Świat

Bartoś: Abdykacja Benedykta XVI – czas na nowe otwarcie?

Kościół dotarł do końca ślepej uliczki. Potrzebuje nowego otwarcia.

Benedykt XVI był przedstawicielem konserwatywnego skrzydła Kościoła katolickiego, które już od kilkudziesięciu lat zajmuje dominującą pozycję. Jego abdykacja nie powinna więc zmienić sytuacji, zasadnicza grupa kardynałów i biskupów była mianowana przez niego i jego poprzednika, a kryterium nominacji była wierność konserwatywnym kwestiom, zwłaszcza takim, jak stosunek do antykoncepcji, aborcji, ewentualnie negatywny stosunek do teologii wyzwolenia w Ameryce Południowej itd. Mamy więc cały najwyższy zarząd Kościoła z wyboru konserwatywnych przywódców.

Jednak każda taka zmiana jest wstrząsem dla kurii rzymskiej.

Najwyżsi urzędnicy nie wiedzą czego się spodziewać, zmiany mogą być poważne, zwłaszcza w świetle wielu informacji o walkach frakcyjnych w Watykanie, wycieku dokumentów itp., skandali, nad którymi nie ma już żadnej kontroli.  Nawet więc konserwatywne konklawe zechce pewnie wybrać kogoś, kto zrobi porządek w kurii, być może wprowadzi jakąś przejrzystość (choć transparentność to jak woda święcona dla diabła w takiej hermetycznej organizacji, swoistym elitarnym męskim klubie). Będzie więc tak czy inaczej nowe otwarcie. Ważny też jest wiek nowego papieża, młodszy będzie miał pewnie ambicje coś zrobić, mając perspektywę kilkunastu lat pracy. Starszy, 80-latek, pewnie kontynuowałby strategię Benedykta.  

Czy możliwa jest jakaś zasadnicza zmiana ideowa? Zwycięstwo liberalnego papieża? Mało prawdopodobne, ale konklawe to jednak trochę jak gra w kości. Wybrany nie jest zasadniczo do niczego zobowiązany, a więc nawet ktoś od zawsze konserwatywny – mając pewną większą swobodę – może się okazać zainteresowany głębszymi reformami. Tak było w przypadku Jana XXIII. Kościół dziś to Ameryka Południowa, Afryka. Wybór papieża z tamtych krajów zmieniłby perspektywę, która dziś jest europocentryczna. Kościół widziany jest i rozumiany wyłącznie jako Kościół europejski, włoski, niemiecki itd. Podsumowując, prawdopodobne są głębsze zmiany w funkcjonowaniu zarządu Kościoła katolickiego, wydają się one być pilne i nie do uniknięcia.

Kościół dotarł bowiem do końca ślepej uliczki, i nie ma już gdzie się chować, traci autorytet, jego głos przestaje być słuchany i mieć znaczenie międzynarodowe. Nie panuje nad swoimi kadrami, traci coraz bardziej możliwość formacji ideowej kandydatów na stanowiska. Potrzeba niewątpliwie nowego otwarcia. Dawno nie mieliśmy tak ciekawej sytuacji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij