Kraj

Środa: Gowin wybrał interes watykański

„Konserwatyści” z Platformy wypowiedzieli twardą, ideologiczną wojnę wszelkiej nowoczesności.

Cezary Michalski: Czy po niedopuszczeniu do prac w komisjach wszystkich projektów ustaw o związkach partnerskich, a także po przegranym przez premiera osobistym starciu z Gowinem, można jeszcze powiedzieć, że to premier Tusk używa swoich „konserwatystów” do utrzymania władzy i przepychania choćby bardzo ostrożnych projektów emancypacyjnych, czy przeciwnie – to Gowin używa władzy Tuska do blokowania choćby najostrożniejszych zmian?

Magdalena Środa: Sądzę, że taktyka Tuska pozostaje bez zmian – chce z jednej strony pokazywać siebie i swoją partię jako liberałów, a z drugiej strony, żeby konserwatywny elektorat też był przekonany, że PO to umiarkowani konserwatyści. Ale o tym, czy sprawowanie władzy jest już tylko postulatem cynicznym, czy też ta władza jeszcze służy czemuś więcej, choćby działaniom ostrożnym, ale idącym jednak w stronę postulatów, nazwijmy to, emancypacyjnych – o tym przesądza treść tej władzy, przesądzają podejmowane przez tę władzę realne działania. Dzisiejszy dzień pokazał, że Tusk może dalej rządzić przy użyciu Gowina, ale to będzie władza cyniczna, dla samej władzy.

„Umiarkowany konserwatysta” to pojęcie, które do dzisiejszego Gowina pasuje coraz mniej. On już o „sprzeczności z naturą” homoseksualistów i ich związków mówi publicznie z taką samą pasją, jak Krystyna Pawłowicz, nawet jeśli wciąż ubiera to w nieco bardziej dystyngowany język.

Donald Tusk ma oczywiście tę swoją koncepcję działania w bardzo powolnym rytmie, bez dokonywania jakichś gwałtownych roszad w rządzie. Ale nie wiem, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że działania Gowina i Królikowskiego w ministerstwie sprawiedliwości – bo Gowin jest osobą całkowicie niekompetentną w kwestiach prawnych i całą koncepcję działań ministerstwa, inicjatyw ustawodawczych itp. przygotowuje mu wiceminister Królikowski – to nie jest sprawa jakichś pojedynczych wyskoków, ale to jest wojna radykalnego religijnego konserwatyzmu z nowoczesnością. Z tym wszystkim, co się tym ludziom z nowoczesnością kojarzy. Konwencja antyprzemocowa, ustawa o związkach partnerskich, pakiet ustaw bioetycznych – to właśnie z nimi, pod każdą praktycznie postacią, walczy ten zachowawczy ośrodek w Platformie i rządzie, coraz mocniejszy, coraz bardziej przejmujący monopol na język ludzi Platformy, bo oni żadnego innego wyrazistego języka nie mają. Poprzez sformułowania o „sprzeczności z naturą” związków homoseksualnych, in vitro, równouprawnienia kobiet – zupełnie swobodnie wraca dzisiaj w Polsce XIX-wieczny język prowadzenia tych sporów. A Donald Tusk nie jest świadomy wagi tych zjawisk, uważa, że to jest wszystko drugorzędne wobec konieczności posiadania przez Polskę nowoczesnej gospodarki czy infrastruktury. On nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie można mieć nowoczesności w tych obszarach, bez nowoczesnej polityki społecznej i kulturowej. Obywatel nauczony serwilizmu, pokory, oportunizmu w rodzinie, w Kościele, będzie oportunistycznym urzędnikiem państwowym, tchórzliwym, szukającym autorytetu, uciekającym przed podejmowaniem decyzji. A przecież na tę właśnie barierę natrafiła tak ważna dla Tuska polska gospodarka, polscy przedsiębiorcy, szczególnie drobni, których ten wychowany do serwilizmu i oportunizmu polski urzędnik państwowy przecież nie będzie się bać. Zatem przekonanie Tuska, że gospodarka jest najważniejsza, a tradycja, obojętnie jaka, może sobie panować nad sferą prywatną, kulturową, społeczną – to jest rozwiązanie tragicznie błędne. Taka częściowa modernizacja po prostu nie może się udać. My ostatecznie znajdziemy się w ogonie Europy również w wymiarze uważanym przez Tuska za kluczowy. Będziemy już tylko eksporterem niewykwalifikowanej siły roboczej. Bez żadnego własnego udziału w europejskim potencjale.

Obowiązek lizania kolan księdza dyrektora przez gimnazjalistki prowadzi zatem pani zdaniem nieuchronnie do późniejszego lizania kolan oligarchom, lobbystom, biskupom?

A jak mogłoby być inaczej? Ja ostatnio słuchałam profesora Zolla, autorytetu prawniczego, jak wypowiadał się na temat kolejnego prawnego bubla wychodzącego z ministerstwa sprawiedliwości. Chodzi o ustawę mającą ludzi po odbyciu wyroku 25 lat więzienia przymusowo kierować do szpitali psychiatrycznych. Oczywiście, że ci ludzie mimo odbycia kary muszą pozostawać pod obserwacją, szczególnie jeśli są wątpliwości co do ich resocjalizacji. Ale z punktu widzenia prawnego ta ustawa, kreująca zupełną arbitralność przedłużania lub wielokrotności kary, to jakieś horrendum. I słucham Zolla, przez którego wypowiedź przebija tak straszny oportunizm, związany z tym, że on jako prawnik doskonale wie, że to jest horrendum, ale ponieważ politycznie sprzyja Gowinowi, stara się tego nie powiedzieć wprost, a najlepiej nie powiedzieć w ogóle. I nie dziwię się, że potem ludzie w polskich sądach mając takiego ministra i tak zachowujące się prawne autorytety sami zachowują się serwilistycznie – są zdezorientowanymi, trochę nieszczęśliwymi ludźmi. A jak się któryś zachowa odważnie, jak sędzie Tuleya, to oni nie wiedzą, co z kimś takim zrobić.

Jednak Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, nawet po ostatnich głosowaniach, broni strategii Tuska, przypominając o programie pilotażowym in vitro czy o tym, że mimo oporu Gowina premier zdecydował o rozpoczęciu ratyfikacji konwencji antyprzemocowej.

Ja rozumiem taktykę Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz, ja bym ją nazwała „taktyką poznańską” – małych kroczków. Jak debatowałyśmy, prawie się jeszcze wtedy nie znając, na temat ustawy parytetowej w odniesieniu do list wyborczych, ona mówiła, że lepsza jest taktyka wkładania nogi w drzwi, bo dzięki temu będą przynajmniej uchylone. I wtedy można pchać dalej.

Czyli parytet, nawet mniejszościowy, jest dobry, tym bardziej jeśli tylko dla niego można zgromadzić sejmową większość?

Tak, a ja uważam, że wprost przeciwnie, trzeba bardzo wysoko stawiać poprzeczkę wymagań, żeby osiągnąć chociaż trochę mniej. Taktyka Agnieszki przynosi czasem rezultaty, ona jest konsekwentna, ale ja mam zupełnie inny charakter i temperament. I uważam, że trzeba krzyczeć, że dzieje się źle. Trzeba się organizować, także politycznie, trzeba manifestować na ulicach, trzeba pisać teksty, bo to wszystko składa się na edukowanie społeczeństwa, a nawet jego niektórych reprezentantów. Pewnie byśmy się z Agnieszką dopełniały, choć ja myślę, że nie da się walczyć polityką małych kroczków z ludźmi, którzy tak jak Jarosław Gowin żadnych kompromisów już nie uznają, nie chcą nawet rozpoczynać rozmowy na poziomie komisji sejmowych. Z pozycji siły i pychy bronią rozwiązań tak krzywdzących, tak niezgodnych z elementarnymi zasadami sprawiedliwości społecznej, nastawionych na wykluczenie osób bezpłodnych, homoseksualistów, na wykluczenie osób będących zwolennikami świeckości w odniesieniu do działalności państwa i stanowienia prawa. To są politycy nastawieni wyłącznie na troszczenie się o to, co ja nazywam interesem watykańskim, bo niestety nie znajduję innego słowa. To nie jest nawet negocjowanie, a tylko prosta reprezentacja interesów jednej Instytucji przeciwko jakimkolwiek roszczeniom społecznym.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz powiedziała też po głosowaniach, że „konserwatywna większość” w tym parlamencie nie odzwierciedla już poglądów polskiego społeczeństwa na związki partnerskie. Czy to jest nadmierny optymizm, czy ty tę diagnozę podzielasz?

Ja się z tym zgadzam, tylko pytanie, co z tego wynika. Czy głos ludzi ma tę samą wagę, co głos silnych instytucji. Przeciętny parlamentarzysta „olewa” zwykłych ludzi, gdyż oni nie mają sił, aby go dyscyplinować. Kościół – to co innego, więc taki przeciętny parlamentarzysta wie, że tu ma sprzymierzeńca albo groźnego przeciwnika. Zresztą jak na szarego obywatela Kościół tupnie, to on im podpisze każdy list: w sprawie aborcji, in vitro, związków partnerskich. Nawet jeśli później, jak przyjdzie ankieter z ośrodka badania opinii społecznej, to szary obywatel powie coś zupełnie innego. Ale po stronie wyborców nie ma takiej twardej ściany, jaka napiera na posła np. od strony Kościoła.

Alibi dla mobilizacji prawicy, dla zrywania przez nią wszelkich negocjacji, stał się Janusz Palikot. Dzięki tej mobilizacji prawica wygląda na silniejszą, niż naprawdę jest, a może rzeczywiście stała się silniejsza. Czy błędem było otwieranie radykalnego frontu walki o świeckość państwa bez gwarancji sukcesu? Czy też może należy przeczekać ten okres mobilizacji prawicy konsolidując obóz zmian. Związki partnerskie będzie się zawierać we Francji, aborcję przeprowadzać w Niemczech, oczywiście dopóki Gowin z Żalkiem nie zorganizują na granicy testów ciążowych. No i ze świadomością, że to jest przeczekiwanie wygodne tylko dla ludzi mających pieniądze.

Zachowanie Gowina, zachowanie polskiego Kościoła, zachowanie politycznych czy medialnych liderów prawicy, wszystko to pokazuje, że chowanie głowy w piasek nic nie da. Bardziej skuteczna i moralnie niezbędna jest taktyka walenia młotem. Odrzucą jedną ustawę, trzeba zgłaszać następną. Trzeba się zachowywać tak jak w komunizmie. Sytuacja beznadziejna, ustroju się nie zmieni, ale to nie znaczy, że jako jednostki czy środowiska jesteśmy zwolnieni z obowiązku walenia młotem, mówienia, gdzie jest lewica, ale także, gdzie tak naprawdę jest centrum. Gdzie jest „zdrowy rozsądek”, do jakiego poziomu prawica te pojęcia w dzisiejszej Polsce zepchnęła.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij