największe kłopoty – zostają bez doświadczenia zawodowego, a często również bez pieniędzy. Może się więc okazać, że tym kobietom, które rozstały się z partnerem (lub partnerką) i uzyskiwały 500 złotych na dziecko, równocześnie nie pracując, świadczenie nie wystarczy na godne życie.

Na co idzie 500+

Skoro nie alkohol, to co Polacy kupują za swoje ekstra 500 zł? Według badania Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych i Instytutu Rozwoju Gospodarki SGH pieniądze przeznaczane są zazwyczaj na żywność i ubrania. Tak twierdzi 42,6 procent przebadanych. 34,2 procent mówi z kolei, że wydaje pieniądze na opłaty związane ze szkołą lub przedszkolem. Na dalszych miejscach znalazły się edukacja i zajęcia dodatkowe (32 procent), zwiększenie oszczędności (16,2 procent), hobby (11,8 procent), inne (3,7 procent), remont (2,6 procent) czy zakup dóbr trwałego użytku, takich jak osławione telewizory plazmowe (2,6 procent).

Oczywiście, przy programie tak silnie stygmatyzowanym społecznie część rodziców może nie mówić prawdy na temat swoich wydatków. I zapewne właśnie tak się dzieje. Mamy jednak pośrednie dane, które mogą wskazywać na to, co się dzieje z pieniędzmi. Jednym z pośrednich beneficjentów jest wspomniana już wyżej sieć sklepów Biedronka. Biuro prasowe otwarcie przyznaje, że „widzi, że wzrost dochodów polskich rodzin, m. in. spowodowany wsparciem w ramach programu «Rodzina 500 plus», pozytywnie wpłynął na konsumpcję w ostatnich miesiącach”.

Środki z programu zostały również przeznaczone na spłatę zobowiązań. Z badania „Sytuacja na rynku consumer finance. III kwartał 2016” wynika, że grupa gospodarstw domowych obsługujących zobowiązania finansowe z dużymi problemami, czyli po prostu zalegających ze spłatą różnych długów czy danin, skurczyła się wobec poprzedniego kwartału z 5,9 do zaledwie 2,6 procent, czyli niemal dwukrotnie. Autorzy przypisują to właśnie programowi Rodzina 500+.

Z wprowadzenia programu nie są za to zadowolone firmy oferujące tzw. chwilówki. Przez wprowadzenie programu spadł popyt na (lichwiarsko oprocentowane) pożyczki wśród osób najmniej zarabiających.

Dochód gwarantowany, a nie demografia

Ustawa o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci miała na celu przeciwdziałanie spadkowi demograficznemu w Polsce oraz pokrywanie wydatków związanych z zaspokajaniem potrzeb życiowych i wychowywaniem dzieci. Według Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, program szczególnie pozytywnie miał wpłynąć na kondycję finansową rodzin wielodzietnych.

Z czysto naturalnych powodów nie możemy jeszcze stwierdzić, czy ustawa przyczyniła się do zwiększenia liczby urodzin. Ciąża u ludzi trwa zazwyczaj 9 miesięcy, a program został wprowadzony w kwietniu, więc na efekty musimy jeszcze trochę poczekać. Możemy jednak pospekulować i zastanowić się, czy 500+ ma szanse odciągnąć Polskę znad krawędzi demograficznej zapaści.

Jeśli patrzymy na 500+ jako na program demograficzny, to możemy go uznać za… no cóż, zwykłą ściemę.

Demografia jest niezwykle złożoną kwestią i trudno zachęcić kobiety do rodzenia dzieci, dając im kilkaset złotych miesięcznie. Polki nie chcą rodzić z powodu niestabilności zawodowej, problemów z uzyskaniem własnego „M”, braku żłobków i przedszkoli. 500 złotych jest cenionym dodatkiem, ale z pewnością nie rekompensuje wszystkich kosztów posiadania dziecka i nie rozwiązuje szeregu problemów, które są realnymi przyczynami niskiej dzietności w Polsce.

Jesteśmy dorośli, więc możemy powiedzieć to sobie szczerze: program Rodzina 500+ jest wyborczym prezentem dla milionów osób w Polsce. Jako program demograficzny jest wyjątkowo drogi, nieskutecznie wycelowany i nie odpowiada na potrzeby Polek i Polaków, którzy zastanawiają się nad posiadaniem dzieci. Jednak 500+ jest też największym wyobrażalnym w Polsce pilotażem dochodu gwarantowanego. Jego skutkom bacznie powinny przyglądać się środowiska lewicowe (ale przecież nie tylko), zainteresowane kwestią bezwarunkowej wypłaty należnej za to tylko, że jest się człowiekiem (względnie obywatelem).

Czy da się ustawą znieść ubóstwo?

Według Głównego Urzędu Statystycznego w 2014 roku w skrajnej biedzie, czyli takiej, która zagraża biologicznemu trwaniu, żyło ponad 10 procent osób poniżej 18 roku życia. Dzieci są najbardziej narażoną na ubóstwo grupą. Wynika to m.in. ze związku między biedą a wielodzietnością. Nie musi to oznaczać, że wszyscy, którzy mają wiele pociech mało zarabiają. Inaczej jednak wygląda sytuacja rodziny, w której jest jedno dziecko i gdzie oboje rodziców zarabia po 3000 zł na rękę, a inaczej w rodzinie z siódemką dzieci, kobietą, która pracuje w domu (wykonując tym samym pracę nieopłacaną) i gdzie sam ojciec zarabia 6000 zł. W pierwszym przypadku na głowę w rodzinie wypada po 2000 zł, w drugim już tylko, o zgrozo, 666 zł.

I to właśnie takim rodzinom program może pomóc najbardziej. Profesor Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego zajmujący się kwestiami biedy, przywołuje dane, które świadczą o tym, że program może zmniejszyć skalę ubóstwa dzieci z 770 tysięcy o niemal 600 tysięcy. Być może więc rządzący ustawą naprawdę zniosą ubóstwo (a przynajmniej znacznie je ograniczą).

O skutkach programu tak naprawdę wciąż niewiele wiemy. Dysponujemy symulacjami oraz szczątkowymi informacjami, które jednak napawają optymizmem.

Na twarde dane musimy jeszcze zaczekać. Wiemy natomiast, jak się o 500+ mówi: bardzo często jest to język pogardy wobec osób mniej zarabiających. Wystarczy przypomnieć niesławny tekst Anny Szulc z „Newsweeka” o dzieciach Hunów, którym wydmy służą do robienia kupy. Agata Młynarska mówiła z kolei o najeździe Kiepskich, posłowie partii Kukiza o pijakach i rozróbach, a Cejrowski o tym, że się ludzi przyzwyczaja do nieróbstwa. W tym wszystkim brakuje nie tylko taktu, ale zwłaszcza zrozumienia, czym są nierówności społeczne i jak im zapobiegać. Jest za to sporo nieprawd i mielonych w debacie publicznej głupich mitów, które nie znajdują potwierdzenia w danych.

Widać również wiele komentarzy dyscyplinujących osoby uboższe. Przewija się to w artykułach o rzekomym marnotrawieniu pieniędzy na telewizory, wycieczki, używane samochody czy wyjścia na miasto. Możliwe, że osoby, które tak chętnie potępiają uboższych, każde dodatkowe kilka stówek przeznaczają na oprawione w skórę, złocone książki z klasyką literatury europejskiej, względnie odkładają na przyszłe wykształcenie dzieci. Warto jednak pamiętać, że nowy telewizor, nowa pralka czy nawet frytkownica, ewentualnie wyjście na miasto polepszają pozycję również dzieci uboższych rodzin. Dodatkowe przedmioty, na które do tej pory po prostu nie było pieniędzy, wyciągają ludzi z poczucia niższości. Część dzieciaków w końcu może skorzystać ze sposobów spędzania czasu do tej pory zarezerwowanych dla dzieci z klasy średniej.

***

Kamil Fejferabsolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, analityk nierówności społecznych i rynku pracy, dziennikarz portali OKO.press i rynekpracy.org. Prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich.

EBOOKI-KRYTYKA-POLITYCZNA

 

**Dziennik Opinii nr 250/2016 (1450)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
Publicysta ekonomiczny
Publicysta zajmujący się rynkiem pracy i tematyką ekonomiczną. Autor książek: „O kobiecie pracującej. Dlaczego mniej zarabia chociaż więcej pracuje” oraz „Zawód”.
Zamknij