Świat

Dlaczego te wybory w Nigerii są tak istotne?

W wyborach w sobotę podstawowe pytanie będzie brzmiało: czy głos młodego, nigeryjskiego społeczeństwa wreszcie wybrzmi przy urnach i wstrząśnie duopolem wymieniającym się władzą od powrotu demokracji w 1999 roku? To, jakiej odpowiedzi udzielą obywatele, będzie miało znaczenie także dla Europy.

W sobotę nowego prezydenta wybiorą obywatele Nigerii. Zwłaszcza wśród osób zajmujących się Afryką nie brakuje głosów, że to mogą być jedne z najważniejszych wyborów w tym roku.

Nigeria jest najludniejszym państwem Afryki z liczbą mieszkańców szacowaną na 216–220 milionów. Do połowy obecnego stulecia ma ona wzrosnąć do 400 milionów – co czyniłoby z Nigerii trzeci najludniejszy kraj świata po Indiach i Chinach, przed Stanami Zjednoczonymi i Pakistanem. Nigeria jest też obok RPA największą afrykańską gospodarką i kluczowym państwem dla stabilności i bezpieczeństwa w Afryce Zachodniej.

Wszystko to sprawia, że wybory, jakich w najbliższych latach będą dokonywali nigeryjscy politycy i popierający ich obywatele mogą mieć fundamentalne znaczenie co najmniej dla przyszłości regionu, jeśli nie świata.

W wyborach w sobotę podstawowe pytanie będzie brzmiało: czy głos młodego, nigeryjskiego społeczeństwa wreszcie wybrzmi przy urnach i wstrząśnie duopolem wymieniającym się władzą w Nigerii od powrotu demokracji w 1999 roku, czy też mała frekwencja, demobilizacja młodych wyborców i ogólna apatia sprawią, że wszystko pozostanie po staremu.

Nigeria: toksyczny patriarchat

czytaj także

Nigeria: toksyczny patriarchat

Ibitoye Segun Emmanuel

Duopol i ten trzeci

Nigeryjskie społeczeństwo jest bowiem nie tylko liczne, ale i młode. Średni wiek wynosi 18 lat, 70 proc. populacji ma mniej niż 30 lat. Jednocześnie dwie najważniejsze nigeryjskie partie – bardziej lewicowy All Progressives Congress (APC) oraz bardziej centroprawica Ludowa Partia Demokratyczna (PDP) – wystawiły dość wiekowych kandydatów od dawna obecnych w nigeryjskiej polityce. Kandydat APC Bola Tinubu w marcu skończy 71 lat, choć jego przeciwnicy zarzucają mu, iż ukrywa swój prawdziwy wiek, a tak naprawdę ma „co najmniej osiemdziesiąt lat”. Reprezentujący PDP Atiku Abubakar ma 76 lat.

Obaj mają bogate polityczne biografie, pełne zarówno politycznych osiągnięć, jak i kontrowersji czy oskarżeń korupcyjnych. Tinubu był jednym z czołowych aktywistów na rzecz powrotu demokracji w czasie dyktatury Saniego Abachy w latach 90. Został zmuszony do emigracji, powrócił po śmierci Abachy i był jednym z polityków odpowiedzialnych za narodziny IV Republiki.

Tinubu dobrze oceniany był jako gubernator stanu Lagos. Jednocześnie ciągną się za nim oskarżenia o unikanie podatków, a Amerykanie podejrzewali go w pewnym momencie o pranie brudnych pieniędzy pochodzących z przemytu narkotyków – sprawa skończyła się grzywną w wysokości 450 tysięcy dolarów.

Tinubu jest dziś osobą z dużymi problemami zdrowotnymi, w ostatnich latach wiele czasu spędzał, lecząc się za granicą. Krytycy zarzucają mu, że nie będzie zdrowotnie w stanie podołać prezydenturze.

Zdrowie polityków w ogóle było problemem nigeryjskiej polityki w ostatnich latach. Schorowany prezydent Umaru Musa Yar’Adua zmarł w trakcie kadencji w 2010 roku. Także obecny prezydent Muhammadu Buhari ciągle chorował, zwłaszcza w trakcie swojej drugiej kadencji.

Ulica w Lagos. Fot. Nyancho Nwanri/Arete/flickr.com

Abubakar był z kolei wiceprezydentem w latach 1999–2007. Później pięciokrotnie bez sukcesu kandydował na urząd prezydenta, ostatni raz w 2019 roku. W latach 90. pełnił funkcję gubernatora wschodniego stanu Adamawa. Także za nim ciągnęły się oskarżenia o przywłaszczanie publicznych funduszy, również on miał problemy z Amerykanami. Na początku poprzedniej dekady amerykański Senat prowadził śledztwo w sprawie nigeryjskiego polityka, który z pomocą swojej amerykańskiej żony miał wyprowadzić do Stanów 40 milionów dolarów „wątpliwego pochodzenia”.

W normalnych warunkach wyścig rozstrzygnąłby się między Abubakarem i Tinubu przy dużej obojętności znacznej części społeczeństwa. W ostatnich wyborach w 2019 roku frekwencja wyniosła zaledwie 35 proc. Pojawił się jednak kandydat, który może sporo namieszać w duopolu APC-PDP – Peter Obi.

To biznesmen z doświadczeniem w bankowości i były gubernator stanu Anambra. Jest stosunkowo „młody” na tle swoich konkurentów – latem skończy 61 lat. Nie ciążą na nim poważne korupcyjne zarzuty, choć jego nazwisko pojawiało się w Pandora Papers – Obi tłumaczył się, że wszelkich transakcji z udziałem spółek z rajów podatkowych dokonywał zgodnie z prawem.

Wokół Obiego zebrała się, jak określił to „Jacobin”, dość paradoksalna koalicja. Z jednej strony przychylnie pisze o nim zachodnia biznesowa prasa. Z drugiej, w samej Nigerii cieszy się poparciem działaczy związkowych i młodych, dla których stał się naturalnym kandydatem wyrażającym protest przeciw zabetonowaniu nigeryjskiej polityki. Zwłaszcza dla tej części młodego pokolenia, które upolityczniło się w 2020 roku w trakcie masowych protestów odbywających się w całym kraju pod hasłem #EndSARS.

SARS, Special Anti-Robbery Squad, to specjalna jednostka nigeryjskiej policji, której likwidacji w 2020 roku domagali się protestujący. W protestach nie chodziło tylko o SARS, ale w ogóle o brutalność policji i arbitralne działanie władz ponad prawem i kontrolą społeczną. Rząd zaskoczony skalą protestu zapowiedział rozwiązanie jednostki, ale jednocześnie wysłał przeciw protestującym wojsko. 20 października 2020 roku w Lekki w stanie Lagos doszło do masakry, armia otworzyła ogień do tłumu demonstrujących. Wedle szacunków Amnesty International zginęło 12 osób. Tinubu z pewnością nie pomoże w wyborach to, że obwinił wtedy o całą sytuację protestujących.

Protest przeciwko spadkowi jakości życia i eksmisjom w Lagos. Fot. Justice & Empowerment/flickr.com

Ostatnie sondaże dawały Obiemu szanse na zwycięstwo. Zdania ekspertów co do tego, czy można im ufać, są jednak podzielone. Pojawiają się głosy, że ośrodki badania opinii publicznej nie są w stanie uwzględnić głosów wsi. Obi jest tymczasem wybitnie miejskim kandydatem i tam z pewnością wygra. Pytanie jednak, czy tych głosów starczy – jeśli frekwencja wśród młodych w miastach nie będzie duża, jeśli ta grupa się nie zmobilizuje, to z pewnością nie.

Przeciw Obiemu przemawia też słabość partyjnej maszyny popierającej go Partii Pracy, w wyborach notującej na ogół jednocyfrowe wyniki. Obi do niedawna był członkiem PDP, startował nawet jako kandydat tej partii na urząd wiceprezydenta u boku Abubakara w 2019 roku, ale skonfliktował się z macierzystą partią i wybrał Laburzystów. Dla wielu wyborców równie ważne jak partyjne etykietki jest to, z jakiego regionu pochodzi kandydat, z jakiej grupy etnicznej i jaką religię wyznaje. Obi jest katolikiem, co nie ułatwi mu walki o głosy na muzułmańskiej północy kraju.

Duży aparat partyjny oznacza też w nigeryjskich warunkach możliwość kupowania głosów, co jest stałą praktyką, zwłaszcza na terenach wiejskich. By ograniczyć te praktyki, bank centralny Nigerii wprowadził niedawno program wymiany banknotów, która miała też ograniczyć ilość papierowego pieniądza w obiegu i promować transakcje bezgotówkowe.

Operacja skończyła się jednak chaosem, kolejkami pod bankami i bankomatami, irytacją ludzi, którzy nie mogli zapłacić starymi pieniędzmi, a – zwłaszcza na terenach wiejskich – nie zawsze mieli gdzie wymienić je na nowe. Tinubu oskarżył nawet przeciwników z szeregów własnej partii, APC – należy do niej także obecny prezydent – że specjalnie tak nieudolnie przygotowali wymianę pieniędzy, by podkopać jego szanse na zwycięstwo. Z kolei konkurenci APC mówią czasem, że celem wymiany jest utrudnienie kupowania głosów wszystkim – jak było wcześniej „uczciwie” – poza rządzącą dziś partią.

Wyniki są nieprzewidywalne, być może po raz pierwszy w historii zobaczymy drugą turę. Do zwycięstwa wystarczy bowiem zdobycie względnej większości głosów, ale jednocześnie kandydat musi zdobyć co najmniej 25 proc. głosów w dwóch trzecich nigeryjskich stanów. Gdyby nikomu się to nie udało, co uruchomiłoby dogrywkę, byłby to sygnał politycznego przesilenia.

Rebelia i masakra w Sudanie

czytaj także

Rebelia i masakra w Sudanie

Shireen Akram-Boshar, Brian Bean

Całe mnóstwo problemów

Utrudnienia w dostępie do gotówki to tylko jeden z bardzo wielu problemów, z jakimi mierzy się dziś Nigeria. Jak pisze „Financial Times”, jest to państwo z wielkim potencjałem, który ciągle nie może się zrealizować. Nigeria ma drugie w Afryce, po Libii i dziesiąte na świecie złoża ropy, młodą, aktywną populację, z silnymi przedsiębiorczymi postawami, jedną z najważniejszych w Afryce metropolii, Lagos, uznawaną za „afrykańską stolicę start-upów”, ściągającą istotne zagraniczne inwestycje, rozpoznawalnych twórców kultury itd.

Jednocześnie, mimo że dochody państwa w 80 proc. pochodzą z eksportu ropy, Nigeria nie jest w stanie wykorzystać limitów produkcji przyznanych jej w ramach organizacji OPEC, skupiającej eksporterów tego surowca. W dużej mierze wynika to z działania mechanizmów korupcyjnych i przestępczych, część ropy jest po prostu rozkradana, zanim trafia na rynek. Nigeria nie była też w stanie rozwinąć własnego przemysłu rafineryjnego, w efekcie musi importować benzynę.

90 milionów Nigeryjczyków żyje za mniej niż 1,9 dolara dziennie. Około jednej trzeciej populacji w wieku produkcyjnym nie ma pracy, kilkadziesiąt milionów pracuje w sektorze nieformalnym, w silnie prekarnych warunkach. Płaca minimalna, wynosząca 65 dolarów miesięcznie, nie wzrosła od 2018 roku. W sytuacji inflacji wynoszącej dziś 21 proc. przekłada się to na kryzys kosztów życia dotykający miliony osób.

Usługi publiczne od lat są niedofinansowane i niszczeją – zwłaszcza opieka zdrowotna i szkolnictwo wyższe. Poza systemem edukacji jest około 10 milionów dzieci – dwie trzecie z nich to dziewczynki. Średnia oczekiwana długość życia wynosi zaledwie 53 lata – co jest słabym wynikiem nawet na tle państw regionu o podobnym dochodzie na głowę mieszkańca. Kto tylko może, leczy się i kształci za granicą.

Demonstracja po porwaniu dziewcząt przez Boko Haram w 2014 roku. Fot. UN Photo/flickr.com

Rząd ma też problemem z zapewnieniem elementarnego bezpieczeństwa, zwłaszcza na obrzeżach państwa. Choć islamistyczna organizacja terrorystyczna Boko Haram nie jest już takim problemem jak dekadę temu, to dziś szczególnie aktywna jest inna: Islamistyczne Państwo Afryki Zachodniej, powiązane z ISIS. Jest ono szczególnie aktywne na północy kraju, gdzie konflikty spowodowały przymusowe migracje wewnętrzne 3 milionów osób i przyniosły klęskę głodu.

Na południowym wschodzie trwa konflikt między rządem a paramilitarnym skrzydłem separatystów dążących do wskrzeszenia niepodległej Republiki Biafry. W całym kraju narastają ataki o charakterze bandyckim, zbrojne konflikty między ludnością rolniczą i pasterską, wreszcie porwania dla okupu. Szacuje się, że w czasie dwóch kadencji obecnego prezydenta Buhariego 600 tysięcy osób poniosło śmierć z rąk terrorystów.

W walce z terrorem państwo także potrafi postępować brutalnie wobec ludności cywilnej. Niedawno wyszły na jaw informacje sugerujące, że armia mogła wymuszać aborcję na kobietach w ciąży uwolnionych z niewoli Boko Haram.

W odpowiedzi na to wszystko specjaliści i osoby z kapitałem opuszczają kraj. Drenaż mózgów pogłębia jego problemy. Coraz częściej pojawiają się głosy, że Nigeria jest dziś już państwem upadłym albo przynajmniej zmierzającym do takiego stanu. A z pewnością niezdolnym poradzić sobie ze stojącym przed nim wyzwaniem demograficznym – do czego w dużej mierze przyczynia się jakość tamtejszej klasy politycznej.

Ekofeministki z Afryki to przyszłość świata

czytaj także

Politycy bez wizji

Howard W. French, dziennikarz dobrze znający Afrykę, na łamach „Foreign Policy” porównał niedawno dzisiejszą sytuację Nigerii do Chin po zakończeniu rządów Mao pod koniec lat 70. Tamte Chiny także miały potężną, młodą populację – starsze pokolenia przetrzebiły polityki Mao – która miała wedle wszelkich modeli rosnąć w tempie, za którym nie będzie w stanie nadążyć dotychczasowy model rozwojowy.

Chiny, a konkretnie elita Komunistycznej Partii Chin, miała dwa pomysły, co z tym zrobić. Po pierwsze uznała, że młoda, w dużej mierze wolna od zobowiązań stwarzanych przez konieczność opieki nad seniorami populacja może stać się światową siłą roboczą. Chiny zaczęły otwierać się na zagraniczne inwestycje, na początku w specjalnych sferach ekonomicznych. By w kształtującym się w ten sposób nowym globalnym podziale pracy Chiny nie były skazane na wykonywanie najprostszych zadań, partia w latach 80. zaczęła inwestować w rozbudowę sektora uniwersyteckiego. Przy wszystkich jego wadach i kosztach, model ten uruchomił okres bezprecedensowego wzrostu chińskiej gospodarki.

Po drugie, Chiny zaaplikowały w odpowiedzi na demograficzne wyzwanie politykę jednego dziecka. Ta okazała się nie tylko społecznie kosztowna, ale też dziś widać, że była po prostu błędna – tendencje demograficzne związane ze starzeniem się społeczeństwa zaczynają działać na niekorzyść Chin.

Nigeryjscy robotnicy budowlani. Fot. Arne Hoel/World Bank

Jest oczywiste, że Nigeria nie może powtórzyć chińskiej drogi. Ale potrzebuje jakiegoś swojego pomysłu na szybki, nadążający za demografią rozwój – w dodatku w warunkach kryzysu klimatycznego. Problem w tym, że nikt w Nigerii nie ma dziś żadnego pomysłu rozwojowego. Żaden z czołowych kandydatów na prezydenta nie przedstawił w tych wyborach inspirującej wizji, nie wykluczając Obiego.

Jego program – mimo poparcia związków zawodowych – jest dość neoliberalny i probiznesowy. Jego najważniejszym punktem ma być rozmontowanie krytykowanego programu rządowych dopłat do paliwa.

Można jednak mieć wątpliwości, czy Obiemu to się uda. Choć na programie korzysta najwięcej zamożniejsza klasa średnia, to cieszy się on bardzo powszechnym społecznym poparciem – nawet ludzie nieposiadający swojego samochodu mają poczucie, że to jedna z niewielu rzeczy, jaką obywatel dostaje od nigeryjskiego państwa. Próba likwidacji dopłat będzie oznaczać wejście na polityczną minę i potężne społeczne protesty.

Nigeria w ostatnich kilkunastu latach jest przykładem kolejnych prezydentów zawodzących swoich wyborców i niezdolnych poradzić sobie ze stojącymi przed nimi wyzwaniami. Zmarły w trakcie kadencji Umaru Yar’Adua (2007–2010) był na to po prostu zbyt schorowany. Jego następca Goodluck Jonathan (2010–2015) uwielbiał oficjalne uroczystości, przecinanie wstęg, spotkania z wyborcami. Jego administracja stała się jednak symbolem ekonomicznej niekompetencji i korupcji – niektórzy prezydenccy ministrowie usłyszeli później prokuratorskie zarzuty.

Obecny prezydent Buhari – dyktator z połowy lat 80. teraz nawrócony na demokrację – został wybrany jako surowy, ascetyczny człowiek spoza układów, który miał oczyścić nigeryjską politykę z korupcji. Jego dwie kadencje pod każdym względem były jednak klęską. Mimo nowych demokratycznych przekonań Buhari na społeczne protesty reagował ciężką ręką. Nie tylko, gdy chodziło o protesty przeciw SARS.

W czerwcu 2021 roku władze Nigerii na ponad pół roku – do stycznia 2022 – zablokowały działanie w kraju Twittera. Oficjalnym powodem było usunięcie tweetów Buhariego i zawieszenie konta prezydenta po tym, jak zagroził na platformie separatystom z Biafry powtórzeniem scenariusza krwawej wojny domowej z lat 60. Chodziło jednak nie tylko o Buhariego, a o rolę, jaką platforma odgrywała w niezależnym obiegu informacji, komunikowaniu i organizowaniu się młodych ludzi.

Wielu komentatorów obawia się, że ten scenariusz rozczarowania i klęski powtórzy się niezależnie od tego, kto wygra w sobotę.

Masajowie nie chcą się wynieść, więc Tanzania próbuje przesiedlić ich siłą

Dlaczego powinniśmy trzymać kciuki, by im się udało

Tymczasem powinniśmy trzymać kciuki, by Nigeryjczykom jednak się udało. Dlaczego? Jak pisał Philip French, to, czy rosnąca populacja Nigerii będzie mogła zbudować sobie życie w ojczyźnie, czy trafi do Europy, Stanów i innych państw rozwiniętych jako dobrze wykształcona siła robocza, czy też sytuacja w kraju zmieni ją w zdesperowane masy uchodźcze, będzie miało fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa i stabilności nie tylko w Afryce Zachodniej, ale też w Ameryce Północnej i w Europie.

Niektóre państwa są zbyt duże, by upaść, nie pociągając za swoim upadkiem katastrofy. Nigeria jest jednym z nich. Dlatego tak ważne jest, by nigeryjska demokracja wyłoniła wreszcie kompetentne przywództwo, zdolne zmierzyć się z jego problemami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij